Liban/ Wciąż nie ma rządu
W Bejrucie toczą się rozmowy mające doprowadzić do porozumienia w sprawie nowej ordynacji wyborczej i obsadzenia kluczowych stanowisk w tworzonym przez Omara Karamiego rządzie jedności narodowej. Sprawy te są główną przeszkodą na drodze do utworzenia nowego gabinetu. Ma się w nim znaleźć 30 osób, w większości o nastawieniu prosyryjskim.
Taki stan politycznego zawieszenia trwa w Libanie już od 28 lutego, kiedy to desygnowany na premiera Omar Karami podał się do dymisji wraz z całym rządem w obliczu masowych antysyryjskich protestów. Wybuchły one po krwawym zamachu z 14 lutego, w którym zginął były premier Libanu Rafik Hariri i 19 innych osób. Wielu Libańczyków oskarża o spowodowanie zamachu sąsiednią Syrię, która od lat utrzymywała w Libanie swe wojska i agentów wywiadu.
Różnice pomiędzy przyszłym premierem a prezydentem skupiają się m.in. na wielkości okręgów wyborczych. Omar Karami jest zwolennikiem podziału Libanu na pięć dużych okręgów. Wcześniej jego gabinet proponował stworzenie małych okręgów, ale wycofano się z tego, gdyż faworyzowałoby to tereny zamieszkałe przez chrześcijan, które są bastionami opozycji. Problemem jest również obsada stanowiska ministra spraw wewnętrznych. Pełniący tą funkcję dotychczas Suleiman Franjieh nie chce objąć stanowiska, gdyż musiałby się wycofać z projektu ordynacji wyborczej, który sam zaproponował. Inni politycy również nie garną się by otrzymać tekę ministra.
W przypadku niepowodzenia rozmów, Karami może zrezygnować z pełnienia funkcji ministra, co według jego współpracowników doprowadziłoby do kryzysu w Libanie. Opozycja zaś twierdzi, że całe to zamieszanie ma na celu odłożenie wyborów, które mają się odbyć po całkowitym wycofaniu wojsk syryjskich z terytorium Libanu, co nastąpić ma pod koniec kwietnia.
/Źródła: BBC, ONET, Al Jazeera/