Turcja/ Naciski USA nie złagodziły stanowiska Ankary wobec Iraku
W Ankarze sekretarz obrony USA, Robert Gates, przekonywał w czwartek tureckich przywódców do szybkiego zakończenia interwencji militarnej w północnym Iraku. Jego wysiłki spełzły jednak na niczym.
„Myślę, że odebrali naszą wiadomość” stwierdził Gates po trzygodzinnych rozmowach z premierem Erdoganem i innymi przedstawicielami tureckich władz. „Stanąłem na tym samym stanowisku co wcześniej, a ono mówi, że powinni skończyć tą operację tak szybko jak tylko będą mogli”. Gatesowi nie udało się jednak przekonać Turków do wyznaczenia daty wycofania swych wojsk z północnego Iraku. Ankara nadal stoi na stanowisku, iż nie zakończy operacji dopóki jej cel – likwidacja baz separatystów z Partii Pracujących Kurdystanu (PKK) – nie zostanie osiągnięty.
Gates pozostaje jednak optymistą, twierdząc że dialog jaki prowadził z tureckimi przywódcami był owocny. Twierdzi, ze podczas rozmów uczulał gospodarzy na trzy kwestie: konieczność utrzymywania stałego dialogu z władzami Iraku, większą ostrożność w prowadzeniu działań wojennych i nie zapominanie, iż problemu kurdyjskiego nie da się rozwiązać wyłącznie środkami militarnymi.
Wspierani przez lotnictwo i artylerię tureccy żołnierze od ponad tygodnia walczą w północnym Iraku z bojownikami (lub jak woli Ankara, „terrorystami”) z PKK, starając się zniszczyć ich bazy i linie zaopatrzenia. Turecka armia podaje, że w trakcie dotychczasowych starć zginęło już ponad 250 ludzi (230 rebeliantów i 24 tureckich żołnierzy).
Prezydent George W. Bush podczas czwartkowej konferencji prasowej w Białym Domu w pełni poparł stanowisko Gatesa. „Całkowicie zgadzam się z sekretarzem Gates’em, iż turecka interwencja musi być ograniczona jeśli chodzi o zasięg i czas. Turcy muszą się wycofać, wycofać szybko. Osiągnąć swój cel i wyjść stamtąd” oświadczył.
Turcy ze swej strony zapewnili jedynie, że ich operacja jest ograniczona w celach i czasie oraz, że nie mają zamiaru okupować jakiejkolwiek części Iraku. Turecki minister obrony, Vecdi Gonul, podkreślał, że osiągniecie celów operacji zależy w dużej mierze od warunków pogodowych.
Wkroczenie wojsk tureckich do północnego Iraku w żadnym momencie nie było na rękę Stanom Zjednoczonym. Kurdowie zamieszkujący Irak są bowiem obecnie sojusznikiem USA, a Amerykanie obawiają się, że turecko-kurdyjski konflikt w północnym Iraku pogorszyłby jeszcze bardziej i tak już niestabilną sytuacje w tym kraju. Z drugiej strony, Turcja jest jednak najwierniejszym, obok Izraela, sojusznikiem USA w regionie.
Zamieszkiwany przez Kurdów północny Irak od początku lat 90-tych stanowi bazę wypadową separatystów (lub jak określa ich Turcja, terrorystów) z Partii Pracujących Kurdystanu (PKK). Od ponad 20 lat prowadzą oni wojnę partyzancką, dążąc do oderwania od Turcji zamieszkiwanych przez Kurdów terytoriów i utworzenie tam niezależnego państwa. Gdy w wyniku I wojny w Zatoce utworzono tam strefę, do której wojska reżimu Saddama Husajna nie miały wstępu, PKK znalazła w północnym Iraku idealne schronienie. Jeszcze większą swobodę manewru uzyskała od 2003 r., gdy wojska koalicji obaliły Husajna a w północnym Iraku powstała de facto kurdyjska autonomia.
Sytuacja ta była nie do zaakceptowania przez Ankarę. Nad granicą turecko-iracką stale dochodziło do zbrojnych incydentów, a premier Erdogan niejednokrotnie ostrzegał, że armia turecka wkroczy do Iraku jeśli USA i władze Bagdadzie nie rozwiążą problemu obecności PKK na terytorium tego kraju. Za zgodą Waszyngtonu tureckie lotnictwo od grudnia 2007 r. bombarduje bazy PKK w Iraku.
Na podstawie: cnn.com, iht.com