Armenia/ Bez zmian w sprawie ludobójstwa
W ostatnim czasie w mediach azerskich i tureckich pojawiły się sensacyjne informacje o zmianie armeńskiej polityki w sprawie ludobójstwa Ormian. Oznaczałoby to zwrot w polityce zagranicznej Erewania i możliwość podjęcia prób unormowania stosunków dwustronnych z Azerbejdżanem i Turcją. Jednak rzecznik armeńskiego MSZ Hamlet Gasparian zdecydowanie zaprzeczył tym doniesieniom. Również daleko do przełomu na linii Erewań-Baku.
Armenia-Turcja
Kwestia „ludobójstwa Ormian” jest główną kością niezgody w stosunkach armeńsko-tureckich, uniemożliwiającą nawiązanie normalnych stosunków i jakąkolwiek bliższą współpracę między oboma państwami. Strony drastycznie różnią się w ocenie dramatycznych wydarzeń, jakie rozegrały się w czasie pierwszej wojny światowej. Armenia utrzymuje, że ofiarami systematycznych mordów ze strony tureckiej padło 1,5 miliona Ormian i domaga się uznania tego za „zbrodnię ludobójstwa” na arenie międzynarodowej. Przykładowo, wizytujący obecnie Armenię prezydent Estonii składał kwiaty przed pomnikiem ofiar ludobójstwa. Rząd w Erewaniu chce także przyznania się Turcji do zorganizowania tego „holocaustu”.
Z kolei Turcja twierdzi, że liczba ofiar jest zawyżona, mordy wynikały z logiki toczącego się konfliktu (Ormianie wystąpili przeciwko Imperium Osmańskiemu, którego formalnie byli poddanymi) a także że „krew lała się po obu stronach”. Turcja nieraz złośliwie nazywa Armenię „drugim Izraelem” mając na myśli tak znaczną ormiańską diasporę (szacuje się, że nawet 80 % Ormian żyje poza granicami kraju) , jak i wykorzystywanie przez Armenię retoryki „ofiary” w stosunkach międzynarodowych. Wszystko wskazuje na to, że krwawa przeszłość także i tym razem uniemożliwi pomyślne nawiązanie współpracy między chrześcijańską Armenią i muzułmańską Turcją, pukającą do bram Unii Europejskiej.
Armenia-Azerbejdżan-Rosja
Armenia jest państwem, które jako jedyne w regionie Kaukazu prowadzi politykę raczej „prorosyjską”. Wynika to tak z uwarunkowań historycznych, bliskości kulturowo-religijnej, jak i z dzisiejszych problemów. Poza bowiem Turcją, także stosunki z innymi sąsiadami nie układają się najlepiej. Zdecydowanie najbardziej konfliktowe są relacje z Azerbejdżanem. Ogniskują się one wokół Górnego Karabachu, ormiańskiej enklawy w Azerbejdżanie, która w wyniku krwawej wojny w pierwszej połowie lat 90. wywalczyła sobie praktycznie niezależność od Baku. Armenia twierdzi że z konfliktem w Karabachu nie ma nic wspólnego, tymczasem władze Azerbejdżanu oskarżają ją o aktywne wspieranie separatystów. Prezydent Armenii Robert Koczarian zapowiedział niedawno zintensyfikowanie współpracy pomiędzy Armenią a nieuznawaną republiką.
Ostatnio konflikt ponownie przybrał na sile. Azerbejdżanowi udało się wprowadzić do obrad 59 sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ punkt omówienia „sytuacji na okupowanych terytoriach Azerbejdżanu”. Wywołało to krytykę ze strony armeńskiej – reprezentujący Karabach minister spraw zagranicznych Aszot Gulian nazwał to „propagandowym trickiem” oddalającym rozwiązanie konfliktu (i jednocześnie podkreślił, że Karabach nie ma nic wspólnego z władzami w Erewaniu). Szczególne rozgoryczenie strony armeńskiej spowodował fakt, że za rezolucją głosowały, łamiąc wcześniejsze ustalenia, niektóre państwa WNP (Kazachstan, Kirgizja), a Rosja wstrzymała się od głosu.
Konfliktem w Karabachu zajmuje się tzw. „Grupa Mińska” OBWE i według Armenii to tam istnieje forum stosowne do poruszania tego problemu, jeśli chodzi o pespektywę międzynarodową (generalnie władze w Erewaniu twierdzą, że sprawę Karabachu Azerbejdżan powinien uregulować w dwustronnych negocjacjach z władzami zbuntowanej republiki; nie godzi się na to Azerbejdżan, uważając Karabach za swoje terytorium okupowane przez Ormian). Podczas niedawnej (12.11) wizyty w Moskwie armeński minister spraw zagranicznych Wardan Oskarian spotkał się z przedstawicielami „Grupy Mińskiej”.
O tym, jak napięte są stosunki armeńsko-azerskie świadczyć może choćby fakt niewpuszczenia na terytorium Azerbejdżanu armeńskich oficerów mających uczestniczyć w ćwiczeniach NATO we wrześniu 2004 r. Problem z otrzymaniem azerskich wiz może mieć także delegacja parlamentarzystów z Erewania (Mger Szakdelian, Aleksan Karapetian, Artur Petrosian) zamierzających wziąć udział w konferencji NATO Rose Roth, która odbędzie się w Baku w dniach 26-28 listopada. Wprawdzie władze Azerbejdżanu stwierdziły, że nie mają nic przeciwko wizycie armeńskiej delegacji, ale w życiu politycznym kraju zawrzało: rządzący są oskarżani o zdradę narodowych interesów, organizacje uchodźców z Karabachu próbują urządzać uliczne protesty.
Armenia-Zachód
„Osamotnienie” Armenii w regionie Kaukazu sprawia więc, że jest ona „skazana” na bliską współpracę z Rosją. Nie zmieniają tego nieliczne gesty ze strony Zachodu. W czasie niedawnej wizyty w Erewaniu szef NATO Jaap de Hoop Scheffer stwierdził wprawdzie, że Kaukaz to strefa „strategicznego interesów” tej organizacji, ale do żadnych „konkretów” nie doszło. Minister obrony Serż Sarkisian oświadczył, że Armenia nie jest zainteresowana wstąpieniem do NATO. Istotnemu zwiększeniu ulegną natomiast w 2005 r. wydatki na obronność (o 12 %). 99 mln USD dostanie wojsko, 20 mln siły policyjne, 14 mln wywiad. Wzrost nakładów jest uzasadniany brakiem postępów w sprawie Karabachu.
Z wizytą w Armenii przebywa także „Grupa Aro” (od nazwiska Włocha Pietro Aro) powołana przez Radę Europy dla monitorowania wypełniania przez Erewań zobowiązań wynikających z członkostwa w tej organizacji (od stycznia 2001 r.). Jest to druga już wizyta „Grupy Aro” w Armenii w tym roku.
[na podst. turks.us, azernews.com, interfax.com, rian.ru]