Azerbejdżan/ Opozycja protestuje, prezydent uspokaja
Dwadzieścia tysięcy ludzi protestowało w sobotę na ulicach Baku przeciw rządom prezydenta Ilhama Alijewa. Oskarżany o dyktatorskie rządy prezydent Azerbejdżanu zachowuje jednak spokój twierdząc, że według ostatnich sondaży cieszy się poparciem 77 procent obywateli.
Wielu spośród demonstrantów ubranych było w pomarańczowe koszulki, nawiązujące do koloru ukraińskiej pokojowej rewolucji z końca 2004 roku. Skandowano hasła „Zrezygnuj!”, odnoszące się do prezydenta Alijewa, ale także do całego reżimu rządzącego Azerbejdżanem. Wiec zorganizowało wspólnie pięć opozycyjnych ugrupowań (m.in. Azadłyg, Musawat, Front Narodowy). Azerska opozycja stara się skonsolidować siły przed listopadowymi wyborami parlamentarnymi. Już teraz jej przedstawiciele wyrażają obawy co do tego, czy elekcja zostanie przeprowadzona uczciwie. Domagają się także zakończenia toczących się procesów politycznych działaczy sprzeciwiających się prezydentowi oraz zaprzestania stosowania tortur.
„Naród Azerbejdżanu nie zaakceptuje oszukańczych wyborów. Musimy wybrać: wolne wybory albo rezygnacja” – ostrzegł obóz skupiony wokół prezydenta Alijewa jeden z liderów opozycji, szef Frontu Narodowego Ali Kerimli. Tymczasem prezydent Alijew zapewnił niedawno dziennikarzy, że scenariusz podobny do ukraińskiej pomarańczowej rewolucji jest nie do pomyślenia w Azerbejdżanie, ponieważ kraj jest stabilny, a on sam cieszy się największym, bo 77-procentowym, poparciem ludności spośród wszystkich głów państw WNP.
Kilka dni temu deputowani do azerskiego parlamentu (Mili Madżlisu) rozpoczęli dyskusję nad ustawą „O ulepszeniu praktyki wyborów”, przewidującą modyfikację prawa wyborczego. Zdaniem reprezentantów rządzącej partii Eni Azerbejdżan, zmiany stanowić będą dostosowanie przepisów azerskich do zaleceń Rady Europy oraz OBWE. Większość zapisów w omawianym projekcie nie budzi wątpliwości. Kością niezgody pomiędzy władzą a opozycją pozostaje natomiast kwestia obsady okręgowych i lokalnych komisji wyborczych. Chodzi o udoskonalenie systemu „parytetowego”, w ramach którego określona liczba miejsc w komisjach przypada reprezentantom obozu rządzącego, opozycji i obserwatorom niezależnym. Zdaniem opozycji utrzymanie obecnego stanu rzeczy oznaczałoby dominację w komisjach reprezentantów proprezydenckiej partii Eni Azerbejdżan.
Ponadto opozycja domaga się zwiększenia uprawnień dla organizacji pozarządowych chcących wziąć udział w procesie monitoringu wyborów. Deputowany Dżamil Gasanły zwrócił uwagę że „skład komisji znajduje się w ręku Eni Azerbejdżan. Władze oświadczają, że w kraju zarejestrowanych jest cztery i pół miliona wyborców. To nieprawdziwa cyfra, ponieważ dwa i pół miliona ludzi znajduje się w Rosji, Turcji i innych krajach”. Inni politycy azerscy, jak na przykład Gudrat Gasangulijew, obawiają się, że na wynik wyborów władze będą wpływać już wcześniej, na etapie początkowym kampanii wyborczej, odmawiając prawa do rejestracji niektórym kandydatom bądź całym ugrupowaniom.
Tymczasem Ajdyn Mirzazade, członek kierownictwa Eni Azerbejdżan, stwierdził, że Azerbejdżan jest państwem, które „pomimo krótkiego okresu niepodległości, stało się liderem na Południowym Kaukazie. I to nie tylko z uwagi na swoje zasoby naturalne i geopolityczne położenie, ale także dzięki prowadzeniu zrównoważonej polityki zagranicznej oraz mądrej i elastycznej polityki wewnętrznej”. Jako wyraz poparcia świata dla polityki Alijewa może zdaniem Mirzazade świadczyć zaproszenie azerskiej głowy państwa do złożenia wizyty w Waszyngtonie.
[na podst. bakutoday.net, echo-az.com, rferl.org]