Kirgistan/ Wybory bez naruszeń, ale z wątpliwościami
W niedzielę, 27 stycznia, w Kirgistanie odbyły się wybory parlamentarne do 75-osobowego parlamentu (Żogorku Kenesz). Choć władze doniosły, że przebiegały one w spokojnej atmosferze i bez naruszeń prawa wyborczego, to opozycja w tej drugiej kwestii ma zupełnie inne zdanie. Jednakże prawdopodobieństwo masowych protestów na skalę znaną z Gruzji czy Ukrainy nie wydaje się obecnie duże.
O 75 foteli w parlamencie ubiegało się 388 kandydatów w jednomandatowych okręgach (w niektórych z nich o miejsce rywalizowało nawet 10 osób). W kraju podjęto podwyższone środki bezpieczeństwa (wzmożone patrole policji, ochrona budynków administracji, lotnisk, dworców), jednak do poważniejszych incydentów nie doszło.
W 60 okręgach przeprowadzono sondaż typu exit-polls, ale sami jego organizatorzy przyznali, że trudno go uznać za duży sukces. Szacowanie wyników głosowania metodą exit-polls w Kirgistanie odbywało się po raz pierwszy. Pracę ankieterom niekiedy utrudniali przedstawiciele komisji wyborczych, z nieufnością odnosili się do nich także wyborcy, zwłaszcza w okręgach wiejskich, nie zamierzający ujawniać swoich wyborczych preferencji.
Przedstawiciele obozu władzy ogłosili, że wybory przeprowadzono w sposób demokratyczny. Wyrażali także satysfakcję z powodu dużej aktywności wyborców obserwowanej w punktach wyborczych. Kandydująca w okręgu „akademickim” w Biszkeku córka urzędującego prezydenta, 32-letnia Bermet Akajewa stwierdziła, że „ fałszerstwo w tych wyborach jest niemożliwe. (…) Wybory przebiegają w swobodnej atmosferze i zrobiono wszystko, aby udowodnić, że przeprowadzamy najswobodniejsze, najbardziej transparentne i wolne wybory”. Już przed wyborami przedstawiciele rządu z przekonaniem twierdzili też, że w Kirgistanie nie ma miejsca dla rewolucji „żadnego koloru” (sformułowania tego użył minister spraw zagranicznych Kirgistanu Askar Ajtmatow na spotkaniu szefów dyplomacji państw WNP w Astanie 25 lutego; kolorem opozycjonistów kirgiskich jest żółty).
Z takim obrazem nie zgadzają się przedstawiciele opozycji. Liderka ugrupowania Ata-Żurt (Ojczyzna) Roza Otumbajewa poinformowała o licznych naruszeniach tak w czasie kampanii, jak i w samym dniu wyborów. „Te wybory nie są ani wolne, ani uczciwe, ani transparentne. (…) Uważam, że już teraz można powiedzieć, że wybory były niesprawiedliwe” – stwierdziła Otumbajewa. Wybierany obecnie parlament określiła ona mianem „kieszonkowego”, całkowicie podporządkowanego interesom władzy wykonawczej (oligarchii skupionej wokół prezydenta Akajewa).
Warto dodać, że na kilka dni przed wyborami niezadowoleni z wykluczenia części kandydatów opozycyjnych mieszkańcy północnych prowincji kraju zablokowali drogę prowadzącą do przejścia granicznego z Chinami oraz do najważniejszej w kraju kopalni złota. Komentując te oraz inne zajścia były minister spraw zagranicznych Munatbek Imanalijew powiedział: „Przekupstwo, oszustwa, groźby – oto co dziś dzieje się w kraju”. Na 3 dni przed wyborami jedyna opozycyjna w Kirgistanie stacja radiowa Azattyk (finansowana przez organizacje związane z USA) utraciła prawo do nadawania na swojej głównej częstotliwości, na szykany skarżyli się również wydawcy niezależnych gazet oraz redakcje portali internetowych. Studentom z uniwersytetu w Biszkeku, gdzie startowała córka prezydenta, to, jak głosować, sugerowali podobno wykładowcy.
Przeciw spodziewanym naruszeniom wyborczym wypowiedział się w wywiadzie dla jednej z kirgiskich gazet ambasador USA. Oświadczenie to spotkało się z bardzo zdecydowaną reakcją kirgiskiego MSZ. Wystosowano notę protestacyjną do ambasady USA, żądając zaprzestania działalności oczerniającej „zaprzyjaźnione państwo”, a same wypowiedzi ambasadora zostały ocenione jako „ingerencja w wewnętrzne sprawy Kirgistanu”.
Wydaje się jednak, że opozycja kirgiska nie jest na tyle silna, aby przeprowadzić masowe akcje protestu. Obecne wybory uchodzą za „przygrywkę” do wyborów prezydenckich planowanych na październik 2005 r. Są one zapowiadane jako pierwsze „czyste” i pokojowe przekazanie władzy w Azji Centralnej po 1991 r. (dotychczas w regionie władza przeszła z rąk do rąk jedynie w Tadżykistanie, gdzie w wyniku wojny domowej ster nad państwem objął Emomali Rachmonow; zapewnił on już sobie prawo do ponownego startu w wyborach prezydenckich w 2006 r.; wybory parlamentarne do izby niższej w Tadżykistanie również odbyły się 27 lutego).
Zgodnie z obecnie obowiązującą konstytucją prezydent Askar Akajew nie może w nadchodzącej elekcji wziąć udziału (kończy swoją drugą kadencję). Tym niemniej wydaje się, że rządząca grupa jest dobrze przygotowana i ma w zanadrzu kilka scenariuszy. Po pierwsze, w myśl niedawnej nowelizacji konstytucji, Kirgistan z republiki prezydenckiej staje się republiką o systemie prezydencko-parlamentarnym; realne kompetencje i zakres władzy prezydenta i premiera (które to stanowisko mógłby objąć sam Akajew bądź ktoś z jego najbliższego otoczenia) ukształtuje zapewne przede wszystkim dopiero praktyka rządzenia. Po drugie, mimo składanych przeczących deklaracji, opozycja wciąż podejrzewa Akajewa o chęć takiej zmiany prawa, która pozwoliłaby mu ubiegać się o trzecią kadencję. Po trzecie wreszcie, władza może „zostać w rodzinie” (kandydatem na sukcesora może być syn Akajewa Ajdar lub córka Bermet).
[na podst. interfax.ru, lenta.ru, newsru.com, reuters.com, rferl.org, tass.ru]