Ukraina/ Kuczma za, Tymoszenko przeciw?
„Tworzymy teraz dwie różne drużyny”, a prezydent Juszczenko jest zakładnikiem swojego skorumpowanego otoczenia – oświadczyła w wystąpieniu telewizyjnym była premier Ukrainy, Julia Tymoszenko. Według Tymoszenko już od samego zwycięstwa pomarańczowej rewolucji istniał spisek mający doprowadzić do przekazania władzy w ręce jej konkurenta Petra Poroszenki. Tymczasem ostatnie decyzje Juszczenki otrzymały niespodziewane wsparcie byłego prezydenta kraju, Leonida Kuczmy.
Kuczma: „Za Juszczenko!”
„To absolutnie prawidłowa decyzja – trzeba było ich wszystkich…I na ten krok on się zdecydował” – skomentował w swoim stylu działania Juszczenki Kuczma, dodając: „Także i dalej powinien być on konsekwentny i zdecydowany”. Zdaniem byłego prezydenta, dymisja premier Tymoszenko wynikała ze zgubnej polityki prowadzonej przez rząd, czego efekty byłyby/będą widoczne najdalej zimą. Kuczma wręcz zasugerował, że cała sytuacja została celowo sprowokowana przez panią premier, dla której wygodniej będzie nie ponosić odpowiedzialności za stan, w jakim zostawia kraj.
Oceniając prezydenturę Juszczenki w pięciostopniowej skali, Kuczma wystawił swojemu następcy „trójkę”. Skrytykował na przykład ponowną nacjonalizację niektórych przedsiębiorstw (zdaniem pomarańczowych sprzedanych z naruszeniem prawa i interesu państwa) jako przynoszącą szkodę dla „klimatu inwestycyjnego” na Ukrainie.
Tym niemniej w obecnym położeniu Kuczma stanowczo popiera Juszczenkę. „Wybrano go na pięć lat. Dajcie mu możliwość zostania prezydentem i nie doprowadzajcie do rozchwiania sytuacji”, stwierdził były szef państwa. Pojawiające się wezwania do odsunięcia Juszczenki od władzy nazwał nieuczciwymi.
Tymoszenko: Juszczenko dobry, otoczenie złe
„To nie była decyzja prezydenta, lecz jego najbliższego otoczenia, które pracowało nad tym, aby usunąć mnie z rządu” – skomentowała zdymisjonowanie swojego gabinetu Julia Tymoszenko. W przededniu wyborów parlamentarnych liderka ugrupowania BJUTY najwyraźniej nie chce sobie jeszcze zamykać definitywnie furtki do ewentualnego porozumienia z jakąś przynajmniej częścią obozu Juszczenki. Ogólnie jej argumentacja przypominała stosowanie znanej formuły „car jest dobry, tylko źli urzędnicy wprowadzają go w błąd”. Tymi „urzędnikami” ma być grupa skupiona wokół Petra Poroszenki, który zdaniem byłej premier uczynił z kierowanej przez siebie Rady Bezpieczeństwa i Obrony centrum wymierzonego w nią spisku, zagarniając przy okazji dużą część władzy w państwie.
Plan spiskowców zakładał rzekomo odsunięcie rządu Tymoszenko od władzy na jesieni, a obecnie nastąpiło tylko „przyśpieszenie wydarzeń”, co w jakimś stopniu pokrzyżowało plany Poroszenki, zamierzającego ponoć stanąć na czele rządu. Do „grupy trzymającej władzę” Tymoszenko zaliczyła między innymi prezydenckiego doradcę Aleksandra Trietiakowa, lidera frakcji „Nasza Ukraina” Nikołaja Martynienko, a także byłego ministra Romana Bezsmiertnego.
„Całą historia mojego pobytu w rządzie- to historia istnienia dwóch rządów”- poskarżyła się Tymoszenko. Jej zdaniem „otoczenie prezydenta przechwyciło wszystkie główne strumienie finansowe: „Nieftiegaz”, koleje państwowe, „UkrTelecom”. Tymoszenko ironizowała: „Jak mogę podać rękę drużynie prezydenta, jeśli ich ręce są już zajęte”. Za bezpośrednią przyczynę swojej dymisji Tymoszenko uznała próbę zatuszowania skandalu korupcyjnego w gronie najbliższych współpracowników Juszczenki.
Niektóre stwierdzenia Tymoszenko niosły pewien ładunek teatralnej wręcz dramaturgii. W czasie decydującej rozmowy z Juszczenką premier miała go wziać za rękę i powiedzieć: „Chodźmy teraz do dziennikarzy, ręka w rękę, razem”, co było jej ostatnią próba ratowania jedności obozu pomarańczowych. Ale w tym momencie do gabinetu miał wejść Poroszenko, co spowodowało, że Juszczenko ostatecznie nie zgodził się na wspólne wystąpienie z panią premier. „To wszystko wyglądało komicznie” – skomentowała złośliwie Tymoszenko.
Tymoszenko broniła się także podkreślając zasługi swojego rządu dla harmonijnego rozwoju kraju.
Juszczenko: wojny nie będzie!
„Niech Julia Władimirowna wybierze swoją drogę w zgodzie z wartościami i swoimi poglądami na sytuację Ukrainy” – odpowiedział prezydent na emocjonalne wystąpienie Tymoszenko. Juszczenko stanowczo zaprzeczył, że będzie dążył do „wojny na górze” w obozie pomarańczowych. Równocześnie delikatnie skrytykował on jednak Tymoszenko stwierdzając, że jej rząd miał więcej możliwości działania na rzecz dobra kraju niż „dziesięć rządów razem wziętych”. Dodatkowo wytknął byłej szefowej rządu, że zwracając się do narodu za pośrednictwem telewizji, nie podała żadnych faktów, a jedynie próbowała uciec od konkretów w stronę grania na emocjach i uczuciach.
„Ale chcę powiedzieć – dodał Juszczenko – że nie chciałbym, aby taki piątek jak ten, który przeżyłem w zeszłym tygodniu, kiedykolwiek się powtórzył. Ponieważ Ukraina znalazła się o krok od poważnego konfliktu. I to nie dlatego, że istniały dwa centra władzy, ale dlatego, ze jedno z nich pracowało niezgodnie z zasadami”.
***
Zawarcie koalicji Juszczenko-Tymoszenko miało być może zasadniczy wpływ na sukces operacji „wybory prezydenckie 2004”. Czy jednak ten burzliwy polityczny alians przetrwa do wyborów parlamentarnych 2006 roku, pozostaje obecnie sprawą otwartą i coraz bardziej wątpliwą.
Pomijając nawet ostre spory personalne i osobiste ambicje liderów, Juszczenko i Tymoszenko symbolizują dwa odrębne nurty w obozie pomarańczowej rewolucji. Ten pierwszy, prezydencki, jest bardziej umiarkowany, centrowy, nawołujący do szukania złotego środka, otwarty na rozwiązania kompromisowe. Przez to jest on do zaakceptowania nawet przez niektórych dostojników "starego reżimu".
Tymczasem frakcja Tymoszenko wszelkie próby "kolaboracji" z byłą władzą uznaje z definicji za haniebne. Przyrównując to do polskich warunków, tworzą ją "przeciwnicy grubej kreski".
Sądzę, że rozejście się tego sojuszu jest w pewnej mierze czymś nawet naturalnym. Ważny jednak jest i będzie styl, w jakim to nastąpi. A na razie jest on niestety kiepski.
[na podst. korespondent.net]