Rok 2007 na Wyspach
- Agnieszka Andrzejczak Gazetapraca.pl
Wiele działo się w zeszłym roku na Wyspach. Tak wiele, że postanowiliśmy jeszcze raz przypomnieć najważniejsze wydarzenia, o których pisaliśmy w 2007 roku. Czy Wielka Brytania i Irlandia to dziś nadal ziemia obiecana?
Styczeń
Zaczyna się optymistycznie - Polacy mogą wreszcie uniknąć podwójnego opodatkowania i nie będą wpadać w objęcia fiskusa dwa razy. W lipcu 2006 Polska i Wielka Brytania podpisały umowę o unikaniu podwójnego opodatkowania, która zmieniła zasady wyliczania podatku od pieniędzy zarobionych na Wyspach. Zgodnie z jej postanowieniami Polacy, którzy pracują tylko w Zjednoczonym Królestwie i nie mają żadnych dochodów w kraju, będą zwolnieni z obowiązku rozliczania się w Polsce. Natomiast ci, którzy w kraju zarobili jakieś pieniądze, np. z wynajmu mieszkania, muszą nadal składać PIT-y w polskim urzędzie skarbowym, ale na korzystniejszych warunkach. Tymczasem PAP donosi, że po barmanach, kelnerach i budowlańcach, na wyspy masowo emigrować będą policjanci. Od 12 aż do 16 tysięcy z nich myśli o wyjeździe do Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej.
Luty
Luty straszy rodaków historiami oszustw, których ofiarami padali Polacy. Guardian opisywał przestępców działających w Polsce i Wielkiej Brytanii, którzy umieszczali w polskiej prasie ogłoszenia obiecujące znalezienie młodym Polakom pracy w Tesco. Popularna metoda działania to podawanie numeru telefonu komórkowego młodym ludziom rekrutowanym w kraju. Od osoby kontaktowej dowiadywali się, że muszą zapłacić "agentowi" kilkaset funtów. Po przylocie byli odbierani z lotniska przez członka gangu, który zawoził ich w odległe miejsce. Tam musieli dopłacić do nieistniejącego zakwaterowania, po czym byli zostawiani samym sobie. W tym samym czasie organizacja Anti-Slavery International i uniwersytet Hull, w raporcie wydanym w z okazji 200-lecia zakazu handlu niewolnikami, ostrzegał, że ukryte niewolnictwo nadal funkcjonuje w Zjednoczonym Królestwie. Ale są też przyjemne wiadomości. BCC (Brytyjska Izba Handlu) zbadała bowiem nastawienie do imigrantów wśród właścicieli małych i średnich przedsiębiorstw. Trzy czwarte badanych przedsiębiorców podkreśliło, że obecność imigrantów jest korzystna dla brytyjskiej gospodarki, i chce, by rząd ułatwił przyjazdy kolejnym. Połowa przedsiębiorców przyznała, że zatrudniła m.in. Polaków, bo nie mogli na wolne miejsca pracy znaleźć Brytyjczyków o odpowiednim wykształceniu i umiejętnościach. Aż 40 proc. przepytanych dodało, że woli imigrantów, bo są bardziej produktywni i ciężej pracują. Renoma polskich pracowników wzrosła.
Marzec
Zła wiadomość dla panów. Zaczyna obowiązywać antydyskryminacyjne porozumienie organizacji pracodawców i związków zawodowych. Aby uniknąć fali pozwów, zgodnie z regulacjami Unii Europejskiej, pracodawcy muszą zrównać płace kobiet i mężczyzn. Wielu mężczyzn pracujących w sektorze publicznym w Wielkiej Brytanii czekają obniżki pensji nawet o 40 proc. Szacujemy, że w samych urzędach lokalnych dotknie to co piątego pracownika, czyli w sumie 500 tys. osób - powiedział Richard Stokoe, rzecznik organizacji Pracodawcy we Władzach Lokalnych (LGE). Pracodawców nie było stać na podniesienie płac Brytyjek - kobiety zarabiają tu bowiem średnio o 22 proc. mniej niż mężczyźni. W całej Unii różnica płac między płciami to 15 proc., w Polsce - tylko 10 proc.
Kwiecień
Serco, jedna z największych brytyjskich firm w branży rekreacyjnej chce zatrudnić polskich ratowników. W całej Anglii prowadzi ponad 200 basenów i aquaparków. Ratownicy Śląskiego Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego zyskali w Serco taką renomę, że Anglicy chcą zatrudnić tylko ich. Szukali ratowników z ważną legitymacją WOPR-u i dobrą znajomością języka - oferowali umowę o pracę i wynagrodzenie 900-1000 funtów miesięcznie plus nadgodziny. Pierwsza partia wyjechała w maju. Brytyjscy pracodawcy cenią sobie zatrudnionych Polaków, ale szukający pracy Brytyjczycy coraz głośniej upominają się o swoje prawa. Trzech pracowników z firmy P and A Packaging (Northern) Ltd złożyło pozew do Brytyjskiego Trybunału Pracy. Firma zwolniła ich, a kilka dni później zatrudniła na ich miejsce Polaków. Zwolnionych poparła Mężczyzn organizacja Unemployed and Community Resource Centre (SUCRC). Atmosferę podgrzewał fakt, że doradca premiera Tony'ego Blaira - lord Turner ostrzegł go w swoim liście, że Polacy są zagrożeniem dla brytyjskiego rynku pracy i ich napływ doprowadzi do obniżenia wynagrodzeń dla rdzennych mieszkańców.
Razem z wiosną przychodzi pierwsza fala informacji o pogarszających się warunkach życia i płacy na wyspach. Na konferencji prasowej burmistrz Londynu Ken Livingstone ogłosił, że minimalna godzinowa stawka płacy umożliwiająca życie na godziwym poziomie i zapobiegająca ześlizgnięciu się w nędzę powinna wynosić w Londynie 7,20 funta - o wiele więcej od ustawowej średniej dla całego kraju 5,35 funta. Większość imigrantów, szczególnie nielegalnie zatrudnianych, zarabia jednak mniej. Londyn jest jednym z najdroższych miast świata, a ceny wynajmu mieszkania i żywności systematycznie rosną.
Maj
Zbliża się kolejna rocznica otwarcia brytyjskiego rynku pracy, a Polacy na wyspach organizują pierwszy strajk. Pracownicy Musgrave, ogromnej irlandzkiej korporacji posiadającej sieć sklepów, domagają się równych praw z zatrudnionymi tam Irlandczykami i Anglikami. - Jesteśmy traktowani znacznie gorzej niż Irlandczycy. Pracujemy za mniejsze pieniądze. Dostajemy ok. 10 euro za godzinę pracy (wszystko zależy od agencji, która wynajmuje pracowników), podczas gdy Irlandczycy nie mniej niż 16 euro. Przydziela nam się też cięższą pracę. No i prawie nie płaci za nadgodziny. Mamy serdecznie tego dość - mówił Dariusz Żak pracujący w hurtowni Musgrave w Dublinie. Pracownicy, którzy buntowali się przeciwko takiemu traktowaniu byli szantażowani, albo nie dostawali dodatkowych godzin pracy.
Migracja na wyspy zaczyna się stabilizować. Wielka Brytania staje przed zagrożeniem....droższych truskawek. Maleje liczba pracowników z Polski i innych nowych krajów UE, gotowych pracować dorywczo na farmach. Takie ostrzeżenie wystosował Narodowy Związek Farmerów (NFU) do ministra ds. imigracji Liama Byrne. Farmerzy z NFU chcą zwiększenia limitu imigrantów, którzy mają zgodę na sezonową pracę. Uzyskali poparcie ministra ds. rolnictwa Lorda Rookera, ale departament ds. imigracji sprzeciwia się szerszemu otwarciu rynku pracy dla nisko wykwalifikowanej siły roboczej. W 2005 r. do pracy w sektorze rolnym zgłosiło się w Wielkiej Brytanii 22.700 osób z Polski i innych nowych krajów UE. W 2006 r. było to 19895 osób, zaś w I. kwartale br. 3,4 tys. Od pracy w rolnictwie odstraszyły też prawdopodobnie prasowe doniesienia o ciężkich warunkach pracy na brytyjskiej prowincji.
Czerwiec
Wygląda na to, że na podbój angielskiego rynku pracy rusza kolejna grupa zawodowa - górnicy. Do tej pory wybierali oni raczej pracę w czeskich kopalniach (pracowało tam 4 tys. Polaków), ale odkąd u naszych południowych sąsiadów pogorszyły się warunki płacy i pracy, zainteresowanie słabnie. Pierwsi górnicy byli kuszeni wysokimi (14,6 funta za godzinę) zarobkami. Spowodowała to niesamowita koniunktura na węgiel. W czerwcu, 26 polskich górników zaczęło dziesięciotygodniowy kontrakt w kopalni Daw-Mill niedaleko Coventry. Centrala związkowa, TUC, opublikowała raport, z którego wynika, że obserwowana od trzech lat fala imigracji do Wielkiej Brytanii z nowych krajów Unii Europejskiej wzmocniła gospodarkę kraju, a nie jej zaszkodziła. - Ogólnie wpływ ekonomiczny imigracji jest ograniczony, ale pozytywny - podała TUC - Pracownicy - imigranci wnoszą duży wkład w brytyjską gospodarkę, a niektóre sektory byłyby skazane na upadek, gdyby nagle ich usunięto. Nie spowodowali masowego bezrobocia ani spadku wynagrodzeń, jak niektórzy sądzili.
{mospagebreak}
Lipiec
Instytut ARC Rynek i Opinia zbadał polskich emigrantów na Wyspach Brytyjskich i okazało się, że na wyspy jeżdżą głównie..."wykształciuchy". W podsumowaniu badań eksperci piszą, że ich sondaż obala mit o polskim emigrancie jako słabo wykształconym człowieku ze wsi. - Najczęściej wyjeżdżają ludzie młodzi. I to wcale nie pochodzący ze wsi, jak dotąd sądzono, ale z mniejszych miast. Bo gdy wracają po zakończonych studiach do swojego domu, przeżywają brutalny kontakt z rzeczywistością: brak pracy, rozczarowujący brak perspektyw czy może przyzwyczajenie do życia w większym mieście - tłumaczył wiceprezes ARC Adam Czarnecki. - Trzy czwarte badanych ma stałą pracę. Prawie połowa wykonuje pracę fizyczną wymagającą kwalifikacji. Co piąty emigrant pracuje w budownictwie. Niestety, emigranci pracują grubo poniżej swoich kwalifikacji. Najwięcej w budownictwie, gastronomii i hotelarstwie. Najbardziej niepokoi, że z Polski wyjeżdżają głównie ludzie młodzi i wykształceni. Wśród emigrantów osób z wyższym wykształceniem jest zdecydowanie więcej niż w populacji Polski. I co gorsza - imigranci planują zostać na wyspach na stałe. Wg danych ARC na Wyspach pracuje 1 mln Polaków - 750 tys. w Wielkiej Brytanii, a w Irlandii ćwierć miliona.
Sierpień
Pierwsze badania donoszą, że dzieci imigrantów mają problemy w szkole. Decyzja rodziców, którzy przyjechali do Anglii w nadziei na poprawę bytu materialnego, często źle odbija się na ich dzieciach - twierdziła Aleksandra Podhorodecka, przewodnicząca Polskiej Macierzy Szkolnej, organizacji społecznej prowadzącej i wspierającej sieć szkół języka polskiego w Wielkiej Brytanii. Według niej, sytuacja kilkudziesięciu tysięcy polskich dzieci jest bardzo różna: zależy od tego, gdzie trafią, czy szkoła jest przygotowana na ich przyjęcie, w jakim wieku rozpoczynają naukę i czy rodzice ich wspierają. W najgorszym położeniu są dzieci z małych miast i wsi w Polsce, które w dużych miastach w Anglii przeżywają kulturowy szok, stykając się z dziećmi różnych ras, środowisk i krajów, z którymi nie mają wspólnego języka, a także dzieci starsze, które rozpoczynają naukę mając za sobą kilkuletnie doświadczenie szkoły w Polsce. - Ponieważ nie znają angielskiego, lub znają go słabo kierowane są do klas dla dzieci bardziej zacofanych. Efekt jest taki, że nie osiągają postępów w nauce - mówiła Podhorodecka.
Wrzesień
Brytyjskie związki zawodowe pogodziły się najwyraźniej z obecnością pracowników z Polski i chcą objąć ich opieką prawną. Zrzeszający ponad 600 tys. pracowników, głównie nisko i średnio wykwalifikowanych, związek zawodowy GMB chce, by imigranci z Polski poznali swoje prawa, by nie byli narażeni na wyzysk ze strony pracodawców i nie godzili się na gorsze warunki niż ich brytyjscy koledzy. - Główną kwestią, jaka wypływa w naszych kontaktach z imigrantami z Polski, jest to, że nie znają oni swoich praw - powiedział Andrew Prendergast, działacz GMB z regionu Wiltshire. Według niego, Polacy najczęściej skarżyli się, że pracodawca opłacał ich poniżej ustawowego minimum, odmawiał prawa do urlopu, traktował gorzej niż miejscowych pracowników wykonujących tę samą pracę. Nie brak też skarg na warunki zakwaterowania i jego koszt. Związkowcy zaczynają kampanię informacyjną, nawet zakładają polskojęzyczną stronę internetową www.pracawbrytanii.eu. Brytyjska prasa tymczasem donosi o spadającej renomie polskich fachowców. Dlaczego dotąd cenieni polscy robotnicy nagle podpadli Brytyjczykom? Według "Sunday Times" duży popyt na usługi budowlane Polaków spowodował, iż wykwalifikowani pracownicy zostali obecnie zastąpieni przez rodaków bez kwalifikacji i doświadczenia.
Październik
W Polsce zbliżają się wybory, a Polscy emigranci masowo ustawiają się w kolejkach, żeby oddać swój głos. Spada liczba osób w Polsce, które decydują się na emigrację zarobkową - wynika z raportu przygotowanego na zlecenie TUC - Federacji Brytyjskich Związków Zawodowych. Według niego, Polacy są często rozczarowani rzeczywistością, którą zastają za granicą. Do najczęstszych zarzutów kierowanych pod adresem pracodawców należą: praca bez kontraktu, wypłata nie uwzględniająca wszystkich godzin pracy, praca po godzinach i w weekendy opłacana według zwykłej stawki, przymus mieszkania u pracodawcy często za stawki nieadekwatne do warunków mieszkania. Pomimo relatywnie wyższych zarobków, wysokie koszty życia często pochłaniają dochody. Oprócz tego osoby żyjące poza granicami od dłuższego czasu narzekają również na konsekwencje psychologicznie- izolację i tęsknotę za rodziną i znajomymi. TUC podaje, że w pierwszych sześciu miesiącach 2007 roku do obowiązkowego rejestru pracowników WRS w Wielkiej Brytanii wpisało się ok. 70 tys. Polaków. To o 20 tysięcy mniej niż w poprzednim półroczu. Wiele osób decyduje się też na powrót do Polski, a polskie firmy wychodzą naprzeciw ludziom, którzy chcą podjąć pracę w kraju. Polskie władze, szczególnie prezydent Kaczyński i minister pracy i polityki społecznej zapowiadają kampanię zachęcającą emigrantów do powrotu do kraju.
Plany prezydenta może pokrzyżować decyzja o podniesieniu progu płacy minimalnej. Zmiana jest zróżnicowana w zależności od wieku osoby zatrudnionej. Według informacji podanych przez Europejski Portal Pracy, zatrudnieni młodociani pracownicy, którzy nie ukończyli 18 roku dotychczasowo zarabiali 3,30 funta za godzinę. Obecnie, po zmianie przepisów mogą zarobić 3,40 funta za godzinę. Dla osób pomiędzy 22 a 18 rokiem życia, ustawodawca przewidział wzrost minimalnego wynagrodzenia za godzinę pracy do 4,6 funta. Dotychczas mogli oni zarobić 4,45 funta za godzinę. W przypadku pracowników od 22 lat stawka zwiększy się z obowiązującej do tej pory 5,35 do 5,52 funta za godzinę. Warto wspomnieć, że w Wielkiej Brytanii jest czynna linia telefoniczna, dzięki której można zgłaszać skargi na pracodawców, którzy nie płacą nawet tej kwoty (08 45 600 06 78).
Listopad
Koniec roku przyniósł nowe dane dotyczące emigracji. W listopadzie bezrobocie w Wielkiej Brytanii spadło do najniższego od ponad dwóch i pół roku poziomu i wyniosło tylko 5,4 proc. Powodem spadku był przyspieszający wzrost gospodarczy, zachęcający pracodawców do zatrudniania nowych pracowników. Mimo to pojawiają się doniesienia, że fala imigracji słabnie. Jak wynika z oficjalnych danych Brytyjskiego Home Office , do pracy w Zjednoczonym Królestwie w trzecim kwartale roku przyjechało 56 tys. osób z nowych krajów UE, czyli o 9 tys. mniej niż w analogicznym okresie 2006. Brytyjska prasa, która opublikowała dane twierdzi, że napływ imigrantów ma już za sobą swój szczytowy punkt, chociaż nadal jest duży. Dane wskazują także na wzrost świadczeń socjalnych i zasiłków wypłacanych imigrantom.
Opublikowany zostaje raport Brytyjskiego Narodowego Biura Statystycznego (ONS), które donosi, że Polacy coraz rzadziej decydują się na osiedlanie w dużych miastach, a szczególnie w Londynie, który był dotąd głównym punktem docelowym. W poszukiwaniu pracy, nasi rodacy zapuszczają się w bardziej odległe zakątki wyspy przenosząc się na angielską prowincję. Rośnie liczba ogłoszeń oferujących pracę na angielskich farmach i większych zakładach przemysłowych. Rynek pracy w dużych miastach, takich jak Londyn czy Birmingham, jest już nasycony - pracę mogą tam znaleźć niewykwalifikowani pracownicy fizyczni lub wyższej klasy menadżerowie. Poza tym rosną koszty utrzymania, szczególnie w stolicy kraju.
Grudzień/ Styczeń
Pod koniec roku Centrum Stosunków Międzynarodowych przy Uniwersytecie Warszawskim publikuje raport dotyczący polskiej emigracji na wyspach. Jest to pierwszy taki raport odkąd Wielka Brytania otworzyła swój rynek pracy dla nowych członków UE. Obala on kilka popularnych mitów - do Zjednoczonego Królestwa wyjechali ludzie młodzi, średnia wieku osób przebadanych wynosi prawie 30 lat. Co ciekawe, największy odsetek emigrantów to wcale nie mieszkańcy małych miejscowości. Aż 31 proc. przebadanych pochodzi z największych polskich miast liczących powyżej 200 tys. mieszkańców. Widać jak wielki jest drenaż mózgów - po podliczeniu magistrów, emigrantów z licencjatem i tych, którzy studia w Polsce rozpoczęli, wychodzi, że stanowią oni aż 55 proc. Polaków w UK. Najbardziej optymistyczne są ostatnie dane - 51 proc. przebadanych na pytanie, czy chcą wrócić do Polski, odpowiedziało "tak". Nie zamierzają się jednak z tym spieszyć. Większość deklaruje, że zrobi to w ciągu 5-10 lat.
Decyzję tą może przyspieszyć słabnąca brytyjska waluta. Co prawda Polacy pracujący w różnych krajach Unii Europejskiej wysłali w ubiegłym roku do rodzin w kraju ok. 4,5 mld euro, ale wartość niektórych przelewów - zwłaszcza tych w funtach - po przeliczeniu na złotówki mogła wywołać ból głowy. Wartość brytyjskiej waluty spadła bowiem na początku grudnia poniżej 5 złotych. Wielu emigrantów zaczęło zastanawiać się nad zmianą kraju i rozpoczęcie zarabiania w euro, ale też nad powrotem do kraju. Jakie rozwiązanie wybiorą okaże się w najbliższym czasie.