Europa/ Nikt nie wierzy w "wyborczą farsę" na Białorusi
Zarówno zachodnia prasa, jak i politycy zgodnym chórem skrytykowali wybory prezydenckie przeprowadzone wczoraj na Białorusi. Według oficjalnych wyników Aleksandr Łukaszenko otrzymał 82,6 proc. głosów przy frekwencji 92 proc. Kandydat zjednoczonej opozycji Aleksandr Milinkiewicz dostał zaledwie 6 proc. głosów. Wyborom towarzyszyła atmosfera „systematycznego zastraszania” – powiedziała Ursula Plassnik, minister spraw zagranicznych Austrii, czyli kraju sprawującego obecnie rotacyjne przewodnictwo w UE. W Unii nie ma jednak na razie zgodności co do dalszego sposobu postępowania wobec Białorusi.
Europejska prasa podkreśla, że ponad dziesięć tysięcy ludzi zlekceważyło rządowy zakaz demonstracji i wyszło okazać swoje niezadowolenie na ulice Mińska, a Milinkiewicz wezwał władze do przeprowadzenia „nowych, uczciwych wyborów”. CBSNews zacytowało tu również prezydenta Łukaszenkę, który komentując wczorajszy wiec opozycji starał się odeprzeć zarzuty: „Kto tam był by z nimi walczyć? Nikt, rozumiecie? Dlatego daliśmy im możliwość zaprezentowania się, nawet jeśli było to nielegalne”.
W oświadczeniu misji obserwatorów OBWE uznano, że wybory nie były ani wolne, ani uczciwe. W dokumencie mówi się m.in., że „arbitralne używanie władzy państwa oraz zatrzymania na dużą skalę pokazały pogardę dla podstawowych praw takich jak wolność do zgromadzeń, stowarzyszania się i ekspresji i spowodowały podejrzenia dotyczące chęci władz odnośnie tolerowania politycznej konkurencji”.
W swoim autorskim komentarzu w „Guardianie” Timothy Garton Ash zapytał czytelników: „Co sądzicie o tym, co się dzieje obecnie na Białorusi? Nic? Proszę, zastanówcie się nad tym”. Autor zwrócił się z generalnym apelem o odrzucenie postawy obojętności wobec wydarzeń rozgrywających się w młodych demokracjach przestrzeni poradzieckiej. Ash opisał też przebieg kampanii wyborczej w Białorusi, „europejskim kraju”, gdzie władza w przeddzień głosowania zamyka w więzieniu trzecią część sztabu głównego wyborczego oponenta, paraliżuje jego kampanię odcinając go od dostępu do mediów, ogłasza wynik korzystnych dla siebie exit-polls jeszcze w czasie głosowania.
Co teraz zrobi Unia?
Ministrowie państw członkowskich UE gościli w Austrii. Choć niektórzy z nich opowiadali się za wprowadzeniem sankcji (ekonomicznych, zakazów wizowych, zamrożenia kont bankowych przedstawicieli białoruskiego reżimu – takie stanowisko zaprezentowała m.in. Polska), to jednak nie było w tej kwestii jednomyślności. Thomas Steg, rzecznik rządu niemieckiego zapowiedział dalsze poparcie dla „demokratycznych sił” na Białorusi.
Szef dyplomacji czeskiej Cyril Svoboda stwierdził natomiast, że choć wybory były „nieuczciwe i niedemokratyczne”, to jest jeszcze za wcześnie, by mówić o sankcjach. „Nie ma dobrego powodu dla wprowadzania sankcji ekonomicznych – powiedział Svoboda. Potrzebujemy stałego dialogu. Preferuję tylko promowanie dialogu oraz wsparcie uniwersytetów, NGO’sów, opozycji i wszystkich sił demokratycznych”. Tak więc pomimo wypowiedzi komisarz ds. stosunków zewnętrznych UE Benity Ferrero-Waldner o tym, że „jakaś akcja jest teraz bardzo prawdopodobna”, nie wiadomo jeszcze dokładnie, jaką formę przybiorą działania Unii.
„Financial Times” odnotował, że unijni ministrowie nie zdołali wypracować spójnej strategii i natychmiastowej odpowiedzi na sytuację w Mińsku (ma się to stać dopiero w przyszłym miesiącu). Gazeta zauważyła, że „białoruski rezultat sugeruje także, że fala pro-demokratycznych rewolucji która obmyła Ukrainę, Gruzję i Kirgistan straciła dynamikę. Ostatnio w trzech byłych republikach radzieckich – Azerbejdżanie, Kazachstanie i teraz w Białorusi – opozycja nie zdołała pokonać reżimów oskarżanych o autorytaryzm”.
Serwis CBSNews skupił się na reakcji Stanów Zjednoczonych, które wezwały do powtórzenia wyborów, zapowiadając, wraz z Unią Europejską, możliwość wprowadzenia sankcji. Scott McClellan, rzecznik prasowy Białego Domu, oświadczył: „USA nie uznają wyników tych wyborów”.
Gunther Verheugen zgodził się z określeniem Condoleezzy Rice, która nazwała Białoruś „ostatnią dyktaturą w Europie”. „Nikt nie powinien dać się oszukać przez wynik wyborów ani w ogóle przez całe te wybory” – powiedział były komisarz ds. rozszerzenia zaznaczając, że dla państw tak rządzonych jak Białoruś nie ma miejsca w Europie.
Rosja i WNP – wszystko było OK
Opinie zachodnich decydentów stoją w ostrym kontraście do stanowiska Władimira Putina. Prezydent Rosji w depeszy gratulacyjnej dla Łukaszenki napisał między innymi że wybory „potwierdziły zaufanie głosujących dla realizowanego przez Pana kursu wzmocnienia dobrobytu narodu białoruskiego”. Europejskie dzienniki zwróciły przy tej okazji uwagę, że chociaż wzajemne układy prezydentów Łukaszenki i Putina są kiepskie, to jednak właśnie Rosja zapewnia faktycznie trwanie reżimu białoruskiego przywódcy, subsydiując gospodarkę Białorusi dzięki utrzymywaniu niskich, nierynkowych cen na surowce energetyczne.
Zupełnie przeciwstawne w stosunku do zachodniego stanowisko zaprezentowali także obserwatorzy z państw poradzieckich (w tym z Rosji), którzy określili wybory na Białorusi jako „otwarte i transparentne”.
Serwisy przytoczyły również słowa Aleksandra Łukaszenki, który komentując groźby wprowadzenia unijnych sankcji powiedział: „Nie możecie izolować kraju leżącego w sercu Europy. (…) Jeśli UE chce mieć problemy, to będzie je miała”. Białoruski przywódca przypomniał, że rocznie tranzytem przez Białoruś przechodzi sto milionów ton towarów z i do Unii, co jego zdaniem czyni nakładanie sankcji ekonomicznych bardzo trudnym.
Opisując budzący wątpliwości przebieg wyborów, gazety przypominają też inne kontrowersyjne wypowiedzi Łukaszenki („Bush to terrorysta numer jeden na planecie”, „Białorusini są panami w swoim własnym kraju”).
[dw-world.de, ft.com, guardian.co.uk, news.independent.co.uk, stratfor.com]