Katastrofy ciąg dalszy
- Emil Szweda, Łukasz Mickiewicz, Open Finance
Przynajmniej żyjemy w ciekawych czasach. To jedyna pozytywna rzecz, którą mogę powiedzieć - tak puentuje sytuację na rynkach premier Luxemburga, Jean-Cloude Juncker. Nikkei ma za sobą największy dwudniowy spadek od 17 lat (krachu z lat 1990-1992), Hang Seng spadł dziś prawie o 8 proc., niepewność co do przyszłości rynków jest olbrzymia.
Kontrakty na indeksy giełd amerykańskich spadają o ponad 5 proc., o ponad 4 proc. spadają kontrakty na indeksy europejskie. - Jeśli naprawdę mamy recesję w USA, to oczywiście będzie ona odczuwana także w Europie - uważa Juncker, który jest także ministem finansów Luxemburga, po spotkaniu ministrów finansów krajów strefy euro. Lecz także on kilka dni temu powiedział, że PKB strefy euro wzrośnie w 2008 r. o 1,8 proc.
W poniedziałek giełda na Wall Street odpoczywała podczas dnia Martina Lutera Kinga, co uchroniło inwestorów przed wysokimi stratami (przynajmniej na razie), bowiem giełdy na innych kontynentach załamały się. Brazylijski Bovespa stracił wczoraj 6,6 proc., co jest jego największym spadkiem od prawie roku.
Drugi dzień trwa exodus inwestorów w Azji. Kospi stracił 4,4 proc., a Hang Seng 6,9 proc. i brakuje mu zaledwie kilkunastu procent do wymazania całego 50 proc. wzrostu z okresu sierpień-październik w 2007 roku. Po euforii często następuje panika. Równie beznadziejne nastroje panują na giełdzie w Tokio. Tamtejszy Nikkei przedłużył wczorajszą stratę o 5,7 proc. do swojego największego dwudniowego spadku od ponad 17 lat. Co jest przyczyną takich zjazdów? Poza emocjami, winne są silnie spadki na giełdach towarowych oraz drożejący jen, na którym tracą japońscy eksporterzy.