Adam Wielomski: Polska katastrofa na Ukrainie
- Adam Wielomski
Prozachodnia większość na Ukrainie przestała istnieć. Obóz „pomarańczowych” rozpadł się i partia Julii Tymoszenko weszła w sojusz z prorosyjską Partią Regionów. Z punktu widzenia polityki wschodniej prowadzonej przez Polskę to jest kosmiczna katastrofa. Stało się. Prozachodnia większość na Ukrainie przestała istnieć. Obóz „pomarańczowych” rozpadł się i partia Julii Tymoszenko weszła w sojusz z prorosyjską Partią Regionów. Wiktor Juszczenko – polityk prozachodni i zdolny do kompromisu z naszą dyplomacją – wydaje się unieszkodliwiony. Jego dni są chyba policzone. Takie są fakty, a teraz możemy spierać się o ich interpretację.
Rzadko zdarza mi się nie zgadzać z opiniami na temat polityki zagranicznej red. Jana Engelgarda. Tak się dzieje tym razem. Mam tu na myśli jego tekst „To już koniec Juszczenki” [1]. Oczywiście, zgadzam się z zawartymi tu analizami, że sojusz polsko-ukraiński przeciw Rosji był mirażem, a odznaczanie banderowców było kpiną z ofiar ludobójstwa na Wołyniu (tak, tak Panie Prezydencie, ludobójstwa!). Nie zgadzam się jednak z przebijającą z tego tekstu satysfakcją. Nie mamy wcale się z czego cieszyć, przecież z punktu widzenia polityki wschodniej prowadzonej przez Polskę to jest kosmiczna katastrofa. I nawet jeśli nie zgadzam się z antyrosyjską polityką naszego kraju, uważam ją za głupią, romantyczną, neosanacyjną i irracjonalną, to jednak jest to polityka mojego państwa i porażki tej dyplomacji mogą się odbić nie tylko na pośladkach tych, którzy ją prowadzą, ale także na pośladkach nas wszystkich.
Ukraina odgrywa (odgrywała?) zasadnicze znaczenie w koncepcjach PiSu, który chciał stworzyć, pod egidą Polski, wielki blok antyrosyjski obejmujący Polskę, Ukrainę, kraje nadbałtyckie, Gruzję, a po obaleniu Łukaszenki, także demokratyczną Białoruś. To „międzymorze” miało wyrażać zarazem pewien sceptycyzm co do Unii Europejskiej i opierać się na sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi.
Koncepcja ta właśnie rozpadła się jak domek z kart. Gruzja została zmiażdżona w pokazowej akcji zbrojnej, mimo występu Lecha Kaczyńskiego na wiecu w Tbilisi. Opowiadano nam, że sukcesem tego „występu” było to, że wzięli w nim udział przywódcy kilku krajów postsowieckich kierowani przez Lecha Kaczyńskiego, w tym Wiktor Juszczenko. To miała być oznaka konsumpcji antyrosyjskiego sojuszu Polski i Ukrainy. Kijów bowiem wyraźnie zajął pozycje antyrosyjskie.
To, co ogłoszono jako sukces, szybko przemieniło się w katastrofę. Notowania Juszczenki na Ukrainie poszybowały w dół. Ostatnia parada wojskowa w Kijowie – pokaz siły w stosunku do Rosji – była chyba jego łabędzim śpiewem. Uprawnienia prezydenckie Juszczenki zostały ograniczone wspólnym wysiłkiem Tymoszenko i Janukowicza.
Ukraina zmienia swoją politykę zagraniczną o 180 stopni, odwraca się od Polski, od UE, od USA i szuka przymierza z Rosją. Takie są fakty.
I tak musiało się stać. Ukraińcy stanowią w swoim państwie 78% ludności, reszta to głównie Rosjanie; ale tylko 67% ludności posługuje się językiem ukraińskim, 32% posługuje się na co dzień rosyjskim. A więc 1/3 obywateli Ukrainy to w praktyce Rosjanie; druga 1/3 jest mniej lub bardziej zrusyfikowana. „Prawdziwi” Ukraińcy mieszkają w Kijowie i na Zachód od niego. Odzwierciedlają to wybory, w których siły prorosyjskie zdobywają ponad 40% głosów. To czyniło ten kraj bardzo niepewnym sojusznikiem Polski przeciw Rosji, gdyż jakakolwiek afera korupcyjna, kryzys ekonomiczny mógł doprowadzić do wachnięcia się większości szali na stronę rosyjską. I to właśnie się stało, gdy Ukraińcy powiedzieli NIE polityce prozachodniej i sojuszowi z Polską.
Neopiłsudczykowska polityka wschodnia Lecha Kaczyńskiego uległa totalnemu rozkładowi w ciągu kilku tygodni. Białoruś nie zdemokratyzowała się; Gruzja pobita; Ukraina przechodzi na pozycje prorosyjskie. Swoim występem artystycznym w Tbilisi Lech Kaczyński wstąpił na wojenną ścieżkę przeciwko Rosji. Wstąpił nie sam, ale jako Prezydent Polski i naczelny „międzymorza”. Ale Ukraina właśnie zmienia sojusze. W koalicji antyrosyjskiej pozostały tylko Polska, Litwa, Łotwa, Estonia i Gruzja – czyli w praktyce pozostała Polska i plankton polityczny. Innymi słowy: zostaliśmy sami.
Sytuacja jest dramatyczna. Jesteśmy sami naprzeciwko Rosji. Póki co, jesteśmy jeszcze bezpieczni, gdyż popierają nas Stany Zjednoczone kierowane przez George’a Busha. Ale jego za kilka miesięcy nie będzie, a waszyngtoński „jastrząb” McCain ma w tej chwili 7% straty do Obamy. Jeśli Obama wygra, realna jest utrata rzeczywistego poparcia Waszyngtonu. Zostaniemy kompletnie sami, z kartką o gwarancjach amerykańskich, zupełnie jak w 1939 roku…
Właśnie z tego powodu nie odczuwam satysfakcji z „końca Juszczenki” jaką wyraża Jan Engelgard. Nie popierałem polityki wschodniej Kaczyńskich, ale prowadzili ją w imieniu Polski i cały kraj odczuje jej konsekwencje.
[1] Jan Engelgard „To już koniec Juszczenki”, http://www.konserwatyzm.pl/publicystyka.php/Artykul/880/
Artykuł ukazał się pierwotnie na łamach portalu konserwatyzm.pl Przedruk za zgodą autora.