Daniel Michałowski: Wyszehradzkie NATO-bis
Decyzja o utworzeniu Wyszehradzkiej Grupy Bojowej dowodzi, że państwa Europy Środkowo-Wschodniej dążą do budowania własnych, niezależnych od Europy Zachodniej zdolności obronnych. Sprawa utworzenia grupy bojowej była głównym tematem spotkania ministrów obrony w Lewoczy na Słowacji 12 maja br. Zdecydowano, że państwem ramowym (przewodniczącym) będzie Polska, a obok Polaków w grupie będą uczestniczyć żołnierze z Czech, Słowacji, Węgier oraz prawdopodobnie z Ukrainy (o zaproszeniu Ukrainy do udziału w tym przedsięwzięciu zdecydowano już na samym początku, w 2007 roku). Wkład poszczególnych państw w budowanie zdolności bojowej będzie przedmiotem szczegółowych ustaleń. Gotowość operacyjna zostanie osiągnięta prawdopodobnie w 2016 roku. Do tego czasu zostanie żołnierze państw wchodzących w skład grupy będą wspólnie ćwiczyć podczas manewrów i szkoleń.
Wydawać by się mogło, iż wobec faktu, że wszystkie wymienione kraje (poza Ukrainą) są członkami NATO, budowa kolejnych struktur obronnych mija się z celem. Sytuacja wydaje się jednak bardziej skomplikowana. Po pierwsze: samo członkostwo w Sojuszu Północnoatlantyckim nie oznacza automatycznie zabezpieczenia przed agresją z zewnątrz. Co prawda w chwili obecnej nie widać symptomów zagrożenia konfliktem pełnoskalowym, który mógłby wybuchnąć w Europie, jednak nie da się stwierdzić, w jaki sposób sytuacja zmieni się w ciągu kolejnych pięciu lub dziesięciu lat i nie można wykluczyć że zagrożenie takie się pojawi – a wtedy na budowanie struktur współpracy w dziedzinie bezpieczeństwa może być już za późno.
Po drugie, artykuł piąty Traktatu Waszyngtońskiego, będący filarem całego NATO nie gwarantuje udzielenia pomocy wojskowej zaatakowanemu członkowi Sojuszu. Zgodnie z treścią dokumentu: „Strony zgadzają się, że zbrojna napaść na jedną lub kilka z nich (…) będzie uważana za napaść przeciwko nim wszystkim; wskutek tego zgadzają się one na to, że jeżeli taka zbrojna napaść nastąpi, każda z nich, (…) udzieli pomocy Stronie lub Stronom podejmując natychmiast indywidualnie i w porozumieniu z innymi Stronami taką akcję, jaką uzna za konieczną, nie wyłączając użycia siły zbrojnej.” Innymi słowy: użycie siły zbrojnej nie jest obligatoryjne, o ile państwo będące stroną Traktatu Waszyngtońskiego uzna, że działania zbrojne nie są konieczne. Zakładając jednak, iż państwa NATO uznają za celowe użycie siły zbrojnej w obronie zaatakowanego członka Sojuszu, szybkie udzielenie pomocy wojskowej wymaga czasu i odpowiedniej infrastruktury. Siły szybkiego reagowania NATO to przede wszystkim jednostki powietrznodesantowe (zbliżone profilem do polskiej 6 Brygady Desantowo-Szturmowej czy 25 Brygady Kawalerii Powietrznej). Ich cechą charakterystyczną jest wysoka mobilność i zdolność do szybkiego przemieszczania się w zagrożony rejon. Osiągnięto to jednak kosztem siły ognia: są to zwykle formacje lekkiej piechoty, doskonale sprawdzające się w operacjach pokojowych i stabilizacyjnych. Wejście do walki dywizji pancernych i zmechanizowane, dysponujących o wiele większym potencjałem bojowym wymaga o wiele więcej czasu, liczonego w tygodniach.
O tym jak problematyczne może być podjęcie decyzji na forum NATO świadczyć może sytuacja jaka miała miejsce w 2003 roku, tuż przed rozpoczęciem amerykańskiej operacji „Iraqi Freedom”. O wsparcie Sojuszu poprosiła Turcja, która czuła się zagrożona możliwością odwetowego ataku rakietowego ze strony Saddama Husseina. Podjęcie decyzji w tej sprawie zostało zablokowane wetem przez Belgię i Francję, przy poparciu ze strony Niemiec (państwa te były przeciwne amerykańskiej operacji w Iraku). Ostatecznie wsparcia Turcji udzieliła Holandia, odbyło się to jednak poza formalnymi strukturami Sojuszu Północnoatlantyckiego. Nie można wykluczyć, iż podobna sytuacja mogłaby powtórzyć się w przypadku agresji na któreś z państw Paktu.
Ponadto, reformy w siłach zbrojnych wielu państw Europy Zachodniej stawiają pod wielkim znakiem zapytania zdolność tych krajów do wnoszenia wkładu w budowanie zdolności obronnych całego NATO. Najbardziej jaskrawym jest tu przykład Holandii, która zdecydowała o wycofaniu ze służby większości czołgów i wozów opancerzonych, a także znacznej części samolotów i śmigłowców bojowych. Podobne plany reformy w Niemczech zakładają obniżenie stanu osobowego armii (według różnych propozycji) do ok. 150 – 180 tysięcy żołnierzy. Głosy przeciwników tej decyzji w samych Niemczech, argumentujących, iż będzie to oznaczać brak możliwości wypełniania zobowiązań sojuszniczych przez RFN pozostają póki co bez echa. Drastyczne ograniczenie wydatków na armię planuje także Wielka Brytania: ze służby wycofano ostatni lotniskowiec, a także dokonano zniszczenia fabrycznie nowych samolotów patrolowych typu Nimrod. Wniosek nasuwa się sam: jeśli ten trend się utrzyma, państwa, które były europejskimi filarami NATO (przede wszystkim Wielka Brytania i Niemcy) mogą mieć problem z obroną własnych granic, nie mówiąc już o wsparciu sojuszników na wypadek zagrożenia. Co prawda podstawą zdolności wojskowych NATO jest potencjał militarny USA, należy jednak pamiętać o dwóch rzeczach: po pierwsze Stany Zjednoczone są aktualnie zaangażowane w konflikt w Afganistanie, a region Europy Środkowo-Wschodniej nie jest priorytetowym, ani nawet jednym z głównych obszarów ich aktualnego zainteresowania. Po drugie, pomoc wojskowa USA jest problematyczna chociażby ze względów geograficznych: Stany Zjednoczone dążą do wycofania większości swoich jednostek wojskowych z Europy, a ich ponowny przerzut na wypadek zagrożenia wymagać będzie czasu.
W związku z powyższym państwa Europy Środkowo-Wschodniej zmuszone są poszukiwać możliwości zapewnienia sobie bezpieczeństwa niezależnych od Europy Zachodniej czy USA. Warto zauważyć, iż powyższa koncepcja w pewien sposób nawiazuje do koncepcji NATO-bis, ogłoszonej przez prezydenta Lecha Wałęsę w 1992 roku. Wówczas, wobec NATO-wskich aspiracji państw Grupy Wyszehradzkiej był on dość niefortunny - dzisiaj, z powodów opisanych powyżej może mieć rację bytu. Powstanie Wyszehradzkiej Grupy Bojowej może okazać się pierwszym krokiem na drodze do budowania silnego sojuszu polityczno-militarnego pomiędzy tymi państwami. Niewykluczone, że w kolejnych latach grupa poszerzy się o kolejne kraje: Bułgarię i Rumunię, a być może także niektóre państwa bałkańskie. W najbliższym czasie kluczowym dla powodzenia tej inicjatywy jest realizacja wspólnych programów szkolenia, manewrów, ćwiczeń, itp. Pozwolą one na wzajemne lepsze poznanie używanego sprzętu, realizowanych procedur i sposobów działania, a także na wypracowanie skutecznego modelu współpracy.