Dariusz Materniak: Wizowy biznes
Sprawa wiz do Polski dla obywateli Ukrainy to przysłowiowy temat – rzeka. Powstanie centrów wizowych miał rozwiązać problem kolejek, jednak nie do końca tak się stało.
W związku z wejściem Polski do Unii Europejskiej (2004) oraz do strefy objętej porozumieniem z Schengen (2007), Polska przyjęła na siebie zobowiązanie ustanowienia wiz dla obywateli krajów trzecich, w tym dla obywateli Ukrainy. Wynikało to między innymi z faktu, iż wschodnia granica Polski stała się jednocześnie wschodnią granicą całej Unii Europejskiej.
Polska wydaje najwięcej wiz wjazdowych dla obywateli krajów trzecich spośród wszystkich krajów Unii Europejskiej. Znaczna część z nich trafia do obywateli Ukrainy. Szczególnie wiele wniosków kierowanych jest do polskich konsulatów w zachodniej części kraju – we Lwowie oraz w Łucku. Jak wynika z relacji mieszkańców Ukrainy, wizę do Polski jest otrzymać znacznie łatwiej niż do innych krajów UE, dlatego też liczba składanych wniosków i wydawanych wiz idzie w setki tysięcy rocznie. Trudno się dziwić, zwłaszcza w 2012 roku – w końcu największe w historii obu krajów wspólne przedsięwzięcie Euro 2012 sprzyjało wzajemnym odwiedzinom, zresztą nawet i bez tego intensywność współpracy biznesowej, naukowej czy wreszcie ruchu turystycznego jest znaczna i z każdym rokiem rośnie, pomimo bariery jaką zwłaszcza ze strony ukraińskiej stanowi granica polsko-ukraińska.
Stąd też, wkrótce po wprowadzeniu obowiązku wizowego, charakterystycznym widokiem pod polskimi placówkami konsularnymi stały się długie nieraz na kilkaset metrów kolejki oczekujących na możliwość złożenia wniosku wizowego. Wejście w życie umowy o małym ruchu granicznym niewiele zmieniło sytuację, jako że dotyczy ona jedynie pasa o szerokości 30 km od granicy. Tak duża liczba oczekujących sprzyja rzecz jasna nielegalnym procederom o charakterze korupcyjnym, czego przykładem mogła być sytuacja, jaka zaistniała w konsulacie w Łucku.
W związku z powyższym, podjęto działania na rzecz rozwiązania problemu i usprawnienia procedur wizowych – zamiast konieczności osobistego pojawienia się w konsulacie, wprowadzono rejestrację drogą internetową. Jednak liczba wniosków nie zmniejszyła się i w efekcie, kolejki z „realnych” stały się wirtualnymi. Czas oczekiwania – nawet do dwóch miesięcy. Powstały także tzw. centra wizowe – miejsca, gdzie można składać wnioski bez konieczności wizyty w konsulacie, obsługiwane zwykle przez zewnętrzne firmy na zasadzie podwykonawstwa, wyłonione w drodze przetargu. Wobec faktu, iż – jak pamiętamy – czas oczekiwania na rozpatrzenie wniosku może wynosić nawet do dwóch miesięcy, także w tym przypadku pojawiły się „firmy” oferujące szybsze załatwienie sprawy, rzecz jasna za odpowiednią opłatą (ok. 800 hrywien). Tzw. „kantorki” wyrosły jak grzyby po deszczu wokół centrów wizowych m.in. w Iwanofrankiwsku.
Co na to konsulat generalny RP we Lwowie i odpowiednie organy władzy na Ukrainie? Oficjalnie sprawy nie ma, bo jak tłumaczą przedstawiciele polskich władz, nikt nie zgłasza skarg na Milicję czy do Prokuratury, co jest o tyle zrozumiałe, że każdemu zależy przecież na otrzymaniu wizy, a szanse na szybkie załatwienie sprawy nawet w przypadku wykrycia sprawców i rozpoczęcia procesu przed sądem są praktycznie żadne. Na miejsce jednej zamkniętej firmy natychmiast pojawiają się kolejne, działające legalnie przedsiębiorstwa oferujące takie czy inne „usługi doradcze”.
Warto jednak zastanowić się, jak cała sprawa wpływa na wizerunek Polski na Ukrainie – obywatele Ukrainy kojarzą nie do końca jasne procedery nie z bliżej nieokreśloną „firmą – krzakiem”, ale właśnie z Polską i polską administracją – bądź co bądź, wiza jest dokumentem wjazdowym do Polski, wydawanym przez polskie organy władzy. Można stwierdzić, że to tylko PR, ale w dzisiejszych to „aż PR” – bo czy się to komuś podoba czy nie, od wizerunku bardzo wiele zależy. Lepiej byłoby więc, aby wizerunek Polski w oczach najbliższych nam sąsiadów był jak najlepszy.
Cdn.
Artykuł ukazał się na Portalu Polsko-Ukraińskim www.polukr.net