Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Jakub Budohoski: Afganistan - szansa Polski na strategiczny sojusz z Barackiem Obamą


11 listopad 2008
A A A

Szef Kancelarii Prezydenta RP niechcący zmusił sztab Obamy do publicznego zdystansowania się wobec projektu tarczy antyrakietowej w Polsce. Należy więc zacząć przekonywać prezydenta-elekta do kontynuowania polityki poprzednika w tym zakresie. Dobrym argumentem może być Afganistan.

Obamy pomysł na Afganistan

Zanim kryzys gospodarczy całkowicie zdominował ostatnie miesiące kampanii wyborczej w Ameryce, tematem numer jeden pozostawała szeroko rozumiana „światowa wojna z terroryzmem”. I chociaż wydarzenia na światowych rynkach odciągnęły uwagę od powyższych zagadnień, pozostają one kluczowymi problemami polityki zagranicznej USA, z którymi Barack Obama będzie musiał się zmierzyć już w pierwszym roku urzędowania.

Z programu wyborczego oraz wystąpień prezydenta-elekta wynika, że ma on w tych sprawach dosyć wyrobione poglądy. Mianowicie uważa, że zła i stale pogarszająca się sytuacja w Afganistanie (a także w Pakistanie) wynika z niepotrzebnego i nieodpowiedzialnego zaangażowania się administracji George’a Busha w Iraku. Wojna w Iraku – zdaniem Obamy – była błędem w sytuacji, gdy znaczne ilości wojska i środków wcześniej zaangażowano w bardzo poważną operację w Afganistanie. W wyniku skoncentrowania niemal całej uwagi i środków na Iraku, w Afganistanie odrodzili się i przegrupowali talibowie, Al Kaida oraz inne radykalne islamskie ugrupowania. Zbyt małe ilości wojsk, wsparcia wywiadowczego oraz funduszy na odbudowę zniszczonego kraju spowodowały, że obecnie zagrożony jest nie tylko rząd w Kabulu, ale i kolejne rządy w sąsiadującym Islamabadzie. Pogranicze afgańsko-pakistańskie jest dziś w dużej mierze kontrolowane przez powiązane z Talibami pasztuńskie ugrupowania zbrojne, które przemieszczają się swobodnie przez granicę. Dochodzi na tym tle do napięć pomiędzy Kabulem a Islamabadem, ze stolicami oskarżającymi się nawzajem o szkodliwe działania. Dochodzi nawet do napięć na linii Islamabad-Waszyngton, z Pakistańczykami wprost oskarżającymi Amerykanów o naruszanie ich granic w pościgu za terrorystami. 

W związku z powyższym Barack Obama zapowiada wycofanie się z Iraku w ciągu szesnastu miesięcy od objęcia urzędu oraz skupienie swej uwagi na Afganistanie. Oczywiście nad Eufratem pozostać ma jakaś bliżej nieokreślona siła zdolna do zapewnienia stabilności, niemniej jednak główny nacisk położony ma być na ratowanie rządu Hamida Karazja oraz  twarzy Zachodu, a w szczególności NATO. Prezydent-elekt zapowiedział, że wyśle do pod Hindukusz przynajmniej dwie dodatkowe brygady oraz zażąda większego zaangażowania od głównych sojuszników z NATO. Dodatkowo Obama obiecał, że przeznaczy znaczną ilość środków na pomoc niewojskową dla Afganistanu, a także Pakistanu. Warto mieć bowiem na uwadze, że słaby rząd w Islamabadzie znalazł się w bardzo poważnych tarapatach finansowych w wyniku światowego kryzysu gospodarczego i nie obędzie się bez międzynarodowej pomocy.

Porażka nie wchodzi w grę

Sam kryzys finansowy, który wybuchł pod koniec kampanii wyborczej w USA i grozi temu państwu recesją nie powinien wpłynąć znacząco na zmianę planów przyszłego prezydenta wobec operacji w Afganistanie. Oczywiście jej powodzenie wymagać będzie zwiększenia nakładów finansowych, których obecnie nikt w nadmiarze nie posiada, jednak nie ma żadnej alternatywy – wojnę w Afganistanie wygrać trzeba. Jest to operacja, od której powodzenia zależy przyszłość i wiarygodność całego Sojuszu Północnoatlantyckiego oraz sąsiadującego z Afganistanem Pakistanu, który posiada broń nuklearną. Porażka pod Hindukuszem nie wchodzi w grę.

Plan Obamy wobec Afganistanu nie jest oczywiście jakąś rewolucją dla wojskowych i strategów w Waszyngtonie. Od dawna wiadomo, że sytuacja na pograniczu afgańsko-pakistańskim wygląda bardzo poważnie, a wojska koalicji w południowej i wschodniej części kraju kontrolują w zasadzie tylko większe miasta. Zaplanowane na wrzesień 2009 roku wybory prezydenckie w Afganistanie na pewno spowodują nasilenie aktywności rebeliantów, już od wczesnej wiosny przyszłego roku. Dlatego też już od jakiegoś czasu w Pentagonie oraz Kwaterze Głównej NATO trwają prace nad zmianą strategii. Są one w dużej części zbieżne z tym, co w trakcie kampanii mówił Barack Obama, a także jego republikański kontrkandydat John McCain. W ciągu około miesiąca w Waszyngtonie spodziewany jest wspólny raport Pentagonu, Departamentu Stanu i Rady Bezpieczeństwa Narodowego nt. sytuacji w Afganistanie. Zawierać ma on zalecenia dla ustępującego prezydenta oraz jego następcy, zwłaszcza w kontekście przyszłorocznych wyborów prezydenckich w tym kraju. Raport będzie prawdopodobnie zalecał zastosowanie do Afganistanu strategii znanej z Iraku – the surge, czyli zwiększenia ilości wojsk, zabezpieczania wyznaczonych obszarów i dogadywania się z lokalnymi przywódcami.

Warto zauważyć również, że w październiku br. doszło do znaczącej zmiany w sposobie prowadzenia operacji afgańskiej. W dużej mierze niezależne od siebie dotychczas misje ISAF (pod dowództwem NATO) i OEF (pod dowództwem USA) zostały połączone. Ponad połowa z ok. 20 tys. amerykańskich żołnierzy działających poza NATO przeszła pod dowództwo kierującego operacją ISAF generała Davida McKiernana. Pozwolić to ma na lepszą koordynację działań koalicji oraz może być sygnałem, że Amerykanie chcą i muszą w większym stopniu dzielić się odpowiedzialnością za Afganistan z sojusznikami.

Polacy na pierwszej linii frontu

Wszystkie te okoliczności wskazują, że już na początku 2009 roku Afganistan stanie się priorytetem w tzw. „światowej wojnie z terroryzmem”. W samym środku tych zmian znajdą się Polacy, którzy w ramach misji ISAF, 30 października br. objęli dowództwo nad prowincją Ghazni. Jest ona strategicznie bardzo ważna i coraz bardziej niespokojna; leży w południowo-wschodniej części kraju, wzdłuż głównej arterii komunikacyjnej Kabul-Kandahar. Jednocześnie z objęciem dowództwa nad prowincją, misję rozpoczęła IV zmiana Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Afganistanie, licząca 1600 żołnierzy. W razie konieczności liczba ta może zostać zwiększona o dodatkowych 400 osób. Stawia to Polskę bardzo wysoko na liście państw zaangażowanych w misję ISAF. Więcej żołnierzy w pod Hindukuszem mają tylko USA, Wielka Brytania, Niemcy, Francja, Kanada, Włochy i Holandia. Przy czym niektóre z nich (Niemcy, Włochy) mają bardzo ograniczony mandat działania – w praktyce nie wykonują operacji bojowych.

Afganistan jako polisa ubezpieczeniowa

Polski rząd (a także popierająca pomysł opozycja) ryzykuje sporo angażując znaczną liczbę żołnierzy w misję, która nie przybiera dobrych obrotów. Przejmując odpowiedzialność za całą prowincję Polacy z pewnością ponosić będą znaczne ryzyko, a zdaniem wielu ekspertów przyszły rok w Afganistanie może okazać się najkrwawszym od inwazji w 2001. W związku z powyższym, jeżeli Barack Obama nie zmieni zasadniczo swoich planów wobec Afganistanu, będzie on miał swego rodzaju dług wdzięczności wobec Polski. Przypadkowo czy nie, Warszawa wpisała się bowiem w jego strategię przerzucenia sił z Iraku do Afganistanu i swoje sojusznicze zobowiązania rzetelnie tam wypełnia. 

Umiejętne wykorzystanie i wyeksponowanie zaangażowania Polski w Afganistanie, może okazać się bardzo ważne w kontekście pojawiających się wątpliwości, co do przyszłości stosunków polsko-amerykańskich. Widoczne są bowiem sygnały, że nowa, demokratyczna administracja może się wahać, co do sensowności umieszczania elementów tarczy antyrakietowej nad Wisłą. Jest to skądinąd zrozumiałe w związku z faktem, iż kolejnym priorytetem polityki zagranicznej Baracka Obamy ma być pokojowe powstrzymanie nuklearnych ambicji Iranu. Bez współpracy Moskwy celu tego nie uda się osiągnąć. Aktywny i pełen poświęcenia udział Polski w operacji afgańskiej może więc być swego rodzaju polisą ubezpieczeniową i argumentem dla nowo wybranego prezydenta USA na rzecz utrzymania strategicznego sojuszu z Warszawą.

Kwestia budowy w Polsce elementów tarczy antyrakietowej wydaje się być dla owego sojuszu zasadnicza. Rezygnacja Amerykanów z projektu stawiałaby bowiem Polskę w bardzo niekomfortowej sytuacji: ośmieszałaby Warszawę, a co gorsze - mogłaby być odebrana przez Moskwę jako sygnał, że polityka straszenia nowym wyścigiem zbrojeń jest skuteczna. 

Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża jedynie prywatne poglądy autora.