Jan Engelgard: 20 : 0 dla Juszczenki
- Jan Engelgard
Jak poinformowały media, prezydent Lech Kaczyński spotkał się aż 20 razy z prezydentem Ukrainy Wiktorem Juszczenko! W tym samym czasie nie spotkał się z prezydentem Rosji (najpierw Putinem, a obecnie z Miedwiediewiem) ani razu.
To swego rodzaju rekord, tyle że nie skuteczności czy rozwagi, ale zacietrzewienia i niekompetencji. W kampanii wyborczej Kaczyński obiecywał poprawę stosunków z Rosją, szybko jednak zrezygnował z tego postulatu na rzecz jakiś mitycznych bitew, szturchańców i połajanek. Dwa razy tylko otarł się o Putina – raz w Helsinkach podczas jakiegoś szczytu europejskiego i ostatnio na Westerplatte. Za każdym razem nasz prezydent zaciskał pięści, srożył miny i unikał jakiegokolwiek bliższego kontaktu. Jest to zachowanie, które – powiedzmy to sobie szczerze – nie ma precedensu w praktyce dyplomatycznej. Naraża ono Polskę na śmieszność i pogardę poważnych państw europejskich.
Lech Kaczyński uważa się za historyka, ale nim nie jest. Jego wizja historii jest infantylna i tendencyjna. Nie to jest jednak najgorsze, najgorsze jest to, że historię używa do politycznej gry (raczej gierki) a tragedie sprzed lat, w tym ofiary, polskie ofiary – są piłkami w tej grze. Prezydent nazwał na Westerplatte Katyń mianem ludobójstwa, jednak nigdy nie przeszło mu przez gardło nazwanie tym terminem zbrodni dokonanej przez OUN-UPA. Jeśli ludobójstwem jest zabicie strzałem w tył głowy 20 tysięcy oficerów Wojska Polskiego, to dlaczego nie jest nim zabicie przez sotnie UPA 120 tysięcy Polaków na Wołyniu i Podolu? Mordowanych – dodajmy – od kołyski po starców. Ta dwoistość spojrzenia kompromituje Lecha Kaczyńskiego, czyniąc jego tak zachwalane „bitwy o prawdę” zwyczajną rozróbą. Albowiem – jak widać – nie o prawdę tu chodzi, tylko o realizację chorej koncepcji geopolitycznej, już całkowicie skompromitowanej.
Prezydent RP oburzył się na to, że jakiś rosyjski pismak nazwał Józefa Becka „agentem niemieckim”, ale był to tylko pismak, tymczasem nie oburza go wcale, że jego przyjaciel Wiktor Juszczenko, prezydent Ukrainy, chce nadać tytuł „bohatera Ukrainy” katowi Polaków Romanowi Szuchewyczowi a mówi się też o nadaniu Akademii Służby Bezpeky imienia tego samego zbrodniarza. W Rosji Putin nie chce nadawać tytułu bohatera tego kraju Berii czy Stalinowi, nie buduje pomników NKWD, Rosja uznała mord w Katyniu za zbrodnię stalinowską – to jednak prezydentowi RP nie wystarcza. Jego wrażliwość na kwestię dumy narodowej jakoś dziwnie nie cierpi, kiedy na Ukrainie stawiane są pomniki Bandery, Szuchewycza, Klaczkiwskiego czy SS Galizien. Nigdy nie zaprotestował, nigdy nie zganił swojego „towarzysza broni”, który to wszystko wspiera.
Historyczne harce ośrodka prezydenckiego uderzają też w polskie mity narodowe, w polską wrażliwość i dumę. Na monecie wydanej przez Narodowy Bank Polski poświęconej Westerplatte zabrakło… mjr. Henryka Sucharskiego. Media twierdzą, że to podszepty prezydenta sprawiły, że legendarny polski dowódca nie znalazł uznania i ustąpił miejsca kpt. Franciszkowi Dąbrowskiemu, który ponoć dowodził wbrew Sucharskiemu, bo ten chciał się wcześniej poddać, bo wiedział, że pomoc nie nadejdzie. Postawy straceńcze są bliższe prezydentowi. Ciekawi mnie tylko jedno – skoro wykasowało się z pamięci Sucharskiego, bo rzekomo nie dowodził w kluczowym momencie bitwy, to czy prezydent wykasuje przy okazji 90. rocznicy Bitwy Warszawskiej Józefa Piłsudskiego, który naprawdę nie dowodził w kluczowym momencie batalii w 1920 roku i w dodatku się załamał, a bitwę przeprowadził gen. Tadeusz Rozwadowski? Pytanie retoryczne – prezydent stosuje swoje zasady wybiórczo, ma podwójną optykę i stosuje podwójne standardy. Tylko po co to zadęcie i wmawianie ogółowi, że chodzi o honor, prawdę i dumę?
Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.
Artykuł ukazał się pierwotnie na łamach blogu Jana Engelgarda. Przedruk za zgodą autora.