Monika Paulina Żukowska: Polsko-niemieckie pojednanie?
Zamiast mniejszości i wypędzonych – wspólne rocznice i zbliżone stanowiska na forum UE. Wtorkowe spotkanie gabinetów Donalda Tuska i Angeli Merkel było kolejną oznaką zmiany tonu dyskursu polsko-niemieckiego i przewartościowań w priorytetach wzajemnych relacji.
Polsko-niemieckie konsultacje międzyrządowe nie zaskoczyły. Rozmowy zdominował pragmatyzm – zamiast wracać do trudnych kwestii wspólnej historii i problemów mniejszości polskiej, politycy skupili się na przedstawieniu swoich stanowisk względem pakietu klimatycznego, który miał być głównym punktem ciężkości rozpoczętego w czwartek szczytu Rady Europejskiej. Szefowie rządów zdecydowali się pominąć milczeniem chociażby głośną ostatnio kwestię Jugendamtów, w wyraźny sposób dyskryminujących rodziców polskiego pochodzenia w przypadku małżeństw mieszanych i prowadzących niekiedy politykę jednoznacznie nasuwającą skojarzenia z historycznym Kulturkampfem. Problematyka historyczno-narodowa została ograniczona do mętnej zapowiedzi wspólnej organizacji przypadających na 2009 rok dwu ważnych rocznic – 20-lecia upadku komunizmu oraz 70-lecia wybuchu drugiej wojny światowej. O ile pierwszy z jubileuszy jest raczej sympatyczny i nie powinien wzbudzać większych kontrowersji, o tyle polsko-niemieckie obchody upamiętniające rozpoczęcie ostatniej z wielkich wojen już z daleka pachną problemami. Inicjatywa, w założeniu piękna, mająca podkreślić, że Niemcy i Polacy uporali się już z wzajemnymi uprzedzeniami, może z łatwością stać się kolejną okazją do wzajemnych połajanek i doskonałą pożywką dla ruchów związanych z Eriką Steinbach, której wpływy są zresztą nad Wisłą mocno przeszacowane. Z drugiej strony – kusi niebezpieczeństwo łagodzenia historii. Skoro bowiem decydujemy się uczcić tę tragiczną rocznicę wspólnie, nie wypada wypominać naszym przyjaciołom zza Odry wszystkich okropieństw, jakich się dopuścili. Pozostaje mieć nadzieję, że naczelną zasadą pozostanie tu zdrowy rozsądek.
Kwestie narodowościowe ustąpiły miejsca pragmatycznemu interesowi. Zamiast o centrach wypędzeń, które niczym bumerang powracały jako naczelny temat polsko-niemieckich rozmów od dobrych kilku lat, Donald Tusk postawił na dwa najbardziej aktualne tematy: unijny pakiet energetyczno-klimatyczny oraz światowy kryzys finansowy. Ile dla swego stanowiska w sprawie koncesji na emisję CO2 udało się osiągnąć polskiemu premierowi, nie wiadomo. W oficjalnych wypowiedziach po środowej rozmowie tak Tusk, jak i Merkel ograniczyli się do zdawkowego „ostrożnego optymizmu”. Podstawa do konsultacji była dobra – ani Polska, ani Niemcy nie chcą zgodzić się na regulacje dotyczące emisji dwutlenku węgla w obecnym kształcie. Gospodarki obu państw oparte są na energii pozyskiwanej z węgla kamiennego i francuski system koncesjonowania znacznie pogorszyłby ich ekonomikę. W takiej sytuacji nie dziwi zbliżenie stanowisk. Jak słusznie zauważył Paweł Zalewski, dla polskiej racji istotne jest, że w sprawie pakietu Polska nie znajdzie się po raz kolejny pod presją francusko-niemieckiego tandemu.
Szeroko podkreślany jest fakt, że konsultacje takie odbyły się po raz pierwszy od czterech lat. Zawieszenie mechanizmu nastąpiło za rządów Prawa i Sprawiedliwości, zorientowanego w relacjach z zachodnim sąsiadem głównie na politykę historyczną i wyznającego filozofię ostrego dyskursu. Ocieplenie w stosunkach polsko-niemieckich, jakie daje się zauważyć w ostatnich miesiącach, jest naturalnym rezultatem zmiany retoryki po stronie polskiej. Pozostaje jednak pytanie – czy za szeregiem przyjaznych gestów pójdą też korzyści natury politycznej? Dobrze, że budujemy dobrą atmosferę do rozmów, nie koncentrując się jedynie na problemach wspólnej historii. Sprowadzanie każdego spotkania do dyskusji o wypędzonych i zacieraniu historii, jakie obserwowaliśmy w ciągu minionych lat, zaczęło przypominać bardziej świat z gombrowiczowskiego „Transatlantyku” niż poważne rozmowy dwu dużych państw europejskich. Z drugiej jednak strony, trudna sytuacja Polonii niemieckiej jest tematem, od którego nie wolno uciekać. Powagę tej sytuacji dostrzegła ostatnio nawet Komisja Praw Człowieka Narodów Zjednoczonych, zapowiadając śledztwo w sprawie dyskryminacyjnej polityki niemieckich urzędów do spraw młodzieży i wychowania.
Po składzie niemieckiej delegacji – do Warszawy przyjechało 9 ministrów z 14-osobowego gabinetu – spodziewano się przełomu. Wybrano metodę małych kroczków, uzgadniania poszczególnych spraw istotnych w danej chwili. Taktyka o tyle słuszna, o ile rozwiązane są problemy długoterminowe. W przypadku stosunków polsko-niemieckich, nad którymi wciąż ciążą nierozwiązane kwestie wspólnej historii, takie podejście może okazać się słuszne. Warunkiem koniecznym do uzyskania rezultatów pozostaje jednak w dalszym ciągu poszerzona optyka – ucieczka od „tradycyjnych” dla naszych relacji z zachodnim sąsiadem problemów polityki historycznej i narodowościowej w imię politycznego kompromisu nie rozwiązuje bowiem tych dylematów, jedynie je pogłębiając.
Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża jedynie prywatne poglądy autora.