Paweł Świeżak: Białoruś-Polska - Świat oczami Łukaszenki
Patrząc z perspektywy Aleksandra Łukaszenki, wydarzenia rozgrywające się obecnie za naszą wschodnią granicą wpisują się doskonale w schemat „eksportu kolorowych rewolucji”. Białoruski dyktator jest zapewne przekonany, że zmiany reżimów kolejno w Gruzji, na Ukrainie oraz w Kirgizji, a także próba podjęta w Uzbekistanie, stanowią część niecnego większego planu, koordynowanego przez Waszyngton, Brukselę, a może przez wszystkie wraże siły (Stany Zjednoczone, NATO oraz Unię Europejską) razem. Definiując rzeczywistość w ten sposób można dojść do wniosku, że rola Andżeliki Borys, Związku Polaków na Białorusi czy nawet samej Polski jest w gruncie rzeczy „podrzędna” wobec całej machiny zaprzęgniętej do walki z Łukaszenką.
Łukaszenko twierdzi, że władze USA wyasygnowały 32 miliony dolarów na operację „zmiana reżimu na Białorusi” w latach 2006-2007 oraz że jednym z węzłów tej operacji jest polska ambasada w Mińsku (inny to państwa bałtyckie, w szczególności Litwa). Marek Bućko, radca na tej placówce, miał przygotowywać plany „nowego Kosowa” na Białorusi, wykorzystując naturalnie do tego celu polską mniejszość. Łukaszenko postanowił więc „obronić” apolityczny z definicji ZPB przed knowaniami Waszyngtonu sprzymierzonego z Warszawą. „Białoruscy Polacy są w Białorusi u siebie, nie chcą żyć w Polsce – stwierdził niedawno białoruski prezydent – Nie pozwolimy z naszych obywateli zrobić marionetek (…) Mięsem armatnim czy to Warszawy, czy to Waszyngtonu nasi obywatele, w tym Polacy, nie będą”. Łukaszenko wydaje się też być naprawdę przekonany, że „opracowana została określona taktyka – włącznie do interwencji w naszym kraju”. Dlatego też wszelkie ujmowanie się strony polskiej za prześladowanymi działaczami ZPB jest odczytywane przez Mińsk jako próby ingerencji w wewnętrzne sprawy Białorusi. O tym, że taka jest w istocie prawdziwa motywacja stojąca za polskimi działaniami przekonują władze białoruskie również i inne deklaracje polskich polityków, np. o planach utworzenia na terytorium Polski antyłukaszenkowskiej stacji radiowej nadającej w języku białoruskim.
Tak więc Mińsk uważa, że obecny kryzys na linii z Warszawą to tylko część „zimnej wojny”, jaka została mu wydana przez wrogi Zachód, w szczególności sekretariat stanu USA, Komisję Europejską, NATO oraz inspirowane przez polityków środki masowego przekazu, podkreślające niedemokratyczność białoruskiego reżimu. A za rok na Białorusi planowane są wybory prezydenckie, co stanowi dla „spiskowców” idealną okazję do przeprowadzenia zmiany ekipy rządzącej. Tego Łukaszenko poważnie się obawia.
„Oficjalna”, to jest prorządowa Białoruś, zaczyna więc postrzegać samą siebie jako „oblężoną twierdzę”, otoczoną przez wrogie Litwę i Polskę (penetrowane przez amerykańskich agentów), zdradziecką Ukrainę oraz wcale nie do końca pewną Rosję. Powoduje to, że używany przez Polskę język „obrony praw człowieka” czy „niezależności organizacji społecznych”, jest uważany w Mińsku za kompletnie pretekstowy i maskujący prawdziwe intencje. Łukaszenko stwierdził: „Według moich danych, Polacy dobrze wiedzą, co się dzieje na Białorusi. Przykład Białorusi zaczyna być niewygodny dla władz Polski, dlatego starają się one stale oczerniać naszą politykę, tak jak to się działo za czasów Kuczmy na Ukrainie”.
Łukaszenko (nota bene słusznie) rozumując, że w oczach Zachodu jest „spalony” i nie istnieje już nic, co mogłoby jego negatywny wizerunek odmienić („ostatnia dyktatura w Europie”), stara się jak to tylko możliwe „zamknąć” swój kraj, odciąć go od jakichkolwiek zewnętrznych wpływów przed wyborami. ZPB, duża, zachowująca dotąd względną niezależność organizacja, a przy tym mogąca liczyć na zewnętrzne źródła finansowania i przez to niepoddajaca się łatwo kontroli, była oczywistym celem ataku władz, ponieważ z tej izolacji się wyłamywała. Przy czym kwestia samej narodowości czy pochodzenia etnicznego członków ZPB miała drugorzędne znaczenie. ZPB wedle łukaszenkizmu to przede wszystkim forpoczta Polski = Unii Europejskiej = Waszyngtonu, a dopiero na drugim miejscu organizacja skupiająca polską mniejszość na Białorusi.
Niestety, sprawia to, że perspektywy przed ZPB – przynajmniej najbliższe – rysują się niewesoło. Andżelika Borys przyznała ostatnio: „Nie ma już ZPB. Jest związek urzędników i służb specjalnych”. Zapytania o plany na przyszłość, Borys stwierdziła, że „nie zostawi ludzi, którzy ją wybrali a teraz stoją twardo po jej stronie”. Tym niemniej przyszłość ZPB jest co najmniej niepewna. Aleksander Minkiewicz, opozycjonista uważany za jednego z potencjalnych rywali Łukaszenki w wyborach prezydenckich, powiedział że „los ZPB – to podział na dwie organizacje: jedną oficjalną (…) a drugą – niezarejestrowaną”. Z pierwszą będą współpracowały władze w Mińsku, z drugą – w Warszawie. Nie przesądzając, czy tak się w istocie stanie, należy ze smutkiem zauważyć, że interesy białoruskich Polaków mogą na całej sytuacji ucierpieć najbardziej.
Wątpliwe też, by pomogły im raczej nieudolne, „reaktywne” działania polskiej dyplomacji (w sensie reakcji na bieżące wydarzenia, bez żadnej wizji czy planu zażegnania kryzysu). Wydaje się niestety, że dynamiczny rozwój sytuacji w stosunkach z Białorusią był dla strony polskiej całkowitym zaskoczeniem. Polska działała nieco po omacku, początkowo ospale, a obecnie, zapętliwszy się i wyczerpawszy swoje ograniczone możliwości, próbuje sprawę ”umiędzynarodowić” i wciągnąć do akcji Unię Europejską. Z kolei Łukaszenko nieśmiało „zaprasza” do zaangażowania się w sytuację Rosję, sugerując, że „przejęcie kontroli” nad Białorusią przez siły związane z USA stanowiłoby zagrożenie dla rosyjskich interesów ekonomicznych (choćby z uwagi na szlaki transportowe surowców energetycznych) – zresztą na ciche poparcie ze strony moskiewskiego „wielkiego brata” Łukaszenko chyba i tak może liczyć.
Jednak czy Unia, pogrążona w wewnętrznym kryzysie na tle nieprzyjęcia traktatu konstytucyjnego, sporów budżetowych itd., wykaże większe zainteresowanie czymś, co może postrzegać jako polsko-białoruską awanturę? Sądzę zresztą, że z tym w gruncie rzeczy sąsiedzkim sporem powinniśmy umieć poradzić sobie samodzielnie. Jednak przynajmniej obecnie nie widzę, aby Polska miała jakąś koncepcję rozwiązania konfliktu (a całość obrazu dodatkowo komplikuje fakt rozkręcającej się w Polsce kampanii wyborczej, co rodzi ryzyko traktowania przez niektórych polityków stosunków z Białorusią instrumentalnie). Polska dyplomacja, chwalona niedawno powszechnie za skuteczność w działaniach na Ukrainie, stanęła teraz przed nie lada orzechem do zgryzienia.
Paweł Świeżak
Kalendarium wydarzeń w kryzysie polsko-białoruskim
Marzec 2005 r. – VI zjazd Związku Polaków na Białorusi: na przewodniczącą wybrana została Andżelika Borys zastępując Tadeusza Kruczkowskiego (oskarżany m.in. o spowodowanie długów, nieudolne kierowanie organizacją; z drugiej strony zapewnił w miarę bezkonfliktowe stosunki z władzą, co umożliwiało prowadzenie przez ZPB jakiejkolwiek działalności).
Maj 2005 r. – ministerstwo sprawiedliwości Białorusi uznaje zjazd ZPB za nielegalny i odmawia rejestracji nowych władz.
Audycja telewizyjna w białoruskiej telewizji sugerująca, że Marek Bućko, radca ambasady w Mińsku, koordynuje działania zmierzające do „destabilizacji” sytuacji na Białorusi i przygotowuje przewrót przeciwko A. Łukaszence.
Do końca lipca 2005 r. – wydalenie po trzech dyplomatów z obu ambasad: białoruskiej w Polsce, oraz polskiej na Białorusi.
27.07.2005 r. – aresztowanie (na kilkanaście godzin) 3 członków ZPB, zwolenników Andżeliki Borys
27.07.2005 – zajęcie budynku ZPB w Grodnie przez milicję, wyrzucenie stamtąd działaczy optujących za Andżeliką Borys; zatrzymanie około 20 osób, w tym zagranicznych dziennikarzy; w odpowiedzi ambasador Tadeusz Pawlak nie wraca z urlopu na Białoruś, wezwany do Warszawy na „konsultacje”.
01.08.2005 r. – protest przed budynkiem ZPB w Grodnie; Donald Tusk na Białorusi.