Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Polityka Maciej Konarski: Geneza i przebieg konfliktu na Wybrzeżu Kości Słoniowej

Maciej Konarski: Geneza i przebieg konfliktu na Wybrzeżu Kości Słoniowej


12 grudzień 2004
A A A

Wybrzeże Kości Słoniowej było państwem względnie stabilnym i jak na afrykańskie standardy dość dobrze prosperującym. Wszystko to zmieniły ostanie cztery lata, w których kraj ten pogrążył się w wyniszczającym konflikcie.

Kryzys na Wybrzeżu Kości Słoniowej jest dziś obok sudańskiego Darfuru najpoważniejszym konfliktem na kontynencie afrykańskim. Co więcej, stanowiącym potencjalnie ogromne zagrożenie dla stabilności całej Zachodniej Afryki. Składa się nań wiele czynników – interesy wielkich mocarstw, wielkie pieniądze, konflikty etniczne i religijne, a przede wszystkim osobiste ambicje przywódców zwaśnionych stron. Przyzwyczailiśmy się już, że ta wybuchowa mieszanka doprowadza do ruiny coraz to kolejne afrykańskie kraje, lecz kryzys na Wybrzeżu Kości Słoniowej był dla wielu laików sporym zaskoczeniem. Być może z tego powodu, że przez ostatnie 40 lat państwo to niezbyt często gościło na pierwszych stronach gazet. Nie znaczy to bynajmniej, że ominęły go najpowszechniejsze afrykańskie schorzenia – dyktatorskie rządy, korupcja, wewnętrzne waśnie czy ogromne majątkowe rozwarstwienie społeczeństwa. Mimo wszystko jednak Wybrzeże Kości Słoniowej było państwem względnie stabilnym i jak na afrykańskie standardy dość dobrze prosperującym. Wszystko to zmieniły ostanie cztery lata, w których kraj ten pogrążył się w wyniszczającym konflikcie. Ostatni miesiąc z kolei postawił pod znakiem zapytania nie tylko przyszłość tego państwa, lecz również przyniósł największy kryzys francuskiej polityki w Afryce od niemal 40 lat. Dlatego też PSZ poświęca cały raport o sytuacji w tym zachodnioafrykańskim kraju. Ja ze swej strony postaram się w mojej pracy przedstawić genezę i przebieg kryzysu na Wybrzeżu Kości Słoniowej.

Wybrzeże Kości Słoniowej - krótki opis

Wybrzeże Kości Słoniowej jest liczącym ok. 17 mln. mieszkańców państwem położonym w zachodniej Afryce nad Zatoką Gwinejską. Graniczy z Ghaną, Burkina Faso, Mali, Gwineą i Liberią. Było to państwo jak na afrykańskie standardy dość zamożne, co zawdzięcza przede wszystkim uprawom kakao, którego jest największym światowym producentem. Kakao ściągnęło też do kraju zagranicznych inwestorów, którym w dużej mierze zawdzięcza dość dobrze rozwiniętą infrastrukturę (zwłaszcza w Abidżanie – ekonomicznej stolicy państwa). Również kakaowe interesy były jednym z najważniejszych czynników jaki przyciągnął do Wybrzeża Kości Słoniowej blisko 14 tys. obywateli Francji i wielu białych z innych państw zachodu.

Pod względem etniczno - religijnym kraj jest podzielony na muzułmańską północ (ok. 38% mieszkańców wyznaje tą religię) oraz chrześcijańsko – animistyczne południe. Zamieszkuje go poza tym ok. 1 mln. imigrantów, którzy przybyli tu zwabieni możliwością pracy na plantacjach kakao (gł. z Mali i Burkina Faso) lub uciekli przed konfliktami w swych ojczyznach (gł. z Liberii).
Wybrzeże Kości Słoniowej było niegdyś francuską kolonią. Po odzyskaniu niepodległości w 1960 r. urząd prezydenta objął dotychczasowy przywódca ruchu antykolonialnego Felix Houphouet – Boigny. Przez następne 33 lata aż do swej śmierci sprawował on faktycznie dyktatorską władzę w państwie, zachowując jednak dość bliskie więzi z byłą metropolią. Okres jego rządów to czas korupcji i rządów jednopartyjnych, lecz również stabilności i względnej gospodarczej prosperity.

Śmierć „ojca niepodległości” zakończyła pewną epokę w dziejach państwa, w 1993 r. władzę objął po nim Henri Konan Bedie. Jedną z jego pierwszych decyzji było pozbawienie urzędu premiera Alassane Ouatarrę pochodzącego z w większości muzułmańskiej północy kraju. Zwiększyło to frustrację mieszkańców północy, którzy czuli się dyskryminowani przez rodaków z południa przy udziale we władzach i redystrybucji dochodu narodowego.

W 1999 r. doszło do pierwszego w historii Wybrzeża Kości Słoniowej wojskowego zamach stanu, który obalił rząd Konana Bedie. Władzę objęła teraz junta generała Roberta Guei, która nie cieszyła się jednak poparciem międzynarodowej społeczności, a zwłaszcza rządu francuskiego.

Wojna o artykuł 35

Bezpośredniej przyczyny konfliktu na Wybrzeżu Kości Słoniowej należy szukać w wydarzeniach z 2000 roku gdy junta generała Roberta Guei rozpisała wybory prezydenckie. Swoją kandydaturę zgłosił wówczas wspomniany już były premier Alassane Ouatarra, dość dobrze znany i cieszący się poparciem mieszkańców z północy. Ouatarra miał jednak jeden słaby punkt – jego ojciec był imigrantem z sąsiedniego Burkina Faso. Junta w ekspresowym tempie uchwaliła więc poprawki do artykułu 35 konstytucji, umieszczając zapis, że jedynie obywatele będący mieszkańcami kraju w drugim pokoleniu mogą kandydować do fotela prezydenta. Ouatarrę pozbawiono nawet najmniejszej szansy na rywalizację z obozem rządowym.

Matactwa przy konstytucji nie pomogły jednak juncie. Wybory wygrał bowiem kandydat sił lewicowych, były nauczyciel Laurent Gbagbo. Generał Guei nie chciał zaakceptować wyników wyborów, lecz olbrzymie protesty społeczne i zakulisowe zabiegi Francji zmusiły go do kapitulacji. Skoro rządy junty odeszły do przeszłości Ouatarra zażądał od nowego prezydenta powtórzenia wyborów, argumentując, że bez jego udziału nie były one reprezentatywne. Gbagbo zdecydowanie odmówił i odpowiedział represjami wobec zwolenników Ouatarry. Jego zwolennicy postanowili tej sytuacji przejąć władzę siłą.

We wrześniu 2002 r. na Wybrzeżu Kości Słoniowej doszło do próby zamachu stanu udaremnionej jednak przez siły wierne prezydentowi Gbagbo. Był to początek wojny domowej, która podzieliła kraj na dwie części. Rebelianci, którzy przyjęli nazwę „Nowych Sił” błyskawicznie opanowali północną część kraju. Była to brudna i krwawa wojna. Obie strony masowo dopuszczały się mordów i gwałtów, stosowały tortury i wcielały dzieci w szeregi swych oddziałów. Błędne jest jednak sprowadzanie tego konfliktu do kolejnej afrykańskiej wojny na tle etnicznym czy religijnym. Choć czynniki te odegrały pewną rolę, to koniec końców całość sprowadzała się do brutalnej walki o władze i wpływy.

22 miesiące zbrojnego pokoju

Koszmar ten przerwał dopiero podpisany pod auspicjami Francji pokój w Marcoussis (24 styczeń 2003). Przewidywał on m. in. rozbrojenie „Nowych Sił”, szerokie reformy polityczne – w tym zniesienie kontrowersyjnych zapisów art. 35, ukaranie osób odpowiedzialnych za naruszanie praw człowieka i utworzenie wspólnego Rządu Pojednania Narodowego. Zgodnie z jego postanowieniami Gbagbo i Ouatrra mieli zmierzyć się wyborach prezydenckich przewidzianych na 2005 rok. W celu nadzorowania ustaleń pokoju, na linii demarkacyjnej pomiędzy siłami rządowymi i rebelianckimi rozlokowano 10 tys. żołnierzy kontyngentu pokojowego ONZ (w tym 4 tys. Francuzów).

Wkrótce okazało się jednak, że jedynie postanowienie o wspólnym rządzie może doczekać się realizacji. Gbagbo zwlekał z przeprowadzeniem reform politycznych, a zwłaszcza z kluczową reformą prawa wyborczego. Z perspektywy czasu wydaje się, że prezydent grał po prostu na zwłokę szykując się do zbrojnej rozprawy z rebeliantami w chwili gdy okoliczności na to pozwolą.

Rebelianci z kolei nie byli zupełnie przygotowani do rządzenia jedynie północną częścią kraju. Na opanowanych przez nich terenach niemal zupełnie załamał się system prawny i system zabezpieczeń społecznych. Zapanowała nędza i prawo pięści, które pogłębiały w dodatku wewnętrzne konflikty pomiędzy poszczególnymi frakcjami „Nowych Sił” (dyskretnie podsycane przez prezydenta Gbagbo). Rebelianci rozłoszczeni sabotowaniem przez prezydenta postanowień pokoju z Marcoussis odmówili poza tym implementacji postanowień dotyczących rozbrojenia podległych sobie oddziałów.

W 2004 r. sytuacja na Wybrzeżu Kości Słoniowej wyraźnie się zaostrzyła. W marcu siły rządowe krwawo rozpędziły demonstrację opozycji w Abidżanie powodując śmierć blisko 200 osób. Wobec zaostrzania się sytuacji i łamania obietnic reform przez stronę rządową rebelianci wycofali 28 października swych przedstawicieli z Rządu Pojednania Narodowego powodując de facto jego upadek. Rebelianci oskarżyli rząd o przygotowania do wznowienia konfliktu i wspieranie opozycyjnych wobec Ouatrry i jego prawej ręki Guliame Soro frakcji rebelianckich. Jednocześnie Soro zarządził stan „pełnej gotowości” w swych siłach zbrojnych. Prezydent Gbagbo coraz wyraźniej przygotowywał się tymczasem do ataku na rebeliancką północ i uzbrajał siły swej młodzieżowej milicji (rekrutowanej głównie z mieszkańców slumsów wielkich miast) znanej jako „Młodzi Patrioci”.

Eskalacja konfliktu i francuska interwencja

Przygotowania prezydenta Gbagbo do rozprawy z rebeliantami były wyraźne, lecz mimo to wybuch kryzysu okazał się dla wielu dużym zaskoczeniem. W czwartek 4 listopada rządowe lotnictwo zbombardowało miasta Bouake i Korhogo – bastiony rebelianckich „Nowych Sił”. Jednocześnie doszło do kilku potyczek lądowych wzdłuż tymczasowej linii demarkacyjnej. Strzegące jej 10 tysięczne siły pokojowe nie dość, że nie zdołały im zapobiec to jeszcze same wdały się w starcia. Do rozruchów doszło tymczasem największym mieście w państwie - Abidżanie. Tłum złożony głównie z członków rządowej młodzieżówki „Młodzi patrioci” zdemolował siedziby opozycyjnych partii i gazet. Naloty na pozycje rebeliantów trwały przez następne kilka dni, a rządowi generałowie odgrażali się, że to tylko preludium do wielkiej ofensywy mającej przynieść reunifikacje kraju.

Tymczasem niespodziewanie doszło do tragedii, która zmieniła całkowicie sytuację w pogrążającym się w wojnie kraju. W trakcie nalotu rządowego lotnictwa na pozycje rebeliantów w Bouake bomby spadły na pozycje francuskich żołnierzy z kontyngentu sił pokojowych. Zginęło 9 Francuzów i obywatel USA (pracownik organizacji humanitarnej), a 23 żołnierzy zostało rannych. Strona rządowa zadeklarowała, że tragedia ta była rezultatem nieszczęśliwej pomyłki. Ta wersja wydaje się dziś najbardziej prawdopodobna, choć dziennik „Le Monde” podał później niepotwierdzone informacje, że atak ten został przeprowadzony przez siły rządowe celowo, przy wsparciu izraelskich najemników.
Tak czy inaczej reakcja prezydenta Chiraca była bardzo szybka i zdecydowanie nieprzemyślana. Wbrew opiniom swych doradców nakazał on bowiem zbrojną odpowiedź na „zszarganie honoru Francji”. W rezultacie, w godzinę po ataku francuskie samoloty z baz w pobliskim Gabonie zbombardowały rządowe bazy powietrzne niszcząc 4 samoloty Suchoj i 5 śmigłowców - całe lotnictwo sił rządowych. W ten sposób Gbagbo stracił jedyny środek jaki dawał mu militarną przewagę nad rebeliantami.

Chirac decydując się na przeprowadzenie ataku nie przewidział jednak konsekwencji jakie to przyniesie. Na wieść o atakach współpracownicy Gbagbo (on sam starał się trzymać nieco z boku, choć niewątpliwie kontrolował sytuację) wyprowadzili na ulicę Abidżanu bojówkarzy z „Młodych Patriotów” i skierowali ich do ataków na europejczyków i ich własność. Wkrótce dołączyli do nich zwykli mieszkańcy miasta dając tym samym upust swych antyfrancuskich i antyzachodnich fobii. W rezultacie Abidżan stał się świadkiem niemal dantejskich scen. Rozwścieczone tłumy demolowały francuskie obiekty publiczne i prywatne po czym rozpoczęły regularne polowanie na białych obcokrajowców. Kilkudziesięciu z nich zostało poważnie poturbowanych, a kilka (lub kilkadziesiąt – Francuzi odmawiają podania dokładnej liczby) białych kobiet padło ofiarą gwałtów.

Francuzi musieli w ekspresowym tempie wysłać pomoc kompletnie zaskoczonym atakami cudzoziemcom. W ich oddziały opanowały lotnisko w Abidżanie, a później kluczowe punkty miasta i dzielnice zamieszkiwane przez białych obcokrajowców. Doszło do starć z szalejącymi tłumami, w których Francuzi użyli gazu łzawiącego i ostrej amunicji. Co najmniej 500 osób zostało rannych, liczba zabitych nie jest jak dotąd znana. Do strać francuskich żołnierzy z mieszkańcami Abidżanu dochodziło jeszcze w następnych dniach, zwłaszcza gdy miasto obiegła plotka, że francuskie czołgi otoczyły pałac prezydencki (w rzeczywistości otoczyło pobliski hotel gdzie utworzono prowizoryczny ośrodek dla szukających schronienia białych).

Gwałtowne ataki skierowane przeciwko białym spowodowały wśród nich olbrzymią panikę. Wbrew wcześniejszym zapowiedziom Francja wraz z kilkoma innymi europejskimi państwami zdecydowała się więc na masową ewakuację swych obywateli z ogarniętego chaosem Wybrzeża Kości Słoniowej. Spośród 14 tys. jej obywateli zamieszkujących to państwo wyjechało ok. 8 tys. Najpierw tłoczyli się na międzynarodowym lotnisku w Abidżanie i francuskich obozach wojskowych by wylądować w końcu w obozach dla uchodźców wokół Paryża. Wielu z nich straciło w trakcie zamieszek dorobek całego życia. Jak to ujął jeden z uciekinierów „mieszkałem w tym kraju przez 20 lat, a jedyne co mi pozostało to dwie walizki i pies”. Ludzie ci i tak mogli jednak mówić o szczęściu w porównaniu z ofiarami gwałtów czy pobić. Ewakuację swych obywateli przeprowadziły też inne państwa. Wielka Brytania wysłała do Abidżanu 300 żołnierzy (w tym 100 z elitarnych oddziałów Ghurków) i samoloty transportowe aby ewakuować ok. 400 swoich obywateli przebywających na Wybrzeżu Kości Słoniowej. Samoloty po swoich obywateli wysłały również Hiszpania i Kanada.

Prezydent Gbagbo początkowo zachowywał się pojednawczo widząc, że przeciągnięcie struny może oznaczać francuską inwazję i kosztować go utratę władzy. Zapowiedział więc śledztwo w sprawie tragedii w Bouake i wzywał mieszkańców Abidżanu do spokoju, określając jednocześnie francuskie ataki jako „nieadekwatną reakcję”. Później widząc, że Francuzi skompromitowali się w Abidżanie, a ich pozycja jest słaba usztywnił stanowisko. Szefem sztabu swej armii mianował pułkownika Philippe`a Mangou, który wywołał całą awanturę. Oskarżył też Paryż o „interwencję na wzór sowieckiej inwazji na Czechosłowację w 1968 r.”. W ostatnich dniach wezwał również do przeprowadzenia międzynarodowego śledztwa w sprawie francuskich nalotów z 6 listopada.

Kryzys na Wybrzeżu kości Słoniowej miał też swój wpływ na światową gospodarkę. Na rynkach znacznie wzrosły ceny kakao, którego państwo to jest głównym eksporterem. Tymczasem Paryż również nie zasypiał gruszek w popiele. 15 listopada na wniosek Francji Rada Bezpieczeństwa ONZ jednomyślnie podjęła decyzję o ogłoszeniu embarga na dostawy broni do Wybrzeża Kości Słoniowej. Czas trwania embarga przewidziano na 13 miesięcy. Głównym celem jego ogłoszenia była chęć zapobieżenia dalszej eskalacji konfliktu pomiędzy siłami prezydenta Gbagbo, a rebelianckimi "Nowymi Siłami". Mniej oficjalnym powodem była chęć niedopuszczenia do odbudowania przez prezydenta jego sił powietrznych.

Niedoszło natomiast do eskalacji walk pomiędzy rebeliantami a siłami rządowymi. Po utracie swego lotnictwa Gbagbo nie zaryzykował generalnej ofensywy przeciwko „Nowym Siłom”. Doszło natomiast do serii ataków na przedstawicieli mniejszości oskarżanych o popieranie rebelii – muzułmanów, imigrantów, przedstawicieli plemion z północy. Dotychczasowe walki i groźba eskalacji konfliktu wprowadziły chaos na Wybrzeżu Kości Słoniowej. Już ponad 5 tys. jego mieszkańców uciekło do sąsiednich państw.

Na wybuch kryzysu zareagowały państwa Unii Afrykańskiej, 6 listopada przewodniczący Unii prezydent Nigerii - Olusegun Obasanjo, zorganizował spotkanie kryzysowe z udziałem przywódców państw zachodniej Afryki. Wezwano wówczas obie strony konfliktu do przerwania walk i w imieniu organizacji powierzono misję mediacyjną prezydentowi RPA Thabo Mbekiemu. Już 9 listopada rozpoczął on misję mediacyjną, lecz początkowo dawano mu małe szanse na sukces. Mbeki nie zaproponował bowiem nic ponad powrót do ustaleń pokoju w Marcoussis. Tymczasem obie strony nie wykazywały chęci do rozmów. Gbagbo wydawał się zdecydowany na militarne rozwiązanie konfliktu podczas gdy przywódcy „Nowych Sił” twierdzili, że ataki z 4 listopada pokazały prawdziwe zamiary prezydenta i że rozmowy z nim są bezcelowe gdyż ten „rozumie jedynie język siły”.
Po blisko miesiącu intensywnych zabiegów Mbeki odniósł jednak niespodziewanie duży sukces. Po trzydniowych rozmowach w Abidżanie 6 grudnia zwaśnione strony osiągnęły wstępne porozumienie. Przyjęły mianowicie wstępny, długookresowy harmonogram – swoista „Mapę drogową”, wedle którego ma zostać stopniowo osiągnięte porozumienie we wszystkich spornych dziedzinach. Zgodnie ze słowami Mbekiego harmonogram uwzględnia osiągnięcie porozumienia w najważniejszych kwestiach dzielących obie strony - wzajemnym rozbrojeniu i kwestii reform konstytucyjnych.
Pewnym problemem jest enigmatyczność i nieścisłość warunków porozumienia. Jedyny konkret jaki w nim zawarto to przeprowadzenie w styczniu 2005 specjalnej debaty parlamentarnej na temat kontrowersyjnego artykułu 35. Nie ma natomiast żadnych ustaleń co do daty przeprowadzenia rozbrojenia czy reaktywowania wspólnego rządu jedności narodowej. W gruncie rzeczy sukcesem jest jednak sam fakt, że obie strony wbrew wcześniejszym zapowiedziom w ogóle zasiadły do stołu rokowań i osiągnęły jakikolwiek kompromis.

Wnioski końcowe

Trudno na dzień dzisiejszy wyrokować jak potoczy się sytuacja na Wybrzeżu Kości Słoniowej. Obie strony konfliktu do rozmów skłoniła zapewne świadomość, że nie są w stanie uzyskać nad przeciwnikiem na tyle dużej przewagi militarnej by osiągnąć zwycięstwo. Zdają sobie zapewne również sprawę, że na dłuższą metę kraj musi się zjednoczyć gdyż ani północna ani południowa część nie mogą w dłuższej perspektywie funkcjonować samodzielnie. Pytanie brzmi tylko czy porozumienie z Abidżanu jest wyrazem rzeczywistego dążenia do pojednania czy jak w przypadku pokoju z Marcoussis jedynie chwilą wytchnienia przed następnym starciem. Czas zapewne przyniesie wkrótce odpowiedź na to pytanie. Trudno też z optymizmem oczekiwać, że gospodarka tego kraju przeżyje exodus Europejczyków i niemal stadną ucieczkę zagranicznego kapitału.
Z drugiej strony kryzys na Wybrzeżu Kości Słoniowej był poważną kompromitacją Francji, a zwłaszcza prezydenta Chiraca. Francuska dyplomacja nie zdołała przewidzieć ani zapobiec eskalacji konfliktu, a nieprzemyślany atak na lotnictwo prezydenta Gbagbo wywołał pogromy cudzoziemców i błyskawiczne utracenie niemal wszelkich wpływów Francji w tym kraju. Wydaje się, że Gbagbo – na swój sposób stworzony przez Francję odwrócił się teraz na trwale od swych dawnych promotorów, a wpływy Paryża w tym niegdyś najbardziej profrancuskim państwie regionu zostały na długi czas zniesione.

Za: „Mail&Guardian”, „Forum”, BBC, „Wprost”, www.allafrica.com