Jakub Gajda: Islamska Republika Iranu - system stabilny?
W obliczu „arabskiego przebudzenia” na Bliskim Wschodzie i upadku dyktatorów w Afryce Północnej, rząd Iranu początkowo popadł w prawdziwą euforię. Irańske media całą swą uwagę poświęcały na niesienie narodowi pozytywnych wieści z Tunezji i Egiptu. Protesty, które nastąpiły wkrótce także w Jemenie, Jordanii i Bahrajnie nazwane zostały nawet przez ajatollaha Chameneiego „odpowiedzią bliskowschodnich społeczeństw na irańskie wezwanie do Rewolucji Islamskiej z 1979 roku”. Tymczasem wśród narodu irańskiego sytuacja od wielu miesięcy jest nezwykle napięta, a lód pod nogami polityków Rewolucji Islamskiej z Chameneim i Ahmadineżadem na czele wydaje się być coraz cieńszy. Czy Iran pójdzie może wejść na ścieżkę kolejnej rewolucji?
Dzisiejszy Egipt, jak niegdyś Iran
Islamska Republika Iranu powstała w konsekwencji społecznego sprzeciwu wobec polityki proamerykańskiego szacha Mohammada Rezy Pahlawiego. Irański władca był w czasie niemal czterdziestu lat rządów wielokrotnie oskarżany o korupcję, sterował też niezwykle brutalną tajną policją – SAVAK. Kres jego rządów nadszedł dopiero w 1979 roku. Co istotne, irański ruch rewolucyjny nie ograniczał się początkowo do zwolenników stworzenia państwa opartego na prawie koranicznym. Pomimo tego zwyciężył ten właśnie kierunek zaproponowany przez ajatollaha Chomeiniego, który był zdecydowanie najbardziej charyzmatycznym działaczem anty-szachowskiej opozycji. Pod duchowym przywództwem Chomeiniego pozostałe wizje porewolucyjnego Iranu bardzo szybko zostały zmarginalizowane, a obrana została „jedyna słuszna droga” – Republika Islamska. Warto zwrócić uwagę na paralele pomiędzy genezą irańskiej rewolucji i nowych ruchów, które wystąpiły obecnie w świecie arabskim.
Tymczasem teokratyczny, antyamerykański i antyizraelski Iran, który wyrósł po rewolucji 1979 postrzegany jest w świecie wyłącznie przez pryzmat skrajnego konserwatyzmu oraz realnego zagrożenia dla obecnego porządku. Większość państw zachodnich od trzech dekad wyczekuje upadku reżimu, który wielu wrogów posiada również wśród nielegalnej opozycji na własnym podwórku. Od 2009 roku po wyborach prezydenckich w Iranie uaktywnił się ruch nazwany „zieloną rewolucją” i choć wielu Irańczyków i rządy wielu państw widziały już nowy Iran, Republika Islamska okazała się systemem zbyt mocnym do obalenia. Ruch regularnie daje jednak o sobie znać.
Analizując dzisiejszą sytuację w Iranie, niezwykle łatwo jest ulec propagandzie. Tymczasem rzeczywistość irańska nie jest tak dramatyczna, jak ją przedstawiają zwolennicy „zielonej rewolucji”, zachodnie media i wspierające ich rządy. Z pewnością też równie daleko dzisiejszej Islamskiej Republice do ideału, jakim określają ją władze Islamskiej Republiki. Racjonalnie patrząc, przyznać należy, że wojna o serca i umysły Irańczyków trwa, a społeczeństwo wydaje się zbyt podzielone, by obrać jeden spójny kierunek. Oczywiście, istnieją na irańskim gruncie mocne przesłanki do rewolucji, ale są i takie argumenty, które nakazują powątpiewać w jej rychłe nadejście.
Rewolucja na „tak”
Od wielu lat Stany Zjednoczone, Izrael i ich sojusznicy usilnie starają się walczyć z nieprzychylnym sobie reżimem, stosując sankcje gospodarcze. Czynnikiem zagrzewającym do tej walki są irańskie ambicje imperialne, wiązane ściśle z wywołującym kontrowersje programem atomowym. Mimo kolejnych rezolucji, Iran wytrwale obstaje przy swoim twierdzeniu, iż na równi z innymi mocarstwami posiada prawo do korzystania z energii nuklearnej. Teheran daje tym samym swoim adwersarzom okazję do nakładania nowych sankcji, blokad gospodarczych i zniechęcania inwestorów do jakiejkolwiek współpracy biznesowej z Iranem (jak dzieje się to w większości krajów europejskich).
Jasną sprawą jest, że ponad trzydzieści lat częściowej izolacji politycznej i przede wszystkim gospodarczej na arenie miedzynarodowej znacząco odbija się na gospodarce tego 70. milionowego państwa. Iran i tak radzi sobie nieźle, bo posiada ogromne złoża ropy naftowej i gazu, których zakupem, mimo wszystko, nikt rozsądny w świecie nie pogardzi. Bolączką Iranu jest jednak brak napływu nowych technologii związanych między innymi z rafinacją ropy naftowej.
Po tym jak rząd cofnął subsydia paliwowe, w przeciągu ostatnich dwóch miesięcy ceny paliwa w Iranie wzrosły siedmiokrotnie (obecnie jest to mniej więcej połowa sumy, którą płacimy za litr benzyny w Polsce). W związku z podwyżkami cen paliw, automatycznie wzrastają też koszty innych dóbr. Życie obywateli staje się droższe i cięższe. Kryzys najmocniej dotyka oczywiście biednych i klasę średnią – czyli ogromną większość irańskiego społeczeństwa. Rząd poprzez media stara się zasiać optymizm podając informacje to uruchomieniu jakiejś rafinerii, to o „wielkich” kontraktach handlowych… na sumy kilku milionów dolarów. Warto pamiętać, że Irańczycy to jedno z lepiej wykształconych społeczeństw Bliskiego Wschodu świadome, kiedy wciska się mu ciemnotę. Ironia wobec propagandy i poczynań rządu jest więc na porządku dziennym. Niemniej istnieje też poważna obawa przed kolejnymi podwyżkami. Ponad 15 procentowa inflacja i 3 procentowy wzrost gospodarczy w przyszłości niczego dobrego nie rokuje.
Abstrahując od wszelkich sympatii politycznych: Jeśli wszystko dalej pójdzie w tę stronę i Iran nadal będzie izolowany, balon nadmuchiwany przez Ahmadineżada i jego rząd z pewnością kiedyś pęknie. Czy to jednak już ten moment?
Argumenty przeciw
Władze irańskie z opozycją zmagają się od samego początku istnienia Islamskiej Republiki. Mają wieloletnie doświadczenie, a i niezłych argumentów w walce z siłami wywrotowymi odmówić im nie sposób. O organizację nielegalnych demonstracji poparcia dla Egiptu (legalne zostały zorganizowane wcześniej przez rząd), które odbyły się na fali wydarzeń egipskich, rządowe media oskarżyły Mudżaheddin-e-Chalq - organizację, która znajduje się na amerykańskiej liście organizacji terrorystycznych i w samym Iranie nie należy do zbyt popularnych. Irańskie władze starają się nie dopuszczać do jakichkolwiek zgromadzeń opozycji u siebie, jednocześnie wspierając ruchy mogące obalić nieprzychylnych im polityków w świecie muzułmańskim. Z dużymi nadziejami oczekują na nową tożsamość Tunezji, Libii i Bahrajnu. Marzy im się nowy Bliski Wschód – region w którym Izrael i Stany Zjednoczone zostaną pozbawieni sojuszników.
Kolejna rzecz istotna: Antyamerykanizm irańskiego społeczeństwa jest oczywisty i o ile przeciwników rządu w Iranie jest bardzo wielu, to i tych, którzy nie chcą zmieniać tożsamości i stylu życia na zachodni oraz nie pragną sojuszu z „Wielkim Szatanem”, nie brakuje. Wbrew pozorom, nie zawsze są to zaślepieni ideologią irańskiego kleru ludzie pochodzący z nizin społecznych. Co ciekawe, antyamerykańskie demonstracje w rocznicę Rewolucji – również w tę ostatnią - niezmiennie przyciągają wielu zwolenników.
Iran to państwo posiadające jedną z najpotężniejszych armii świata. Poza tym siły Strażników Rewolucji to świetne narzędzie do tłamszenia wszelkich ruchów wywrotowych. W dniu, w którym subsydia paliwowe zostały zlikwidowane i ceny poszły w górę na ulicach irańskich miast pojawiło się tak wielu funkcjonariuszy, że nikt nie miał odwagi wszczynać jakichkolwiek protestów. Irański aparat jest czujny - cenzuruje również internet. Portal Facebook oficjalnie w Iranie nie działa, więc zagrożenie jakie w Egipcie wywołał swoją działalnością m.in. Wael Ghonim teoretycznie nie istnieje. Mimo tego protesty się rodzą i choć ich skala jest na razie nieporównywalna z tym, co dzieje się w innych państwach regionu, większa lub mniejsza groźba przewrotu istnieje. Rząd stara się tłumić wszelkie ruchy tego rodzaju w zarodku, lecz zamykanie liderów opozycji - Musawiego i Karubiego w domu i odcinanie im dostępu do telefonu i internetu to też rozwiązanie dobre tylko do czasu.
Sytuację w Iranie oczywiście określić można jako dynamiczną, a im dłużej trwają protesty w innych krajach Bliskiego Wschodu, tym bardziej podsycane będą rewolucyjne nastroje Irańczyków i bardziej niepewna będzie pozycja irańskich władz. Nie bez znaczenia w najbliższym czasie będą też ruchy dyplomatyczne wykonywane przez nowe rządy krajów, w których fala rewolucji zmyła z pokładu dyktatorów. Póki co, można zaryzykować stwierdzenie, że irańskie władze zyskują na rewolucyjnym ruchu w świecie arabskim. Już kilka dni po przejęciu przez egipską armię władzy, irańskie okręty wojenne (nieuzbrojone) po raz pierwszy od 1979 roku demonstracyjnie przepłynęły przez Kanał Sueski i mijając wybrzeże Izraela udały się do portów w Syrii. Tel-Awiw nazwał to jawną prowokacją. Dla zwolenników Islamskiej Republiki to wielki powód do dumy i nadzieja na wzmocnienie pozycji w regionie.