Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Podróże Lizboński krajobraz: Schodami w górę, schodami w dół

Lizboński krajobraz: Schodami w górę, schodami w dół


08 kwiecień 2008
A A A

Sample ImageZ okien samolotu Lizbona jawi się niczym ułożona na talerzu kompozycja weselnego tortu – brzegi lekko wzniesione, środek położony niżej i płaski, ozdobiony pastelowymi budowlami, nie z masy kremowej, lecz cegły i kamienia. Nic bardziej błędnego! Lizbona składa się ze schodów! Ze schodów i stromych podejść.
 

Ulice przebiegające równolegle do placu Praça Restauradores powinny być właściwie jednakowo płaskie. Ależ skąd! Jedna jest płaska, a inna stromo wspina się w górę, by po 200 metrach znów stromo zejść na inny plac. Pocięty jarami i dolinami teren najwyraźniej zainspirował budowniczych wysokich, zawsze wielopiętrowych budynków po obu stronach ulic. Słońce tylko na krótko głaska promieniami uliczny bruk. Szczególnie podczas gorącego tu lata daje to jedyną szansę, aby przetrwać upały.

ImageDwa razy doszczętnie zniszczone przez trzęsienia ziemi miasto pracowicie odbudowywało się na własnych ruinach. Warstwy cegły i kamienia wyznaczające epoki są warstwami gruzu, na którym wyrosła dzisiejsza Lizbona. Stara dzielnica Alfama wygląda malowniczo: strome, wąskie uliczki, po których wspinają się żółte wagoniki tramwajowe, ponad nimi na linach suszy się bielizna, a na murku przycupnął kot i dziwi się przeciągającym strumieniom turystów. Nad Alfamą królują mury średniowiecznego zamku Castelo São Jorge! Tak jakby tylko on nie dał się powalić na kolana, ani w 1531 r. ani w 1755 r. Z zamku tak naprawdę nie pozostało wiele, ale to co pozostało, jest wspaniale i mądrze zagospodarowane. Stąd rozciąga się wspaniały widok na miasto. I stąd nie jest już ono takie płaskie jak z lotu ptaka, pardon – samolotu. Na horyzoncie w kierunku północno-zachodnim pięć megalitycznych biurowców posępnie spogląda na niższe od nich budynki. Na południu błyszczy w słońcu powierzchnia wód Tagu.

Jego nazwę Tejo wymawia się teżo. Język portugalski oferuje wiele znanych Polakom głosek, sz, ż, ą, ę – aż się człowiek dziwi, że nic a nic nie może zrozumieć. Portugalczycy mówią szybko i połykają większość głosek, jak gdyby ich obecność była tak oczywista, że rozrzutnością byłoby wymawianie ich wszystkich. To pułapka dla tych, którym się wydaje, że umiejątność wymiania ich przy znajomości hiszpańskiego otworzy im portugalskie dusze i serca. To kolejna pomyłka. Portugalczycy kochają swojego wielkiego sąsiada tak, jak Polacy Związek Radziecki – i ich miłość obejmuje również język. Niektórzy ze starszego pokolenia często rozumieją hiszpański, lecz niechętnie się do tego przyznają i dopiero w sytuacji bez wyjścia zdają się przypominać sobie jednak to i owo. Młodsze roczniki preferują angielski, choć w bardzo „turystycznym” wymiarze.

Jeśli chce się zobaczyć jak żyje to miasto, należy wybrać jakiś hotel w Rossio, Chiado lub Baixa (wym: bajża). Lecz należy przy tym pamiętać, że kategoria trzy gwiazdki mogą oznaczać docelową jakość, do której zmierza właściciel hotelu lub pensão, pensjonatu, a nie jego obecny stan. Jednak nawet jeśli wylądujemy w niezbyt ciekawym pensjonacie, miasto wynagrodzi to nam wielokrotnie. Właściciel hotelu uśmiechnie się wprawdzie dopiero trzeciego dnia – w końcu to my jesteśmy u niego, a nie on u nas, ale za to ten uśmiech cenimy potem bardziej nie dolarowe uśmiechy personelu w hotelu o światowym standardzie.

Mieszkać w samym centrum Lizbony oznacza również zanurzyć się w jego dźwiękach – w dzień i w nocy. Setki restauracyjek i barów, przed którymi stoją nieco natarczywie zapraszający kelnerzy, sprawiają wrażenie, że miasto nigdy nie śpi. Do późna w nocy można dobrze zjeść, będąc pewnym, że danie przygotowane zostanie specjalnie dla nas. Czasem można prosto z akwarium wybrać sobie rybkę, na którą ma się ochotę. Dzbanek białego wina wspaniale uzupełni ją smakowo. Przy odrobinie szczęścia znaleźć można także bar, w którym fado śpiewa się nie dla turystów, ale dla ... siebie. Fado oznacza los. Smutne musi być życie Portugalczyków, jeśli ich dusze, saudades, wzdychają takim melancholijnym tonem. Portugalia wydała wielu znanych fadistas, zarówno kobiet jak i mężczyzn, wśród nich wspaniałą artystkę – Amalia Rodrigues. Po śmierci w 2000 r. jako pierwsza kobieta złożona została ona w lizbońskim panteonie Panteão Nacional, choć nie była ani królową, ani głową państwa – lecz najwyraźniej królową portugalskich serc.

W Chiado jest taka kawiarnia, którą trzeba po prostu zobaczyć – A Brasileira. Stylowe wnętrze, właśnie takie jak w powieściach np. wielkiego Fernando Pessoa, który zachodził do niej codziennie. Przed nią stoi teraz, a raczej siedzi jego mała sympatyczna figura pisarza. Nota bene, jego nazwisko oznacza po prostu figurę. Można się nawet przysiąść, jedno krzesło jest wolne. Bywała tu swego czasu lizbońska bohema – dzisiaj blask jej przygasł i tylko turyści z zapalonymi zachwytem oczami przekraczają jej próg w bezpłonnej nadziei wychwycenia genius loci, geniusza miejsca.

Pomniki i symbole

ImageLeżąca u wrót tajemniczego wielkiego oceanu Lizbona budziła fantazję żądnych przygód śmiałków. Nie dziwi więc, że stała się ojczyzną wielu odkrywców dalekich lądów, żeglarzy po morzch i oceanach świata. Mimo iż sama jest niewielka, była kiedyś kolonialną potęgą. Duma z wielkich przodków wyczuwalna jest na każdym kroku. Zwiedzający stolicę Portugalii powinien więc koniecznie wybrać się do Padrão dos Descobrimentos – Pomnika Odkryć. Zbudowano go w 1940 r. – w 300 lat po uwolnieniu kraju spod panowania Hiszpanii. Wysoki, prosty budynek, od strony lądu wygląda jak wbity w ziemię miecz. Od strony rzeki przypomina bug karaweli, na którym stoją lub klęczą postaci odkrywców świata z księciem Henrykiem Żeglarzem na czele. We wnętrzu znajduje się muzeum i kino, w którym obejrzeć można piękny film o fenickiej, rzymskiej, arabskiej i chrześcijańskiej historii Portugalii, jej władcach, odkrywcach, koloniach i dniu dzisiejszym. Trudno nie zadumać się przy tym nad dzisiejszą Portugalią, biednym krajem na krańcu Europy, który nie wiele już ma do powiedzenia w rozgrywkach wielkich mocarstw i wciąż ponosi konsekwencje kolonializmu przyjmując, niekoniecznie dobrowolnie, niezliczone rzesze imigrantów z byłych kolonii. Nasza melancholia ustępuje szybko, gdy wjechawszy na szczyt pomnika spoglądamy na panoramę miasta i zalany słońcem plac, na którym z mozaikowych kamieni ułożona jest wielka mapa świata.

Po takiej porcji wrażeń duchowych należy zaspokoić ciekawość natury cielesnej. W historycznej ciastkarni Pastéis de Belém, założonej w 1837 r. trzeba koniecznie spróbować kremowych ciasteczek i wypić do nich galão – mleko z odrobiną kawy. Komu jej w mleku za mało, ten może zamówić bica (espresso) i wlać ją do galão, zmienia to proporcje w napoju na korzyść kawy.

Porto

A potem nic tylko wracać do centrum, żeby na przykład w Chiado w jednej z licznych restauracyjek spróbować wieczorem kolejnej ryby, a w Solar do Vinho do Porto ... spróbować kilku gatunków porto. Karta win porto jest tu tak długa – ceny od 1 do 120 euro za kieliszeczek złotawo-miodowego płynu – iż trzeba kilku dni, by spróbować choćby jej części. Kelnerzy wprawdzie niewiele mogą polecić, z przyczyn językowych i smakowych, ale za to nie narzucają się zbytnio, więc po zamówieniu białego chleba jako „rozdzielacza smaków” można spokojnie oddać się degustacji. À saúde!

Komunikacja we wszystkich kierunkach

Tak, po Lizbonie można jeździć w kierunku poziomym – kolejką, tramwajem, metrem, pionowym słynnymi elevadores czyli windami i pod skosem – kolejkami na wyciągach i prastarymi jednowagonowymi żółtymi lub czerwonymi tramwajami, tak dobrze znanymi ze zdjęć, pokonującymi strome stoki starych dzielnic. Kto z Praça Restauradores lub Rossio zechce wybrać się do Chiado, dzielnicy bohemy, artystów i antykwariatów, ten może pojechać kolejką lub wspiąć się schodami. Schodami?! – 200-250 stopni, a może i więcej! Coraz to przerywanymi platformami, na których usadowiły się restauracje. Najlepiej wybrać się nimi w drogę powrotną, wtedy schodząc podziwiać można tonące w ciemności nocy i rozświetlone jak choinka światłami stoki po przeciwnej stronie placu i sięgające aż do castelo.

Nowe i stare

ImageExpo 98 to lizboński highlight, po którym pozostał supernowoczesny kompleks budynków, sklepów, park nad brzegiem Tagu, kolejka linowa i Gare do Oriente, Dworzec Wschodni Lizbony. Choć sam przerażająco futurystycznie nieludzki otwiera się on tu na pełną tętniącego życia teraźniejszość: Parco Nações, Park Narodów, i Centro Commercial Vasco da Gama. Galeria zamknięta szklaną kopułą mieści sklepy, restauracje i kawiarnie – pod kopułą spacerują ludzie, a po kopule mewy i gołębie.

Warto wybrać się tam zwykłym liniowym autobusem. Z centrum podróż trwa godzinę i oferuje spojrzenie na życie zwykłych ludzi. Blokowiska Lizbony zaskakująco przypominają polskie, a osiedla domków średniej klasy od polskich różnią się otaczającą je roślinnością – niby podobne, ale jakoś inne. Może to dlatego, że słońce świeci tu inaczej...? Fakt, to słońce nadaje nawet najbardziej podupadłym ruinom specjalnego charakteru – jak gdyby były to tylko filmowe kulisy. Lecz stare domy, szczególnie te położone w centrum miasta, które nigdy nie zaznały kanalizacji i bieżącej wody posiadają jedyne w swym rodzaju, wyłożone przepięknymi kafelkami azujeos fasady. Portugalczycy restaurują je z rozmysłem: wzorzyste fasady „objęte” klamrami specjalnych rusztowań czekają cierpliwie, aż powstanie za nimi nowoczesny budynek, aby go później za sobą ukryć. Łatwiej bowiem zbudować i „dokleić” do starej fasady nowy budynek niż zrekonstruować te piękne motywy floralne lub krajobrazowe zatrzymane w kafelkowych kompozycjach, które kiedyś opowiadały o mieszkańcach kamienicy. Tak ratuje się w Portugalii stare piękno – pomału i cierpliwie.

Tak płynie też życie w stolicy Portugalii. Bez pośpiechu – pois é! ech, co tam!