Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Strefa wiedzy Bezpieczeństwo Polska a wojna w Libii

Polska a wojna w Libii


19 kwiecień 2011
A A A

Od 19 marca trwa wojskowa operacja międzynarodowej koalicji w przestrzeni powietrznej Libii.  Polska nie zdecydowała się wysłać swoich myśliwców do Afryki, aby zapewnić wykonanie rezolucji 1973 Rady Bezpieczeństwa ONZ. Komentarze w kraju na temat tej decyzji generalnie były pozytywne. Czy możemy powiedzieć, jakie konkretnie interesy przeważyły i dlaczego tym razem nasz kraj nie znalazł się w międzynarodowej koalicji? Czy jest możliwe przewidzenie, jakie będą następstwa naszego wstrzymania się od działania? Nad tymi pytaniami krótko chciałbym zastanowić się w  poniższym tekście.

Już na początku marca, kiedy jeszcze nie było wiadomo, czy społeczność międzynarodowa zdecyduje się na interwencję w Libii, z ust polskich polityków odpowiedzialnych za kształtowanie polityki zagranicznej padały znamienne słowa co do sytuacji w tym kraju. Podczas wizyty w Waszyngtonie szef MSZ, Radosław Sikorski zapowiedział, że „będziemy czekali na rozwój wydarzeń, bo musimy mieć relacje z tym, kto kontroluje terytorium i stolicę kraju”. Można w tym stwierdzeniu dopatrywać się chęci niemieszania się w sprawy wewnętrzne tego śródziemnomorskiego kraju. Minister następnie trzeźwo zauważył, że trudno liczyć na to, że za pomocą jakiegokolwiek narzuconego z zewnątrz rozwiązania uda się zażegnać kryzys libijski.

Dobrze, że szef polskiej dyplomacji ma świadomość trudności związanych z narzucaniem porządku społecznego i politycznego w kraju trzecim. Trudno zresztą, aby zachowywał się inaczej, mając na głowie sprawę udziału polskich sił w Afganistanie i świeżą jeszcze pamięć o zaangażowaniu Wojska Polskiego w Iraku. Pozwolę sobie na przypuszczenie, że interwencja w Libii w niewielkim stopniu różni się od w/w przypadków Afganistanu czy Iraku, tzn. może doprowadzić do długotrwałego utknięcia tam sił państw, które zdecydowały się na interwencję. Obecny rozwój przypadków zdaje się potwierdzać racje tych osób, które w ten sposób postrzegały rozwój przypadków w tym kraju. Podsumowując, pierwszym argumentem przeciwko polskiemu udziałowi w Libii była niska przewidywana skuteczność rozwiązania siłowego w stosunku do zaangażowanych środków.

Jeśli chodzi o środki, jakimi Polska ewentualnie dysponowała, to wydaje się, że teoretycznie nasz kraj ma potencjał do udziału w interwencji typu libijskiego. Kraje zaangażowane w akcję oddały do dyspozycji dowództwa interwencji myśliwce F16, czyli takie, jakimi dysponują polskie siły zbrojne. W związku z członkostwem naszego kraju w Sojuszu Północnoatlantyckim koordynacja działań nie powinna stanowić problemu. Wydaje się jednak, że decydujące znaczenie miały czynniki polityczne i finansowe, a nie stricte militarne. Nie zapominajmy, że udział w wojnie to duży wydatek, a rząd, który w okresie pokryzysowym podnosi podatki i nie jest w stanie sobie poradzić z rosnącym wzrostem cen musi raczej ciąć rozchody budżetowe. W przeciwnym razie nie będzie brzmiał wiarygodnie dla wyborców.

W związku z tym możemy wskazać trzeci duży czynnik, który zadecydował o tym, że Polska wstrzymała się przed udziałem w interwencji libijskiej. Chodzi o nacisk opinii publicznej, która zniechęcona jest do naszego udziału zbrojnego poza granicami kraju. Dwoma głównymi przykładami obecnymi w świadomości społecznej są operacje w Iraku i Afganistanie. Obie pochłonęły ofiary w ludziach, trudno powiedzieć, żeby którakolwiek z nich zakończyła się sukcesem politycznym, a także trudno wskazać konkretne korzyści, które Polska osiągnęła dzięki udziałowi w tych interwencjach. Wizy jak były, tak są, w przeciwieństwie do tarczy rakietowej -  powie przeciętny Polak. Po co w takim razie mielibyśmy wysyłać naszych pilotów w drogich myśliwcach do Libii? Przed jesiennymi wyborami rząd nie zaryzykuje takiego kroku.

W mojej opinii warto wspomnieć jeszcze o jednym czynniku, który odróżnia sprawę libijską od Iraku i Afganistanu. Tamte dwie operacje odbywały się z inspiracji amerykańskiej, natomiast w przypadku Libii USA od początku zachowywały się mniej zdecydowanie. Trudno z pozycji komentatora jednoznacznie to stwierdzić, ale przypuścić można, że w środowiskach dyplomatycznych lobbing za operacjami z inicjatywy Białego Domu był znacznie silniejszy, niż w przypadku obecnej interwencji. Wszystko wskazuje na to, że państwami, które w większym stopniu odpowiedzialne są za taki, a nie inny przebieg wydarzeń, są Francja i (w mniejszym stopniu) Włochy. Te państwa zdecydowanie mniej mogą (i chcą) zaoferować politycznie w zamian za udział w operacji lotniczej nad Libią. Nie można też zapomnieć o tym, że ta interwencja ma mandat RB ONZ, w przeciwieństwie do działań amerykańskich z 2001 i 2003 roku. Dzięki temu kraje zaangażowane w akcję libijską nie muszą tak aktywnie zabiegać o poparcie innych aktorów, jak Stany Zjednoczone w przypadku swoich wojen. Tym razem nikt nam nie obiecywał złotych gór, które sobie usypiemy z dochodów z libijskiej ropy po wojnie, a i nie mamy dobrych doświadczeń z takiego udziału w odbudowie. W związku z tym nie było też żadnego powodu, aby w Libii się zaangażować.

Jakie mogą być skutki polskiego wstrzymania się od udziału w libijskiej interwencji? Wydaje się w tej chwili, że akurat ta sprawa nie ma dużego znaczenia dla międzynarodowej pozycji Polski. Polski minister spraw zagranicznych brał udział w konferencji londyńskiej pod koniec marca poświęconej rozwojowi wydarzeń w Libii. Brał on również udział w spotkaniu grupy kontaktowej w Dausze w Katarze w połowie kwietnia. Czy tak przejawia się izolacja międzynarodowa? Polska nie umywa rąk w sprawie libijskiej, oferuje pomoc w drugim i trzecim etapie odbudowy kraju, czyli niesieniu pomocy ludności po działaniach wojennych i tworzeniu wolnego i demokratycznego państwa prawa.

Być może więc – choć jest to trudno jednoznacznie stwierdzić – uda się w przyszłości ugrać coś na tym konflikcie bez zaangażowania militarnego. Ważne jest również, że nie jesteśmy jedynym krajem, który zdecydował się wstrzymać przed operacją. Poza ważnymi graczami, jak Chiny czy Brazylia, do których nie powinniśmy się chyba jednak porównywać z racji zupełnie innych interesów i położenia geopolitycznego, także przynajmniej dwa ważne kraje nie przyłączyły się do interwentów. Chodzi tutaj o Niemcy i Turcję. Jest to korzystne z naszego punktu widzenia, ponieważ jeszcze bardziej oddala widmo izolacji.
Na koniec krótki komentarz do stosunków polsko-francuskich na tle libijskich pustynnych piasków. Można by sądzić, że w związku z dużym zaangażowaniem Paryża w interwencję i polskim desinteressement co do udziału w jej militarnej części, nasze polityki rozejdą się dość znacząco. Do myślenia daje jednak lektura dwóch niedawno wygłoszonych przemówień ministra Sikorskiego. Pierwsze z nich to informacja nt kierunków polityki zagranicznej wygłoszona w Sejmie RP w marcu br., drugie – podczas Forum Brukselskiego pod koniec marca br. W obu podkreślone zostało, że przykład libijski jest doskonałym dowodem na to, że Unia Europejska potrzebuje większej koordynacji i współpracy w dziedzinie Wspólnej Polityki Bezpieczeństwa i Zagranicznej, szczególnie odpowiedzi na sytuacje kryzysowe i oceny zagrożeń. Podczas marcowego spotkania z Catherine Ashton Radosław Sikorski miał rozmawiać o wzmocnieniu koordynacji i planistyki europejskiej w ramach WPZiB. Również w przemówieniu podczas Forum Brukselskiego zapowiedział, że wzmocnienie tej części integracji europejskiej będzie jednym z priorytetów polskiej prezydencji w UE. Czy przypadkiem rozwój WPZiB nie jest jednym z głównych celów francuskiej polityki za prezydenta Nicolasa Sarkozy’ego? Jeśli miałbym stawiać na to, który z tych dwóch czynników silniej oddziaływać będzie na stosunki polsko-francuskie to stawiam na ten drugi. Wspólny wysiłek militarny nie zawsze prowadzi do automatycznego ocieplenia stosunków między państwami, o czym my sami przekonaliśmy się w kontekście Iraku i Afganistanu, a w kontekście Libii i uchodźców z tej wojny np. Włochy…

Jakub Woliński