Mychajlo Samus: Rosja grozi broni jądrową w Europie
- Mychajło Samus
Rosyjscy stratedzy chcą, aby powrócić do Europy czasów wyścigu zbrojeń nuklearnych. Rosyjskie pociski nuklearne w okupowanym Krymie zanegują wszystkie osiągnięcia w dziedzinie globalnego rozbrojenia atomowego w ciągu ostatnich 20 lat.
Według ostatnich doniesień prasowych, Rosja w październiku rozmieściła systemy rakietowe „Iskander” w okupowanym Krymie i na granicy z Ukrainą, w zachodnich obwodach Federacji Rosyjskiej. W odpowiedzi na te agresywne posunięcia Moskwy, członkowie Kongresu wysłali list do prezydenta USA Baracka Obamy, w którym stwierdzili, że wojsko rosyjskie zamierza umieścić broń jądrową na terytorium suwerennego państwa bez jego zgody. Chodzi w szczególności o przebazowanie bombowców Tu-22M3 na Krym i kompleksów Iskander-K, wyposażonych w rakiety R-500. Kongresmeni podkreślili, że takie działania są szkodliwe dla partnerów USA w Sojuszu Północnoatlantyckim. Ponadto Kongres USA oskarżył Rosję o produkcj wznowienie produkcji pocisków R-500, co stanowi naruszenie traktatu w sprawie likwidacji rakiet średniego i krótkiego zasięgu (INF), podpisanego w 1987 roku przez Związek Radziecki i Stany Zjednoczone – o zakazie produkcji i wykorzystania rakiet o zasięgu od 500 do 5500 km.Po raz pierwszy o możliwym zamiarze wycofania się Moskwy z traktatu INF dowiedzieliśmy się z publikacji w New York Times, pod koniec stycznia tego roku. Następnie ten sam dziennik poinformował, że zastępca sekretarza stanu Rose Gottemoeller przeprowadziła konsultacje z sojusznikami z NATO wobec faktu, iż Rosja przetestowała nowe pociski rakietowe typu cruise. Jednakże, jak stwierdzono w prasie, administracja Obamy nie była gotowa formalnie ogłosić, że ten test rakietowy stanowi naruszenie traktatu INF, chociaż podkreślano, że amerykańskie władze nie mają wątpliwości, że przeprowadzenie testów tych rakiet jest sprzeczne z postanowieniami porozumienia z 1987 roku. Ponadto, stwierdzono, że USA stale podnoszą te kwestie na spotkaniu z rosyjskimi wojskowymi i dyplomatami, a w odpowiedzi spotykają się z otwaryą niechęcią do dyskusji na ten temat.
Według czołowego rosyjskiego eksperta ds. rozbrojenia jądrowego Jurija Fedorowa obawy USA mogą dotyczyć nowego pocisku R-500. Powiedział, on że w maju 2007 roku odnotowano, że Rosja z powodzeniem przetestowała nowy typ rakiet R-500 w kompleksie Iskander. Później stwierdzono, że R-500 jest zmodyfikowanym radzieckim pociskiem manewrującym, który miał przenosić ładunki jądrowe na odległość do 3000 kilometrów. Rakieta ta została opracowana w ZSRR w latach 1983-85 w odpowiedzi na rozmieszczenie w Europie amerykańskich rakiet „Tomahawk”. Następnie została oddana do użytku, ale potem zabroniono jej eksploatacji przez traktat INF podpisany w 1987 roku. Ponadto, w prasie rosyjskiej pojawiły się informacje o systemie rakietowym „Iskander-K”, nie wyposażonym w pociski balistyczne, ale rakiety skrzydlate (cruise). Według niektórych informacji kompleks ten w 2012 roku przeszedł wszystkie niezbędne testy i jest gotowy do użycia.
Według J. Fedorowa, traktat INF od dawna drażni Moskwę. Co więcej przywódcy państwa mówią otwarcie o potrzebie wyjścia z porozumienia, argumentując, że kraje, które podobnie jak Rosja są potęgami atomowymi (Chiny, Pakistan i Izrael), są uzbrojone w pociski średniego zasięgu z głowicami nuklearnymi, chociaż, oczywiście, trudno mówić o realności zagrożeń z tych krajów dla Federacji Rosyjskiej. Powodem chęci odejścia od INF są zapewne inne – celem jest rozmieszczenie grupy kompleksów „Iskander-K” na granicy z NATO, które tym samym będą stanowić bezpośrednie zagrożenie jądrowe europejskich sojuszników Paktu. Jeśli rzeczywiście stworzno nowy pocisk o zasięgu do 3000 km, pod groźbą rosyjskiego ataku nuklearnego będzie cała Europa. W rezultacie nasz kontynent może ponownie wrócić do czasów kryzysu podobnego w skali do kryzysu z lat 1970-1980.
Co ciekawe, ZSRR, dążąc do wyścigu nuklearnego w Europie, chciał między innymi, spowodować geopolityczny cios dla Zachodu. W latach 70 XX wieku radzieckie kierownictwo zdecydowało o rozmieszczeniu pocisków SS-20, które mogłyby trafić w cele na całym terytorium Europy. W ten sposób Moskwa starała się podzielić na Zachód, ponieważ uważano, że Stany Zjednoczone nie zdecydują o ataku rakietowym na Związek Radziecki jeśli pociski jądrowe nie będą uderzać bezpośrednio w terytorium Stanów Zjednoczonych. Dlatego jednym z celów polityki Rosji było zagrożenie Europie i tym samym pokazanie braku jedności w NATO i fałszywych obietnic Amerykanów. Jednakże USA nie zdradziły swoich sojuszników w Europie i rozmieściły rakiety średniego zasięgu „Pershing-2″ i „Tomahawk”. Dopiero po rozpoczęciu się pieriestrojki Zachód i Związek Radziecki zgodziły się zniszczyć rakiety balistyczne o zasięgu 500-5500 km oddalając od siebie groźbę ograniczonej wojny nuklearnej.
Wygląda na to, że tym razem Rosja Putina stara się reaktywować grę na tym samym polu – poprzez rozmieszczenie kompleksów „Iskander-K” z rakietami manewrującymi, które utrzymają zagrożone atakiem nuklearnym europejskich sojuszników, Moskwa chce sprawdzić ponownie konsolidację NATO oraz to, jak zdeterminowani są Amerykanie by bronić bezpieczeństwa sojuszników europejskich i jak Europejczycy będą okazywać solidarność z USA w przypadku, na przykład, stworzenia systemu obrony przeciwrakietowej. Wiemy, że głównym celem Moskwy jest podważenie istniejącego systemu stosunków międzynarodowych, niwelowanie wszelkich zasad, norm i tradycji, a w rezultacie, stworzenie globalnego porządku z nieskończoną liczbą biegunów i ośrodków wpływu, którym będzie łatwo zrealizować swoje ambitne plany przywrócenia „historycznej sprawiedliwości”.
Niezdecydowanie administracji USA ws. testowania nowych pocisków może być zrozumiałe. Z jednej strony łamanie przez Rosję traktatu INF powinno być karane, jako że rosyjskie rakiety cruise faktycznie grożą sojusznikom z NATO. Z drugiej strony w przypadku ostrych nacisków Moskwa po prostu wycofa się z traktatu, a to nie jest absolutnie pożądane dla Obamy, który jest znany z dążenia do uniwersalnego rozbrojenia nuklearnego i nie chce stać się współodpowiedzialnym za zniszczenie jednej z podstawowych umów w tym zakresie. Ponadto, USA są zainteresowane pomocą Rosji w sprawach dotyczących Syrii i Iranu.
Dalsze pobłażanie działaniom Moskwy spowoduje jednak niezadowolenie w Europie (szczególnie w Polsce i krajach bałtyckich) i jest mało prawdopodobne, aby przyczyniło się do wzmocnienia autorytetu USA. To nie jest absolutnie do przyjęcia dla Waszyngtonu w zakresie dalszej eskalacji konfliktu między Ukrainą i Rosją. Przewidywanym efektem dalszego rozwoju wypadków może być wyjście Rosji z traktatu INF oraz rozpoczęcie kolejnego wyścigu rakietowego i antyrakietowego w Europie. Być może Putin tylko na to czeka, ale cywilizowany świat nie ma innego wyjścia, gdyż jak uczy historia – pobłażanie agresorom nie przynosi niczego dobrego. Wyjściem jest stała presja na Moskwę i jej dążenie do osiągnięcia „historycznej sprawiedliwości”.
Mychajło Samus