Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Polityka Adam Wielomski: Rewolucja obamowska?

Adam Wielomski: Rewolucja obamowska?


15 listopad 2008
A A A

Wybór Obamy jest rewolucyjny, gdyż oznacza porażkę – nazwijmy tak tę grupę – protestanckiej prawicy, złożonej głównie z białych Amerykanów (tzw. WASP, czyli White Anglo-Saxon Protestant).

Przetacza się przez Polskę i świat dyskusja czy wybór Baracka Obamy stanowi „rewolucję” dla Stanów Zjednoczonych. W dyskusjach tych niezmiennie podkreśla się czarny (jeśli mnie oczy nie mylą, to raczej czekoladkowy, charakterystyczny dla mulata) kolor jego skóry.

Z punktu widzenia amerykańskiego wybór ten jest i nie jest rewolucją. Jest rewolucją psychologiczną, która zapewne nie przekształci się w żadną rewolucję rzeczywistą.

Wybór Obamy jest rewolucyjny, gdyż oznacza porażkę – nazwijmy tak tę grupę – protestanckiej prawicy, złożonej głównie z białych Amerykanów (tzw. WASP, czyli White Anglo-Saxon Protestant). Wielu publicystów politycznych przepowiadało, że się tak stanie z powodu niskiej dzietności WASPów i przybierającej imigracji Meksykanów i Latynosów. Pat Buchanan w swojej książce „Śmierć Zachodu” przewidywał, że WASPowie stanowić będą w USA mniejszość ok. 2040 roku i utracą większość wyborczą. W tym sensie wybór Obamy jest rewolucyjny, gdyż stało się to 30 lat wcześniej. Tym samym został przełamany mentalnie stereotyp jakie poglądy ma przeciętny Amerykanin.

Trzeba pamiętać, że Stany Zjednoczone mają bardzo silną rasistowską tradycję, która ufundowana jest na czymś więcej niż na wspomnieniach o handlu niewolnikami czy oddzielnych miejscach siedzących w miejskich autobusach. W rzeczywistości to najstarsza amerykańska tradycja purytańska. Rasizm nie istnieje bowiem bez protestanckiej (szczególnie kalwińskiej) teorii predestynacji, czyli przekonania, że Bóg skazał jednych ludzi na potępienie, a innych na zbawienie, gdzie rola wolnej woli jednostki jest żadna. Ludzie oczywiście zawsze chcieli wiedzieć kto będzie zbawiony, a kto potępiony i  - jak to ludzie – w roli predestynowanych do zbawienia widzieli samych siebie, czyli purytanów, a w roli potępionych obcych, np. Indian czy Murzynów. Biorąc zaś pod uwagę, że Stary Testament kilkakrotnie wspomina, że dusza znajduje się we krwi, nie trudno było wywieść przekonanie, że mieszanie się różnych społeczności – tu przypadkowo pokrywających się z kolorem skóry – prowadzi do mieszania się dusz potępionych i zbawionych. Krzyżówka osoby białej z odmienną oznaczała zagrożenie dla zbawienia ewentualnego potomstwa. Schemat ten powtarzał się nie tylko w USA, ale także i w RPA, stając się podstawą segregacji rasowej.

W tym sensie wybór Obamy oznacza, że członek rasy „skazanej” na potępienie wygrał z „predestynowanym” WASPem. Osobiście wątpię, czy większość Amerykanów jest świadoma, że takie oto, religijne uprzedzenia dały podstawy rasizmowi, ale stereotypy pozostały. Zwycięstwo Obamy to rewolucja mentalna, koniec wiary w grupy rasowe predestynowane do zbawienia i potępienia.

Poza rozbiciem mitu rasowego WASPów zwycięstwo Obamy rewolucją nie będzie. Miliony Amerykanów, którzy głosowali na Obamę zawiodą się, jeśli sądzili, że wraz z jego wyborem dokona się jakaś rzeczywista rewolucja. To znakomity pijarowski miraż Obamy – człowieka spoza układu („The Change We Need”), charyzmatycznego ludowego mówcy z klasy/rasy wydziedziczonych, który reprezentują „inną Amerykę”. O zakorzenieniu, i to bardzo mocnym, w układzie biznesowo-towarzyskim amerykańskich elit świadczy fakt, że to nie John McCain, ale właśnie Barack Obama dostał poparcie wielkich koncernów. Zgromadził wszak na kampanię aż 640 milionów dolarów, podczas gdy rzekomy „kandydat wielkiego biznesu” – McCain – zgromadził tylko 360 milionów. Te liczby mówią wiele i wskazują, kto jest w układzie mocny, a kto jest słaby.

Wszystkim tym, którzy wierzą w obamo-rewolucję powinno to już wcześniej dać wiele do myślenia. Kto wierzy w jakąś Obamową rewolucję październikową, ten bardzo się zawiedzie. Barack Obama to członek establishmentu Partii Demokratycznej, który nie jest otoczony przez żadnych „bezpartyjnych fachowców”, lecz przez partyjnych oligarchów powiązanych z wielkim biznesem i bankami.

Mawia się, że Obama to „lewak”. Tak, ma lewicowe poglądy, ale zostawi je zawieszone na kołku, gdyż zamiast szukać mirażu poparcia „mas pracujących” rozmaitego koloru skóry, będzie wolał oprzeć się na przemysłowcach i bankierach. Oni pozwolą mu prowadzić rewolucję tam, gdzie kończą się pieniądze, czyli w kulturze, kwestiach aborcyjnych, religii, ideologii hominternu – czyli wszędzie tam, gdzie nie zostaną zagrożone portfele sponsorów, którzy nie dbają o imponderabilia.

Barack Obama będzie drugim Tony’m Blairem, czyli socjalistą z idei, który pogodził się z rzeczywistością społeczną i z faktami ekonomicznymi, więc swój wysiłek skierował na reformowanie światopoglądu, czyli dechrystianizację. Tak, i to jest rewolucja, groźniejsza niż socjalizm.

Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża jedynie prywatne poglądy autora.

Artykuł ukazał się pierwotnie na łamach portalu konserwatyzm.pl Przedruk za zgodą autora.