Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Polityka Adrian Chojan: Na czym polega amerykańsko - rosyjski deal?

Adrian Chojan: Na czym polega amerykańsko - rosyjski deal?


19 marzec 2009
A A A

Tarcza za Iran? Media twierdzą, że właśnie na tym ma polegać „nowe otwarcie” w amerykańsko-rosyjskich stosunkach, lecz wydaje się, ż sam Obama nie wierzy w jego powodzenie.

Na początku marca bieżącego roku świat obiegła informacja, iż Stany Zjednoczone zaproponowały Federacji Rosyjskiej nowy deal, który ja osobiście nazwałbym przejawem nowego rozdania w stosunkach amerykańsko – rosyjskich. Otóż administracja Baracka Obamy, postanowiła zrewidować swój plan budowy tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach. Na czym owa umowa miałaby polegać? W zamian za zmianę tempa prac prowadzonych przez Waszyngton nad tarczą, Rosja zobowiązuje się wywrzeć taką presję na Irak, iż ten zaprzestanie pracować na stworzeniem broni atomowej. Z pierwszego punktu widzenia, propozycja wydaje się co najmniej ciekawa. Ale czy faktycznie taką jest?

Stany Zjednoczone mimo przejęcia władzy przez demokratów dalej stoją na stanowisku, iż największe zagrożenie dla świata stanowi Iran i jego plan budowy broni atomowej. W przeciwieństwie do republikanów, którzy w pewnym sensie odłożyli na bok kwestię nuklearnych ambicji Teheranu, demokraci będą starali się zrobić wszystko, aby te ambicje powstrzymać. Republikanie m.in. w tym właśnie celu opracowali koncepcję tarczy antyrakietowej umiejscowionej w Europie. Natomiast nowa prezydencka administracja sama do końca nie wie co zrobić z prezentem, jaki zostawił jej poprzedni prezydent, George W. Bush. Z jednej strony mając w pamięci wydarzenia z 11 września 2001 roku muszą zapewnić Amerykanom bezwzględne bezpieczeństwo przed terrorystycznymi atakami ze strony tzw. świata arabskiego. Z kolei z drugiej strony, muszą powstrzymać Iran i jego dążenia do stania się w niedalekiej przyszłości mocarstwem atomowym. Ta dychotomia w podejściu do koncepcji tarczy antyrakietowej wymusiła w pewnym sensie konieczność nawiązania szerokiej współpracy z Rosją. Powszechnie wiadomym jest bowiem, iż Rosjanie mają duży udział w pracach nad programem atomowym prowadzonym przez Teheran, choć nie koniecznie się do tego faktu przyznają.

Inną przesłanką próby przeciągnięcia Rosji na swoją stronę w kwestii Iranu jest wspieranie przez Teheran organizacji terrorystycznych takich jak, Hamas czy Hezbollach. Iran od dawna mówi wprost o dążeniu do zniszczeniu państwa Izrael, które uznawane jest za wielkiego sojusznika Stanów Zjednoczonych. Z kolei jednym z głównych wrogów Izraela jest Hamas, rządzący w Autonomii Palestyńskiej uznany m.in. przez Rosję za organizację terrorystyczną. Walka z Iranem jest spowodowana także szeroką ingerencją tego państwa w sprawy innych państw Bliskiego Wschodu, o czym na ostatnim spotkaniu w Sharm El-Szejk mówiła Sekretarz Stanu USA, Hilary Clinton. Buntowanie poszczególnych państw arabskich i namawianie ich do prowadzenia „świętej wojny” wcale nie ułatwia amerykanom współpracy z państwami Bliskiego Wschodu, a wręcz przeciwnie – potęguje nienawiść, na którą de facto Amerykanie sami zasłużyli.

Jakie korzyści wynikałyby tak dla Rosji, jak i Stanów Zjednoczonych z faktu podpisania (uzgodnienia) planu mającego na celu zakończenie prac na tarczą antyrakietową w Polsce i Czechach w zamian za „rozbrojenie” Iranu przez Rosję? Otóż odpowiedź jest niezwykle prosta. I jedni i drudzy „odtrąbiliby” swój wielki sukces. Waszyngton szczyciłby się uratowaniem świata przed nuklearnymi zapędami Teheranu przy jednoczesnym zapewnieniu bezpieczeństwa swojemu odwiecznemu sojusznikowi, Izraelowi. Z kolei Moskwa przekonywałaby całą społeczność międzynarodową, iż do dzięki jej staraniom i działaniom utrzymane zostało w Europie polityczno – wojskowe status quo. No i co ważniejsze, ponownie zyskałaby miano strażnika pokoju na Starym Kontynencie, który jest w stanie „załatwić wszystko ze wszystkimi”. Rosja zyskałaby status skutecznego mediatora i w pewnym sensie także rozjemcy. Jedną z kluczowych konsekwencji takiego stanu rzeczy byłoby to, iż rozwiązanie kwestii Teheranu nastąpiło by w drodze pokojowej, a nie jak to miało miejsce w przypadku całkowicie bezzasadnej akcji zbrojnej wobec Iraku, nazwanej politycznie interwencją prewencyjną.

Wracając jednak do sprawy Iranu, to wszyscy musimy sobie zdać sprawę z tego, że jeżeli prezydent Mahmud Ahmedineżad nie zostanie w najbliższym czasie powstrzymany przez USA, Rosję, czy też jakiekolwiek państwo z tzw. świata arabskiego to grozi nam kolejna wojna porównywalna do aktualnie trwającej w Iraku. Tylko w tym przypadku mamy jedną, podstawową różnicę. Jest nią oczywiście broń atomowa Iranu, której de facto nie posiadał Irak. W opinii społeczności międzynarodowej i szeregu komentatorów panuje opinia, iż Teheran nie ma jeszcze gotowej broni masowego rażenia. Ale czy możemy być tego pewni? Prezydent Bush tak samo był pewny, że Saddam Husajn jest w posiadaniu takowej broni, co w rzeczywistości okazało się wielkim kłamstwem. Tak, więc istnieje duże prawdopodobieństwo pomyłki także w przypadku Teheranu. Ma czy nie ma – nie wiemy. Administracja Baracka Obamy musi brać pod uwagę możliwość posiadania broni atomowej przez Iran oraz możliwości jej użycia w celach terrorystycznych. Jest to sprawa zbyt poważna i niebezpieczna, aby zostawić ją bez jakichkolwiek konsultacji międzynarodowych, w których bardzo istotną rolę może odegrać Moskwa.

Na początku próbowałem przeanalizować przesłanki, jak i konsekwencje propozycji amerykańskiej zarówno dla samych Stanów Zjednoczonych oraz dla Federacji Rosyjskiej. Ale przecież jest jeszcze trzecia strona biorąca udział w przepychankach związanych z budową tarczy antyrakietowej. Tą stronę tworzą Polska i Czechy. Państwa, które mówiły o osiągniętym sukcesie związanym z podpisaniem umów dotyczących budowy tarczy na ich terytoriach, w rzeczywistości mogą być największymi… przegranymi.

Dlaczego przegranymi? Pierwszym czynnikiem mówiącym o porażce jest to, iż umowa o budowie tarczy została podpisana z poprzednią prezydencką administracją, a nie z przedstawicielami Baracka Obamy – ma wątpliwości co do sensu jej budowania. Po drugie zmiana władzy to także zmiana ideologii rządzenia i prowadzenia polityki zagranicznej przez samych amerykanów. Wydaje mi się, iż prezydent Obama jest przywódcą myślącym bardziej racjonalnie od swojego poprzednika, który w mojej opinii najpierw podejmował decyzje, a dopiero później myślał czy były one słuszne, czy też nie.

Ponadto koncepcja tarczy antyrakietowej do końca nie jest akceptowana przez Sojusz Północnoatlantycki jako całość, a także przez jej poszczególnych członków. W przypadku braku powodzenia całego przedsięwzięcia, z jednej strony zarówno my, jak i Czesi zostajemy bez systemu zabezpieczającego nasze terytoria przed jakimkolwiek atakiem ze trony państw trzecich (nie liczę w tym miejscu pomocy w ramach NATO, ale o subiektywnym podejściu Polski i Czech do tarczy), a z drugiej narażamy się na pośmiewisko innych państw członkowskich NATO, i co ważniejsze nadwyrężamy nasze przyjazne stosunki z tymi państwami, czyniąc siebie państwem członkowskim, które „idzie pod prąd” jedności Sojuszu. Tak, więc sukces obwieszczony, umowa podpisana, a efektów w postaci tarczy brak. Na tym może polegać porażka tak Polski, jak i Czech.

Skoro poruszyłem kwestię największych przegranych opcji amerykańsko – rosyjskiej to teraz należy zadać pytanie, kto będzie najbardziej zadowolony z ewentualnego porozumienia na linii Waszyngton – Moskwa? Jeżeli chodzi o wymiar bliskowschodni, to bez wątpienia najbardziej uradowany takim przebiegiem sytuacji będzie Izrael – to nie podlega dyskusji. Ich największy wróg pozostanie bez broni masowego rażenia, co w konsekwencji czyni go „niegroźnym dla otoczenia”. Patrząc dalej, taki rozwój sytuacji doprowadzi do marginalizacji roli Iranu w regionie, o co także zabiega Izrael. Innym wygranym będzie bez wątpienia NATO jako całość. Dlaczego jako całość? Otóż dlatego, iż jest szereg państw, np. Wielka Brytania, która mimo tego, że jest członkiem NATO, wyraźnie popiera inicjatywę budowy tarczy antyrakietowej w Europie. Brak instalacji tarczy pozwoli NATO utrzymać status jedynego międzynarodowego podmiotu, który jest odpowiedzialny za zapewnienie szeroko rozumianego bezpieczeństwa naszego kontynentu. Podmiotu, który nie będzie musiał dzielić tej pozycji ze Stanami Zjednoczonymi, które de facto są państwem członkowskim NATO, ale tarczę chcą (lub chciały) wybudować poza strukturami Paktu Północnoatlantyckiego.

Reasumując powyższe rozważania muszę stwierdzić, iż tytułowy amerykańsko – rosyjski deal nie zostanie podpisany (uzgodniony) tak szybko. Może się także okazać, iż w wyniku problemów finansowych związanych z kryzysem finansowym, Stany Zjednoczone całkowicie zrezygnują z planów budowy tarczy antyrakietowej na kilka ładnych lat. Z mojego punktu widzenia jest to rozwiązanie najbardziej prawdopodobne. I wtedy już nie będzie dwóch sukcesów, ale jeden. I to nie USA, a Rosji. Brak działań USA w celu budowy tarczy to jednak tylko jedna strona medalu. Otóż kto powiedział, że Rosja ową propozycje przyjmie? Prezydent Miedwiediew zapytany ostatnio o kwestię amerykańskiej propozycji, powiedział, iż próby związane z połączeniem kwestii irackiego programu atomowego i tarczy antyrakietowej są „bezproduktywne”. Dodał także, iż nie zgadza się na wymianę tarcza za Iran. Pozostawił jednak w kwestii otwartej ewentualne rozmowy na temat tarczy antyrakietowej, słowem nie wspominając o ewentualnych rosyjsko – irańskich rozmowach rozbrojeniowych.

Takie stanowisko nie napawa optymizmem, a w konsekwencji może okazać się początkiem końca amerykańsko – rosyjskiego dealu. Stosunki irańsko – rosyjskie są „asem w rosyjskiej talii kart” w pojedynku ze Stanami Zjednoczonymi. Ewentualne porozumienie z Amerykanami stawia Moskwę w niezręcznej sytuacji względem państw Bliskiego Wschodu, na których sytuacje wewnętrzną duży wpływ ma właśnie Iran. Ale jednocześnie pozwala w przyszłości postawić Stanom Zjednoczonym ultimatum takie jak teraz przedstawiły Stany Rosji. Taki rozwój wypadków, w których Amerykanie rezygnują z tarczy w Europie, a Rosjanie „przekonują” Iran, aby zaprzestał prac nad tworzeniem broni atomowej jest utopią. Wyjście z propozycją wspólnego powstrzymania Iranu jest zwykłym PR – owskim wybiegiem administracji prezydenta Obamy. W mojej opinii sam Obama nie wierzy w powodzenie tego planu, więc tym bardziej ja nie mam podstaw twierdzić, że zaproponowany deal dojdzie do skutku.

Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.