Bolesław K. Jaszczuk: Lewicowy Salwador
- Bolesław K. Jaszczuk
W Ameryce Łacińskiej wahadło polityczne oraz bardziej przechyla się na lewą stronę. Salwador jest kolejnym państwem, w którym władzę przejmuje lewica.
W styczniu wybory parlamentarne wygrywa lewicowe ugrupowanie Frontu Wyzwolenia Narodowego im. Farabundo Martí (FMLN), a w marcu jego kandydat Mauricio Funes zostaje wybrany na prezydenta. W ten sposób dobiegły końca trwające 20 lat rządy prawicowego Narodowego Sojuszu Republikańskiego (ARENA). Patronem FMLN jest Farabundo Martí – komunista, bohater narodowy Salwadoru. W latach 30. ubiegłego wieku kierował powstaniem chłopskim krwawo stłumionym przez ówczesną dyktaturę. W niemal pół wieku później, w wyniku połączenia grup zbrojnej lewicy, powstał FMLN, który kontynuował walkę zbrojną przeciwko prawicowej dyktaturze. Wojna domowa, która pochłonęła ponad 70 tys. ofiar, zamordowanych głównie przez siły rządowe i osławione szwadrony śmierci, zakończyła się w 1992 r. podpisaniem pokojowego porozumienia. Od tego momentu FMLN z ugrupowania zbrojnego przekształcił się w legalną partię polityczną.
Między lewicą a prawicą
Podobnie, jak przed 50 laty, główną przyczyną lewicowego powstania był nierówny podział ziemi. Dlatego też porozumienie pokojowe zakładało ograniczoną reformę rolną. Ziemia z majątków o powierzchni wyższej niż 245 ha miała być rozdzielona między bezrolnych chłopów i drobnych rolników, a także uchodźców i byłych powstańców. Jednak wielcy latyfundyści uniknęli podziału majątku, dokonując formalnego podziału ziemi między członków rodziny. Licząca 14 rodzin oligarchia ziemska nadal zachowała swe wpływy polityczne. Nadal też panoszyły się szwadrony śmierci, które tylko w 1994 r. skrytobójczo zamordowały 10 działaczy opozycji. W 1999 r. zapowiedź prywatyzacji sektora publicznego spowodowała falę strajków pracowników tego sektora. Ponadto wyszło na jaw, że rządząca partia ARENA sprzeniewierzyła środki z pomocy zagranicznej przeznaczone na likwidację skutków huraganu. Efektem spadku społecznego poparcia dla partii rządzącej było zwycięstwo FMLN w wyborach parlamentarnych w 2000 r. Zwycięstwo to nie umożliwiło jednak lewicy objęcia władzy. W Salwadorze bowiem – podobnie, jak w większości krajów Ameryki Łacińskiej – funkcjonuje system polityczny oparty na wzorcach Stanów Zjednoczonych. Na czele rządu stoi prezydent, a nie przywódca partii, która wygrała wybory. Zaś prezydentem był wówczas wybrany rok wcześniej Francisco Florez Pérez z ARENY. Podobna sytuacja powtórzyła się przy następnych wyborach w 2003 r., kiedy to FMLN ponownie uzyskał minimalną przewagę nad ARENĄ.
Po wyborach z 2000 r. ukształtował się w Salwadorze dwubiegunowy układ polityczny. Z jednej strony – skrajnie prawicowa ARENA, z drugiej – reprezentujący radykalną lewicę FMLN. Ugrupowania umiarkowanej prawicy czy lewicy zyskują znikome poparcie wyborcze bądź, jak np. utworzone przez dysydentów z FMLN Porozumienie Socjaldemokratyczne, w ogóle nie liczą się na scenie politycznej. Różnica w liczbie głosów, a co za tym idzie mandatów w parlamencie, między ARENĄ a FMLN jest niewielka. ARENA mogła jednak rządzić przez ostatnie 20 lat dzięki temu, że jej kandydaci wygrywali kolejne wybory prezydenckie. Sytuacja zmieniła się dopiero w tym roku w wyniku podwójnego zwycięstwa wyborczego lewicy. Tym razem Front starannie przygotował się do mających decydujące znaczenie wyborów prezydenckich. Postawiono na wyrazistego, znanego w kraju i popularnego kandydata. Został nim Mauricio Funes, dziennikarz telewizyjny. Prowadził cieszące się dużym zainteresowaniem programy w dwóch stacjach, gdzie przeprowadzał wywiady oraz prezentował krytyczny punkt widzenia wobec rządu. W 2007 r. obydwa te programy zostały zdjęte z anteny, co Funesowi zapewne jeszcze przysporzyło sympatii i popularności. Większość stacji telewizyjnych należy do korporacji Telecorporación Salvadoreña ściśle powiązanej z ARENĄ. Pozbycie się konkurenta w wyborach prezydenckich było zatem przemyślaną decyzją polityczną.
Jego rywalem w wyborach prezydenckich z ramienia ARENY był Rodrigo Ávila, były szef policji, który kształcił się w Stanach Zjednoczonych, m.in. na Narodowej Akademii FBI.
Walka między obu pretendentami była wyrównana. Ostatecznie Fumes uzyskał przewagę 2,6 proc. głosów nad swoim rywalem. Podobny przebieg miały wybory parlamentarne. Przewaga Frontu nad ARENĄ wyniosła 4,05 proc. Z kolei ARENA uzyskała lepszy wynik w wyborach burmistrzów, zwyciężając w 122 miastach wobec 96, w których wybrano kandydatów FMLN.
Koniec ekonomicznej stabilizacji?
Poparcie dla prawicy można tłumaczyć m.in. stosunkowo niską frekwencją wyborczą. W ostatnich wyborach prezydenckich głosowało zaledwie niecałe 62 proc., co oznacza, że nie wzięła w nich udziału ponad 1/3 wyborców – przede wszystkim biednych mieszkańców wsi, mogących stanowić bazę polityczną lewicy. Drugim czynnikiem, mogącym mieć wpływ na wyniki wyborów, są głosy emigrantów. Salwador jest krajem o największej liczbie obywateli stale przebywających zagranicą. Około 1/4 Salwadorczyków to emigranci mieszkający w Stanach Zjednoczonych. Siłą rzeczy są oni izolowani od agitacji wyborczej ze strony lewicy. Podczas poprzednich wyborów prezydenckich w 2004 r. administracja Busha usiłowała zastraszyć salwadorskich emigrantów i tym samym pomogła w zwycięstwie prawicowego kandydata.
Można przypuszczać, że swojego poparcia udziela prawicy tzw. klasa średnia. W Salwadorze około połowy zatrudnionych pracuje w sektorze usług. Ludzie ci nie odczuwają – lub przynajmniej nie odczuwali do niedawna – biedy i ubóstwa dotykających ludność wiejską. Jak na warunki latynoamerykańskie, Salwador jest krajem stosunkowo rozwiniętym i uprzemysłowionym. Przemysł, głównie spożywczy i odzieżowy, wytwarza ok. 25 proc. PKB. W ostatnich latach tempo wzrostu gospodarczego utrzymywało się na poziomie 4 proc., a PKB na jednego mieszkańca przekracza 6 tys. dolarów. Gospodarkę podtrzymują ponadto kredyty udzielane przez międzynarodowe instytucje finansowe, a także miliardowe przekazy pieniężne przesyłane przez 2,5 miliona obywateli przebywających w USA. Transfery te stanowią 18 proc. PKB. W okresie ostatnich 18 lat liczba osób żyjących w ubóstwie zmniejszyła się z 50 do 35 proc. Jest to jednak sukces dość ponury zważywszy, że bieda nadal dotyka ponad 1/3 ludności. Nadal też utrzymują się nierówności społeczne. Połowa bogactwa narodowego skoncentrowana jest w rękach najbogatszych 20 proc. mieszkańców.
Stan względnego dobrobytu zaczyna już jednak odchodzić w przeszłość. W ostatnich latach drastycznie wzrosły ceny żywności i paliw. Dają też o sobie znać skutki neoliberalnej polityki gospodarczej. Jak pisze brytyjski dziennik The Guardian, pejzaż salwadorskich miast to sklepy i jadłodajnie wciśnięte między slumsy i pilnie strzeżone przez prywatne firmy ochroniarskie. Przed dwoma laty związek zawodowy pracowników służby zdrowia zorganizował demonstrację przeciwko prywatyzacji szpitali. Przywódców akcji protestacyjnej aresztowano pod zarzutem „uszkodzenia własności prywatnej”, czego dowodem miały być graffiti z hasłami antyprywatyzacyjnymi na budynkach szpitali. Podobnie potraktowano protestujących przeciwko prywatyzacji ujęć wody. Na protesty związkowców zareagował FMLN, przedstawiając własny projekt programu rządowego na lata 2009–2014, zakładający m.in. szerokie konsultacje z różnymi grupami społecznymi i zawodowymi. W rezultacie największa centrala związkowa – FSS poparła kandydaturę Mauricio Funesa w wyborach prezydenckich.
Jaką drogę wybierze Salwador?
W trakcie kampanii wyborczej Funes i jego partia byli oskarżani o powiązania z kolumbijską partyzantką FARC, o to, że uczynią z Salwadoru satelitę Wenezueli. Prorządowa telewizja usiłowała przekonywać, że Funes „będzie się przytulać do swoich braci Cháveza i Castro”, a rządy FMLN doprowadzą do pogorszenia stosunków z USA. Już po wyborach mass media cytowały wypowiedź emerytowanego pilota: „Nie chcemy komunistów w tym kraju. Spójrzcie, co się stało w Nikaragui i Wenezueli. To nie są dla nas przykłady do naśladowania.” W podobnym duchu wypowiedział się jego imiennik, Rodrigo Ávila, zapowiadając, że będzie stał na czele „czujnej opozycji, która zagwarantuje, że kraj nic nie straci ze swojej wolności”.
Propagandowe oskarżenia niewiele mają wspólnego z rzeczywistością. Hugo Chávez oświadczył, że Wenezuela nie popiera żadnego z kandydatów i będzie dążyć do rozwoju wzajemnych stosunków bez względu na to, kto zostanie prezydentem. Z kolei Funes zapowiedział, że będzie tolerował współpracę z Wenezuelą – m.in. w odniesieniu do salwadorsko-wenezuelskiej spółki naftowej ALBA Petroleos de El Salwador – o ile nie będzie to miało wpływu na stosunki z USA. Funes zapowiedział też, że będzie przestrzegał zawartej z USA umowy o wolnym handlu oraz obiecał utrzymanie dolara jako waluty Salwadoru. Aby właściwie zrozumieć sens tych słów, należy wziąć pod uwagę salwadorskie realia. Kraj ten jest niezwykle mocno powiązany ekonomicznie ze Stanami Zjednoczonymi. W 2000 r. Salwador zrezygnował z własnej waluty na rzecz amerykańskiego dolara. W sześć lat później, jako pierwszy kraj Ameryki Środkowej, ratyfikował Porozumienie o Wolnym Handlu (CAFTA-DR) między Stanami Zjednoczonymi a pięcioma krajami regionu. Porozumienie to przewiduje stopniową redukcję ceł we wzajemnych obrotach. Ułatwia to wprawdzie dostęp towarów salwadorskich na rynek USA, lecz równocześnie umożliwia masowy import towarów amerykańskich. Stany Zjednoczone są także najpoważniejszym partnerem handlowym Salwadoru. Na rynek amerykański trafia ponad połowa eksportu, co daje wpływy na poziomie 10 proc. PKB. Stopniowe uzależnianie się od USA było efektem kolejnych rządów prawicy – wychodzących naprzeciw dążeniom Waszyngtonu. Ronald Reagan już w 1980 r. zauważył, że Salwador znajduje się bliżej Teksasu niż stan Massachusetts.
W tej sytuacji jakikolwiek radykalny zwrot w stosunkach z USA mógłby spowodować zbyt daleko idące następstwa. Nowy rząd będzie miał natomiast szersze pole manewru w zakresie polityki wewnętrznej. Jednak i tu jego możliwości pozostają ograniczone. FMLN ma w parlamencie 37 posłów na ogólną liczbę 84. Do uzyskania zwykłej większości brakuje zatem 6 głosów. Spośród pozostałych partii parlamentarnych wyborczą kandydaturę Funesa poparła jedynie Demokratyczna Zmiana – partia umiarkowanej lewicy, zrzeszająca socjaldemokratów i lewicowych chrześcijan, ale ma ona tylko 2 deputowanych. Żadnego z kandydatów nie poparła natomiast Partia Chrześcijańsko-Demokratyczna, zostawiając sobie jak gdyby furtkę do ewentualnych sojuszy z nowym prezydentem. Chadecy mówią o sobie, że nie są ani reakcjonistami ani komunistami. Są zwolennikami własności prywatnej, lecz równocześnie mają w swym programie szereg akcentów społecznych, jak np. zwalczanie analfabetyzmu. Partii szermującej hasłami sprawiedliwości społecznej trudno będzie zatem odrzucić socjalne projekty lewicowego rządu, o ile takie się pojawią w złożonej wewnętrznej i geopolitycznej sytuacji Salwadoru.
Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.
Artykuł ukazał się pierwotnie w "Trybunie Robotniczej" Przedruk za zgodą redakcji.