Grzegorz Mazurczak: W cieniu syryjskiej rewolucji
Powszechnie znana sympatia premiera Iraku, Al-Malikiego dla reżimu syryjskiego, doprowadziła ostatnio do przemieszczenia znacznych sił irackich w okolice granicy z Syrią i Turcją (Zacho) oraz Iranem (Khanaqin). Cel, to utworzenie strategicznej bramy na kurdyjskich terenach przygranicznych, przez którą mógłby wspierać Assada logistycznie i militarnie. Pomysł ten a szczególnie jego wykonanie, spotkało się z gwałtowną reakcją Kurdów, którzy natychmiast postawili w stan pogotowia swoich Peszmergów.
Sytuacja ta, świadomie sprowokowana przez Al-Malikiego, łatwo może jednak wymknąć się spod kontroli, i dać początek kolejnej destabilizacji Iraku, tym razem spowodowanej niepotrzebnym rozpaleniem, przytłumionego do tej pory konfliktu z rządem centralnym. Spór kompetencyjny przechodzący w tej sytuacji w spór ambicjonalny, powiększa i tak już niemałą lukę polityczną istniejącą między Arbilem a Bagdadem.
Ocenia się, że obecnie armia iracka w sile przekraczającej nawet 100 tysięcy żołnierzy, zaangażowana jest w różne operacje na terenach kurdyjskich, szczególnie w rejonie Rabii, w prowincji Niniwa, dokąd przeniesiono nawet dużą bazę wojskową z Nasirriyi (z centrum kraju). Rabia, od czasu upadku Saddama Husajna była kontrolowana przez Kurdów. Generalnie, na północnej granicy jest już więcej żołnierzy irackich, niż na wszystkich pozostałych granicach łącznie.
Kurdowie na razie nie podejmują żadnych gwałtownych ruchów ani działań, jednak uważnie śledzą poczynania armii. Bagdad twierdzi, że Peszmergowie nie maja prawa blokować ruchów wojsk irackich, ponieważ to one są odpowiedzialne za ochronę granic całego kraju, jednak Kurdowie mają inne zdanie na ten temat i w oficjalnych komunikatach ostrzegają, że odpowiedzą siłą, jeśli irackie wojsko zrobi chociaż krok w kierunku innych obszarów kurdyjskich.
Tak więc znowu jesteśmy świadkami kolejnej, póki co bez ofiar, próby sił. Iracki dowódca Ali Gheidan wraz ze świtą, odwiedził niedawno swoich żołnierzy koło kurdyjskiej wioski Kairo. W odpowiedzi, kurdyjski minister obrony również złożył wizytę Peshmergom okopanym kilometr dalej. Na razie są to tylko gesty, jednak do prawdziwej konfrontacji jest bardzo blisko.
Wobec napiętej sytuacji i blokowania dróg przez odziały irackie, mieszkańcy okolicznych wiosek kolejny raz w historii musieli opuścić swoje domy i przenieść się do miast Zakho i Duhok, które są pod kontrolą Regionalnego Rządu Kurdystanu (KRG). Sytuacja staje się podobna do tej, znanej z czasów Saddama Husajna i tym bardziej niepokojąca.
Również na kurdyjskim niebie pojawiły się zmiany, bo nagle, z powodu innego konfliktu w tle, tym razem iracko-tureckiego, Maliki zabronił samolotom tureckim przekraczać przestrzeni powietrznej kraju, co do tej pory było nagminne. Na niebie, zamiast tureckich, pojawiły się patrolowe samoloty irackie. Kurdowie i w tej sytuacji zachowują spokój. Na razie konfrontacji brak, jednak jak długo tak będzie?
Z parlamentu irackiego dobiegają pojedyncze głosy, że Irak ma prawo do obrony swojej przestrzeni powietrznej, jednak za zgodą autonomii. Rząd autonomii podziela ten pogląd a nawet ostrzegła Bagdad, że samoloty bojowe nie mają prawa kontrolowania obszarów kurdyjskich bez uzyskania zgody Arbilu, jednak rząd centralny odrzuca te ostrzeżenia i robi swoje.
Niektórzy, niezbyt liczni posłowie, zdają sobie sprawę z zagrożenia, jakie niesie ta sytuacja i pamiętają jak krwawo skończyły się animozje między Kurdami a Saddamem Husajnem. Na jednym ze spotkań z premierem zobowiązali go nawet do rozwiązywania tego rodzaju konfliktów wyłącznie drogą pokojową. Premier podobno obiecał im nawet spotkać w najbliższej przyszłości z prezydentem autonomii Barzanim, aby omówić sporne kwestie, jednak konkretnej daty nie podano, co świadczy o tym, że na razie do żadnego spotkania nie dojdzie.
Aktualna sytuacja zaniepokoiła też Amerykanów, zmuszając ich nawet do próby mediacji między Bagdadem i Arbilem. Jednak na razie efektów tych działań brak, bo podstawowym warunkiem jest natychmiastowe wycofanie wojsk irackich z północy a na to Al-Maliki nie chce się zgodzić. Jednak pomimo trudności, postanowiono powołać specjalny, wspólny, iracko-kurdyjski komitet, który będzie koordynował ruchy wojsk obu stron na spornych terenach. Wygląda jednak, że komitet będzie tylko kolejnym martwym ciałem bez realnej możliwości wpływania na rozwój wydarzeń.
W tej trudnej sytuacji Kurdowie otrzymali duże wsparcie ze strony kurdyjskich duchownych, którzy w specjalnym oświadczeniu orzekli, iż wszelkie próby pogorszenia i tak trudnej już sytuacji są niedopuszczalne. Wyrazili pogląd, że ochrona obszarów autonomii i jego mieszkańców jest zadaniem każdego Kurda. W dalszej części oświadczenia duchowni napisali, iż „po wielu latach poświęcenia i walki narodu kurdyjskiego przeciwko irackiej dyktaturze, Kurdowie po raz pierwszy mają nadzieję doświadczyć wolności, jednak też po raz kolejny widzimy jak Irak rozmieszcza swoje wojska na terenach kurdyjskich i przypomina nam o strachu, agresji, tyranii i masakrach dokonanych na naszym narodzie”. Pod tymi słowami mogą się chyba podpisać wszyscy Kurdowie, którzy już nieraz dowiedli swojej dojrzałości i determinacji.