Interesy ze śmiercią. Jak Niemcy chcą być mediatorem na Bliskim Wschodzie
Bliski Wschód się zbroi. Coraz bardziej. I choć w Niemczech od dłuższego czasu trwa debata na temat ograniczenia eksportu broni do tego zapalnego regionu, znanego również z łamania praw człowieka, to RFN - mimo deklaracji - wciąż znajduje się w czołówce sprzedających uzbrojenie do krajów leżących w obrębie Półwyspu Arabskiego. Jak wobec tego logicznie wytłumaczyć niemiecką deklarację wobec Egiptu, mówiącą o walce z nielegalnym przemytem broni na egipsko-libijskiej granicy?
Broń a sprawa egipska
W drugiej połowie kwietnia wicekanclerz Niemiec Sigmar Gabriel po raz trzeci w przeciągu ostatniego roku gościł w stolicy Egiptu. Wicekanclerz, pełniący zarazem funkcję ministra gospodarki i energetyki, wraz z blisko stoma przedstawicielami gospodarczymi i inwestorami odwiedził w Kairze prezydenta Abd al-Fattaha al-Sisiego. Gabriel poza chęcią inwestowania w kraju nad Nilem zapewnił egipskiego prezydenta także o gotowości Niemiec do współpracy przy wzmocnieniu kontroli granic z Libią, co miałoby służyć usprawnieniu w walce z handlem nielegalną bronią.
Wydawać by się mogło, że niemiecka chęć współpracy z Egiptem przeciwko przemytnikom broni nie jest niczym nadzwyczajnym, a wręcz jawi się jako naturalna pomoc silniejszego i bardziej wpływowego w świecie kraju dla tego, który pragnie wyjść poza ramy kraju uchodzącego za słabiej rozwinięty, a także targanego przez liczne społeczne konflikty. Tym bardziej może dziwić fakt, iż jednym z większych przeciwników tak mocno zacieśnionej współpracy niemiecko-egipskiej jest niemiecka opozycja - zarówno partia Zielonych, jak i postkomunistyczna Lewica. Według obydwu ugrupowań dyplomatyczny uścisk ręki, za którym stoją wielomiliardowe kontrakty z niemieckimi przedsiębiorcami, jest niczym innym jak przymykaniem oczu - a tym samym cichym przyzwoleniem - na łamanie praw człowieka w Egipcie, do których w tym kraju dochodzi z zadziwiającą regularnością.
Wicekanclerz Niemiec podczas swojej wizyty w Kairze wprawdzie odniósł się do kwestii łamania praw człowieka i zastrzegł, że al-Sisi powinien polepszyć warunki m.in. dla działania organizacji pozarządowych, niezależnej prasy i zagranicznych fundacji działających na terenie Egiptu, przypominało to jednak żartobliwe grożenie palcem za kryjącym się od ucha do ucha łobuzerskim uśmiechem. Kiedy al-Sisi, mając zapewne z tyłu głowy wizję milionów euro, wpływających na rzecz rozbudowy Egiptu, pokornie przyjął reprymendę, tłumacząc się “trudną drogą do demokratyzacji”, Gabriel z zachwytem powiedział egipskim dziennikarzom, że ich prezydent jest “naprawdę niezwykły”.
Sprawa budzi szerokie kontrowersje, bowiem w połowie lutego doszło w Kairze do morderstwa na 28-letnim włoskim naukowcu. Nie wiadomo, co było przyczyną zbrodni, choć podejrzewa się, że w sprawę była zamieszana miejscowa policja. Egipskie służby mundurowe zaczęły podawać nieprawdziwe informacje, które tylko rozjuszyły włoski rząd. W efekcie Włosi zdecydowali się na początku kwietnia wycofać swojego ambasadora z Kairu. W sprawę zamieszał się Parlament Europejski, który wezwał kraje członkowskie Unii Europejskiej do wstrzymania interesów z Egiptem w zakresie zbrojeń i wyposażenia służb mundurowych.
Konflikt dyplomatyczny pomiędzy Egiptem a Włochami, a także oświadczenie PE nie stanęły jednak Niemcom na drodze do prowadzenia z Egiptem interesów w tej dziedzinie. Rząd w Kairze otrzymał od państwa niemieckiego cztery U-booty, a jeszcze w tym roku koncern Thyssen Krupp Marine Systems zobowiązał się do przekazania Egiptowi dwóch kolejnych okrętów podwodnych. Z wezwania Parlamentu Europejskiego nic nie poczyniła sobie także Francja. Wicekanclerz Gabriel minął się w Kairze z prezydentem Francji Francois Hollandem, który, podobnie jak niemiecka konkurencja, walczy o wpływy francuskich inwestorów w Egipcie.
Poza kontrolą
Niemcy nie są głównym rozgrywającym państwem na Bliskim Wschodzie. W dalszym ciągu w regionie walka o interesy i wpływy toczy się głównie pomiędzy USA a Rosją. Nie da się jednak ukryć faktu, że państwo niemieckie w znaczący sposób stara się rozwinąć swoją aktywność na tle dyplomatycznym, wspierając przede wszystkim w dużej mierze pomocą humanitarną, a także współpracą rozwojową. Niemcy utrzymują poprawne relacje gospodarcze i polityczne z Iranem, z krajami Zatoki Perskiej, a także z Turcją, co czyni je jednym z lepszych partnerów wśród państw Zachodu na Bliskim Wschodzie.
Deklaracja współpracy, a także pomocy w zwalczaniu przemytników broni w Egipcie nie powinna zatem budzić zdziwienia, nie mówiąc już o oburzeniu niemieckich ugrupowań opozycyjnych. Znając jednak specyfikę Bliskiego Wschodu, dziwić może w obliczu wypowiedzianej deklaracji natomiast inna sprawa – od zeszłego roku odnotowano znaczący wzrost eksportu broni z Niemiec do krajów arabskich i na Bliski Wschód. W 2014 roku Sigmar Gabriel zauważał, że “sprzedawanie broni za granicę bardzo szybko staje się robieniem interesów ze śmiercią”. Jak podał w połowie 2015 roku niemiecki tygodnik “Der Spiegel”, między styczniem a czerwcem ubiegłego roku sprzedano jednak do krajów Bliskiego Wschodu uzbrojenia warte przeszło 6 mld euro, czyli mniej więcej tyle, ile sprzedano w przeciągu całego 2014 roku. Według statystyk głównym importerem niemieckiej broni była ówcześnie Arabia Saudyjska, co już wtedy budziło ostry sprzeciw lewicowych ugrupowań. Pełniący funkcję rzecznika Die Linke Jan van Aken mówił wtedy, iż “niemiecki eksport broni całkowicie wymknął się spod kontroli”, a rząd powinien w obliczu łamania praw człowieka w Arabii Saudyjskiej na nowo przemyśleć swoją politykę eksportową.
Do zwrotu jednak nie doszło. Choć w grudniu ubiegłego roku Sigmar Gabriel w mocnych słowach skrytykował fakt finansowania wahhabickich meczetów m.in. na terenie Niemiec przez Arabię Saudyjską, a niemiecki wywiad zagraniczny BND ujawnił raport, który otwarcie ukazywał kraj Saudów jako głównego destabilizatora sytuacji na Bliskim Wschodzie. Arabia Saudyjska w dalszym ciągu pozostaje jednym z głównych importerów broni z Niemiec. Oficjalnie jest jednym z ważniejszych sojuszników w regionie, nie tylko dla Niemiec, ale również USA, deklaruje się także jako członek międzynarodowej koalicji wymierzonej w tzw. Państwo Islamskie. Tuż za Arabią Saudyjska w czołówce bliskowschodnich państw importujących bron z Zachodu mieszczą się Zjednoczone Emiraty Arabskie, które zwiększyły swoje zakupy w porównaniu do zeszłego roku o 35%, a także Katar, z wynikiem aż 279%.
Na początku roku niemiecka telewizja ARD poinformowała, że na czarnym rynku w Kurdyjskim Okręgu Autonomicznym w Iraku można kupić broń pochodzącą z Niemiec. Broń miała pochodzić rzekomo z bezpośrednich zasobów, które Niemcy przekazały władzom regionu do walki z bojownikami IS. Dziennikarze ujawnili też informację, jakoby broń była sprzedawana przez walczących na ziemiach irackich kurdyjskich bojowników w celu finansowania podróży do Europy. Resort obrony Niemiec zadeklarował, że władze Kurdyjskiego Okręgu Autonomicznego zostały już zobowiązane do ewidencji przekazanej im broni, ponieważ władze niemieckie osobiście nie mają możliwości sprawdzenia, do czego została przeznaczona. Nieoficjalnie mówi się, ze broń dostała się w ręce bojowników kurdyjskiej brygady Al.-Nusra, organizacji zbliżonej do Al.-Kaidy.
Historia się lubi powtarzać…?
Zdaniem Jürgen Trittina z niemieckiej partii Zielonych ”rząd jest na najlepszej drodze, by powtórzyć stare błędy w stosunku do Egiptu”. Mówiąc o “starych błędach” Trittin miał na myśli słowa wielu czołowych polityków świata zachodniego, którzy po Arabskiej Wiośnie deklarowali większą ostrożność w zbrojeniowych negocjacjach w przywódcami państw arabskich i Bliskiego Wschodu. “Politycy demokratycznego świata zaklinali się, że nigdy nie będą bezkrytycznie popierać dyktatorów w nadziei na to, że to oni zapewniają stabilizację”, mówił na łamach “Der Spiegel” Trittin.
Bliski Wschód uchodzi za centrum światowego rynku broni. Największym eksporterem wciąż pozostają Stany Zjednoczone, tuż za USA plasuje się Rosja. Niemcy obecnie zajmują 5. miejsce w rankingu, kolejno za Chinami i Francja. Pod bliskowschodni kocioł, który notorycznie kipi, czy to ze względu na liczne konflikty na tle etniczno-religijnym, czy to w walce o wyłonienie hegemona w regionie, ogień podkłada także bezpośrednio Zachód, pozwalając na ciągłe dozbrajanie państw, których standardy polityczne odbiegają od ogólnie przyjętych norm krajów demokratycznych. Być może nie powinny dziwić zatem miliony uchodzących z terenów Bliskiego Wschodu ogarniętych przez wojnę lub zagrożonych inwazją terrorystów z DAESH. Jaka jest gwarancja, że broń dostarczana przez kraje zachodnie nie jest wykorzystywana przez wojsko lub władze do tłumienia demonstracji, do wojen w imię bezsensownych walk o wpływy i dominacje, w których giną cywile? Tak jak odpowiedź na to pytanie jest prawdopodobnie nazbyt oczywista, tak również oczywisty jest fakt, ze zwyczajny obywatel nigdy nie usłyszy jej na glos. Zachód też walczy o własne wpływy w krajach arabskich i Bliskiego Wschodu.
W grudniu ubiegłego roku organizacje pokoje w Niemczech przekazały do Bundestagu petycje, w której 6 tysięcy obywateli domaga się wstrzymania eksportu broni z Niemiec na Bliski Wschód. W petycji znalazła się wzmianka m.in. o eksporcie łodzi patrolowych do Arabii Saudyjskiej, zdalnie sterowanych pocisków do Iraku i broni automatycznej do Jordanii. „Od wielu lat wiemy, ze wojna w żadnym wypadku nie rozwiązuje problemów Bliskiego Wschodu, za to coraz więcej ludzi wpędza w nędzę”, grzmieli autorzy petycji.
Od lat mówi się, że rozwój wydarzeń w regionie bliskowschodnim jest nieprzewidywalny. Z kolei zdaniem ekspertów Niemcy chcą na Bliskim Wschodzie wykreować się na “neutralnego mediatora w wypracowaniu rozwiązań politycznych”. Niemcy jako kraj bez wątpienia przodujący na europejskim kontynencie, dyktujący także warunki w międzynarodowej polityce obieranej przez Unię Europejską, od kilkunastu miesięcy stoją przed nie lada wyzwaniem związanym z kryzysem migracyjnym. Turcja, która jest kluczowym państwem dla rozwiązania konfliktu w Syrii, a obecnie przede wszystkim krajem mogącym zatrzymać przepływ imigrantów z Syrii i innych państw Bliskiego Wschodu, już ma u niemieckiego rządu taryfę ulgową, jeżeli chodzi o swoje działania wobec mniejszości kurdyjskiej. Spokój ma swoją cenę. Egipt uchodźców nie przyjmie, ale pomoc finansowa i wzmocnienie kontroli granic z Libią jest gwarantem chociażby i chwilowej stabilizacji w tym zapalnym regionie. Tylko na jak długo tym razem?
Anna Piwowarczyk
Zdjęcia:
1. Flickr.com/SPD Schleswig-Holstein
2. Wikipedia Commons
3. Wikipedia Commons