Joanna Łupińska: Hindusi wybrali "politykę środka"
Indyjscy wyborcy ponownie zaskoczyli analityków i zagłosowali wbrew prognozom wyborczym. Co więcej, zagłosowali przeciwko ideologicznym, językowym, kastowym i klasowym ekstremizmom.
Indyjscy wyborcy ponownie zaskoczyli analityków i zagłosowali wbrew prognozom wyborczym, które mówiły o równych szansach koalicji Kongresowej i bloku BJP. Analitycy przewidywali, że tzw. Trzeci Front, składający się z partii regionalnych i kastowych, odegra kluczową rolę w tworzeniu nowego rządu. Komuniści twierdzili nawet, że Kongres nie będzie miał wyboru i zostanie zmuszony do zaakceptowania takiego rządu. Poza tym, co stało się już w Indiach tradycją, rządząca partia w kolejnych wyborach traciła władzę. W ten sposób trzech poprzednich premierów musiało odejść zaraz po pierwszej kadencji.
Tymczasem Indyjski Kongres Narodowy złamał wszystkie trendy i wyłonił się w obecnych wyborach parlamentarnych jako niekwestionowany triumfator. Indyjscy analitycy określili to zaskakujące zwycięstwo mianem „historycznym” w demokracji indyjskiej.
Zwycięstwo Kongresu jest kategoryczne, powszechne i oszałamiające. Biorąc pod uwagę fakt, że regionalne partie o podłożu kastowym poniosły porażkę, indyjski krajobraz polityczny nie wygląda już tak niestabilnie, jak się to wydawało do tej pory. Co więcej, indyjscy wyborcy wykazali się dużą dojrzałością.
Wyniki wyborów pokazały, że Hindusi poparli Kongres za jego umiarkowaną politykę. Z jednej strony za działania pro-rolnicze, m.in. plan pomocy zadłużonym rolnikom szacowany na 5 mld dolarów. Z drugiej strony wspieranie reform, rozwoju rynku krajowego, podniesienie płac dla milionów pracowników rządowych sprawiło, że zarówno mieszkańcy miast jak i wsi zdecydowali się poprzeć Kongres. Innym ważnym czynnikiem, który przyczynił się do zwycięstwa Kongresu jest fakt, że w minionych pięciu latach nie było większych rozruchów na tle religijnym. Wyborcy zmęczeni zawirowaniami na tym tle głosując na IKN, tak naprawdę oddali głos na spokój i harmonię.
Partia Kongresowa odniosła sukces w większości głównych miast Indii, łącznie ze stolicą kraju, New Delhi. „To co pomogło Kongresowi w wygranej to mądre zachowanie równowagi pomiędzy interesami klasy średniej a żądaniami klas najniższych” mówi indyjski analityk, Mahesh Rangarajan. Kongres odrodził się w stanie Uttar Pradesh, z którego pochodzi największa liczba (aż 80 z 543) członków indyjskiego parlamentu. Do tej pory stan był ostoją kastowych partii regionalnych takich jak dotychczas rządząca Bahujan Samaj Party i Samajwadi Party. Wyborcy zaprzeczyli prognozom, które mówiły, że w tych wyborach kluczową rolę odegra Mayawati, dalitka (dalici - grupa ludności w indyjskim systemie kastowym pochodząca z najniższych kast, a nawet spoza kastowości tzw. „niedotyklani”), liderka Bahujan Samaj Party. Oczekiwano, że to ona odniesie zwycięstwo w stanie, a tymczasem Kongres zdobył 21 miejsc, podczas gdy w 2004 r. miał tylko 9. Wyniki wyborów pokazują odwrót od polityki identyfikującej się z problemami ludzi z najniższych kast, jeśli nie jest ona połączona z troską o dobro ogółu. „Jest to wielki sukces polityki socjalnej rządzącej koalicji” mówi Ashutosh Varshney, profesor na wydziale nauk politycznych z amerykańskiego Brown University. Analitycy dodają, że porażka Mayawati jest wynikiem jej nieodpowiedzialnego zachowania w czasie jej dwuletnich rządów. Dalitka, była niedotykalna, zasłynęła bezmyślnym wydawaniem pieniędzy podatników na stawianie sobie w całym stanie posągów i wystawne obchodzenie prywatnych uroczystości.
Kolejnym ważnym wydarzeniem w tych wyborach jest porażka komunistów. Szczególnie widoczne jest to na przykładzie Bengalu Zachodniego, gdzie komuniści rządzący stanem, bez przerwy przez około 32 lata, stracili władzę na rzecz lokalnej Trinamul Congress pozostającej w sojuszu z Indyjskim Kongresem Narodowym. Lojalni do tej pory ubodzy wieśniacy odwrócili się od stanowego ministra z partii komunistycznej, Buddhadev Bhattacharya, po tym jak ten obiecał oddać ziemie uprawne pod duże projekty przemysłowe. Trinamul Congress poparła protestujących przeciwko wywłaszczeniom i dzięki temu zdobyła 19 miejsc, podczas gdy po wyborach w 2004 r. miała tylko 1 parlamentarzystę. Podobna sytuacja miała miejsce w Kerali. Do tej pory Kerala była bastionem komunistycznym. Koalicja Left Democratic Front (LDF) zdobyła 19 z 20 miejsc w wyborach parlamentarnych w 2004 r. Koalicji kongresowej przypadł tylko jeden stołek. W tegorocznych wyborach Kongres zdobył aż 13 miejsc, zaś marksistowska Komunistyczna Partią Indii (KPI) tylko 4.
Największym przegranym w tych wyborach jest niewątpliwie BJP. Porażka nacjonalistycznej Indyjskiej Partii Ludowej jest oznaką słabnącej pozycji jej lidera, 81 letniego LK Advani, który wg analityków nie zdobył zaufania młodych wyborców. Potwierdził to także fakt, że BJP nie udało się stworzyć wiarygodnej, alternatywnej polityki wobec Kongresu. Przedstawiciele partii poświęcali większość kampanii na ataki na premiera Manmohana Singha, o to że jest za słaby i za miękki na rządzenie krajem. Ich strategia polegająca na popieraniu kandydatów, których prowokacyjne przemówienia miały polaryzować elektorat, nie powidła się. Partii udało się wygrać jedynie w kilku stanach, gdzie rozjątrzono kwestie religijne, tak np. było w Karnatace. Jednakże ogólny wynik wyborów dowodzi, że „Hindusi są z natury umiarkowani i stawiają na politykę środka”, mówi prezes Centrum Badań Politycznych w New Delhi, Pratap Bhanu Mehta. Wg niego wyborcy kierowali się pragnieniem stabilizacji. Hindusi ciągle pamiętają trzykrotne powszechne wybory parlamentarne pomiędzy majem 1996 r. a październikiem 1999 r. i nie chcą tego powtórzyć.
Podsumowując, można zadać sobie pytanie, co ten wynik oznacza dla premiera Singha i liderki partii Sonii Gandhi? Jedno jest pewne, dwu-rządy, które były ostro krytykowane przez opozycję, w rzeczywistości okazały się być sukcesem. Manmohan Sigh może spać spokojnie. Będzie miał teraz więcej swobody, by przepchnąć reformy ekonomiczne, które do tej pory były blokowane przez komunistów. Wyniki wyborów oznaczają także kontynuację polityki zagranicznej Indii wobec sąsiadów i USA. Pakt nuklearny z USA, dzieło gabinetu Singha, które także było krytykowane przez komunistów, pozostanie nietknięty. Pozycja Manmohana Singha, wg analityków, będzie się teraz umacniać.
Wyniki powszechnych wyborów parlamentarnych w 2009 r. pokazały, że Indie wracają do centrum. „Wyborcy głosowali przeciwko ideologicznym, językowym, kastowym i klasowym ekstremizmom. Jest to zwycięstwo „polityki środka” powiedział znany indyjski historyk, Ramachandra Guha.
Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.