Karol Wasilewski: Ktokolwiek widział...
Pewnego dnia wyszli z domów i już nigdy więcej do nich nie wrócili. Pozostał po nich tylko jeden ślad – pokryte kurzem niepamięci i warstwami ziemi kości. Dziś Turcja wie kogo winić za ich zniknięcie. Krwawa tajemnica wiąże się ze skrótem JİTEM.
JİTEM znaczy śmierć
Niezwykle trudno jednoznacznie powiedzieć, kiedy i w jaki sposób JİTEM powstało. Według raportu, który w 1996 r. został przedstawiony przez Radę Kontroli w Kancelarii Premiera, organizacja musiała uformować się między 1981 a 1985 r. Dane, do których udało się dotrzeć odpowiednim prokuratorom, wskazują jednak, że za datę jej powstania uznać należy 27 sierpnia 1987 r. Dlaczego ustalenie nawet tak podstawowych kwestii nastręcza wielkich trudności? Chociażby dlatego, że do ubiegłego roku wszyscy zaprzeczali istnieniu JİTEM, mimo poważnych doniesień o jej działalności (w 2009 r. sam Abdülkadir Aygan, były członek jednostki, mówił o dokonanych przez nią morderstwach). W październiku 2009 r. sąd w Diyarbakır, który zajmował się sprawą domniemanych zabójstw dokonanych przez organizację na południowym wschodzie Turcji, zwrócił się z zapytaniem o jej istnienie do Sztabu Generalnego i Naczelnego Dowództwa Żandarmerii. Zarówno jedna, jak i druga instytucja stwierdziła, że taka jednostka nigdy nie istniała. Przełom w sprawie nastąpił dopiero w styczniu 2011 r. Jeden z głównych podejrzanych w aferze Ergenekonu, emerytowany pułkownik Arif Doğan stwierdził, że był założycielem organizacji i potwierdził tym samym jej istnienie. Jego zeznania nie wyjaśniły wszystkich kontrowersji. Znacznie jednak ułatwiły dalsze śledztwo. Od tej pory instytucje państwowe nie próbowały już ukryć, że JİTEM istniało. Gdy prokurator Hakan Yüksel zwrócił się z zapytaniem o jednostkę m.in. do Sztabu Generalnego, Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Narodowej Agencji Wywiadu, wszystkie instytucje odpowiedziały, że organizacja istniała i była przeznaczona do działań antyterrorystycznych. Jednocześnie jednak zarówno MSW, jak i Sztab Generalny zaprzeczały, że miały coś wspólnego z powołaniem jej do życia. To zrodziło kolejne kontrowersje. Eksperci zastanawiali się, czy powstanie takiej jednostki było możliwe bez wiedzy armii, która była ówcześnie zdecydowanie najważniejszą instytucją w Turcji. Sam Doğan jest zdania, że nie, gdyż do Sztabu Generalnego wysyłane były dokumenty, które oznaczano nazwą organizacji. Jego stanowisko podziela część emerytowanych generałów. Niektórzy z nich posuwają się do stwierdzeń, że podstawy działalności JİTEM mogły zostać ustalone przez Radę Bezpieczeństwa Narodowego. Były major żandarmerii Kemal Şahin, cytowany przez dziennik „Zaman”, komentując sprawę w lipcu 2011 r. stwierdził wprost: „To mogło być dokonane bez zgody lub wiedzy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, ale sugerowanie, że Sztab Generalny nie miał o tym wiedzy jest po prostu śmiechu warte”. Na tę chwilę prokurator zajmujący się sprawą ustalił, że JİTEM zostało stworzone z inicjatywy Naczelnego Dowództwa Żandarmerii bez wiedzy i zgody Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Sztabu Generalnego. Kontrowersje związane ze sprawą i poziom jej zawiłości powodują jednak, że niczego nie można być pewnym.
„JIEM to ja”
Zdecydowanie łatwiej odpowiedzieć na pytanie, czym JİTEM było (a może wciąż jest?). Jednostka rzeczywiście zajmowała się działaniami antyterrorystycznymi. Należy jednak przyznać, że stosowane przez nią metody były bardzo radykalne. Prawdopodobnie wiele osób, które miały wątpliwą przyjemność zetknąć się z organizacją, nigdy więcej nie ujrzały już światła dziennego. To właśnie ją oskarża się o wiele niewyjaśnionych zabójstw, które miały miejsce w latach 90. Dotychczas najwięcej informacji o jej działalności dostarczyły zeznania Arifa Doğana i Abdülkadira Aygana. Pierwszy z nich, jak zostało to już wspomniane, twierdzi, że jest założycielem organizacji. Drugi to były członek terrorystycznej Partii Pracujących Kurdystanu (PKK), który zerwał więzi z rebeliantami i zaczął pracować jako agent JİTEM. Obecnie przebywa w Szwecji, gdzie otrzymał azyl polityczny. Z tego powodu łatwiej niż innym jest mu mówić o tej trudnej sprawie. W 2009 r. Aygan, udzielając wywiadu, powiedział, że wiele morderstw zostało dokonanych na rozkaz pułkownika Abdülkerima Kırcy, który prawdopodobnie pełnił funkcję dowódcy oddziałów grupy w Diyarbakır. Kilka dni po opublikowaniu wywiadu Kırca popełnił samobójstwo. Wyznania Aygana pozwoliły także na odnalezienie ciał dwóch osób, których morderstwa opisywał.
Arif Doğan w styczniu 2011 r., w trakcie procesu dotyczącego jego zamieszania w aferę Ergenekonu, przyznał, że to on założył organizację. Powiedział wtedy: „JİTEM to ja. JİTEM istnieje we mnie. JİTEM należy do mnie”. Przyznał jednocześnie, że jednostka istniała w ramach żandarmerii. Bronił przy tym organizacji twierdząc, że gdyby nie jej skuteczne działania, śmierć poniosłoby 80 tys. tureckich żołnierzy. Stwierdził ponadto, że posiada archiwa jednostki i nikt nigdy ich nie znajdzie. W jego zeznaniach pojawiła się jedyna do tej pory informacja o liczebności organizacji. Doğan twierdzi, że na jego rozkazach znajdowało się 10 tys. osób. Co ciekawe, podobno wszyscy poza nim byli cywilami. Jego wyznania niosą ze sobą jednak również jedną bardzo poważną sprzeczność, która może stanowić doskonały symbol zawiłości sprawy. Pułkownik twierdzi, że Abdülkadir Aygan został zamordowany na jego rozkaz kilka lat temu. Sugeruje, że osoba, która żyje w Szwecji i podaje się za niego jest tylko figurantem PKK. Niestety Doğan myli się (a może robi to specjalnie?) w swoich zeznaniach w jeszcze jednej bardzo ważnej kwestii. Pomijając fakt, że jeszcze w lipcu 2010 r. twierdził, że dokumenty organizacji znajdują się w rękach osoby związanej z JİTEM, która zabiłaby go, gdyby ujawnił jej nazwisko. Gazeta „Hürriyet” zauważyła, że w wywiadach z 2010 r., a więc zanim dokonał swoistej personifikacji organizacji przed sądem, twierdził, że zamroził jej działalność w 1990 r. Dziennik „Zaman” powołując się na jego zeznania z czerwca 2010 r., pisał natomiast, że dowództwo jednostką przejął później generał Veli Küçük. Kwestia tego, co stało się z JİTEM po roku 1990 jest niezwykle ważna, gdyż szczyt niewyjaśnionych morderstw w Turcji przypadł na lata 1992 – 1994. Według danych, które zaprezentowała Turecka Fundacja Praw Człowieka zamordowano wtedy odpowiednio 362, 467 i 423 osoby. Dla porównania w roku 1991 było to 31 osób, a w 1995 liczba morderstw spadła do 166. Uważa się, że za część tych zbrodni odpowiedzialna jest JİTEM. W lipcu 2011 r. dziennik „Zaman”, cytując Doğana, pisał, że organizacja „nie została zlikwidowana, a tylko zawieszona”. Tureckie media uważają, że za „najświeższy” przejaw jej aktywności można uznać wydarzenia z roku 2005, kiedy dokonano ataku na księgarnię w Şemdinli. Zdarzenie to Turcy postrzegają jako jeden z dowodów na istnienie „głębokiego państwa”.
„Historyczne” kości
JİTEM w tureckiej prasie zaczęła królować ponownie od początku 2012 r. Niepokojące doniesienia napłynęły z południowo-wschodniej prowincji Diyarbakır. W styczniu grupa robotników, którzy układali rury w pobliżu byłej kwatery jednostki, natknęła się na czaszki i kości. Dzielnica İçkale, w której trwały prace, od dawna była owiana złą sławą. Poza kwaterą JİTEM znajdowało się tutaj więzienie i sąd. W 1999 r. opiekę nad obszarem objęło Ministerstwo Kultury i Turystyki. Chociaż zdawano sobie sprawę z tego, jaką funkcję pełniła İçkale długo nie pozwalano na żadne wykopaliska, ponieważ dzielnica została uznana za miejsce historyczne. Wydarzenia ze stycznia zmieniły ten stan rzeczy. W prasie coraz częściej pojawiały się informacje o kolejnych odnalezionych czaszkach.
Podejrzenia, że kości, które znaleziono, należą do ofiar organizacji, wzmocnił Abdülkadir Aygan. Poproszony przez „Zaman” o komentarz powiedział: „Słyszeliśmy krzyki osób, które były torturowane. Aby uniknąć ludzi Gaffara Okkana, członkowie JITEM mogli grzebać zwłoki ludzi, których zabili w okolicach sądu”. Wspomniany przez Aygana człowiek był szefem policji w Diyarbakır. Okkan nie godził się na praktyki organizacji, które daleko wykraczały poza normy obowiązującego prawa. Gazeta twierdzi, że dzięki działaniom, które podjął przeciwko JİTEM, jej członkowie nie mogli już wynosić ciał ofiar za miasto. Zdaniem autorów artykułu to mogło zmusić ich do grzebania zwłok ofiar w pobliżu sądu.
Kolejne tragiczne wieści nadeszły z prowincji Şırnak. Dnia 20 stycznia w wykopaliskach w pobliżu siedziby żandarmerii znaleziono trzy ciała. Ofiary pochowano w ubraniach. Dzięki temu zostały zidentyfikowane przez rodzinę. Trzech mężczyzn zostało zatrzymanych przez żandarmerię w 1994 r. pod zarzutem pomocy i wspierania Partii Pracujących Kurdystanu. Od tego czasu słuch o nich zaginął.
Było ich czterech
Na początku lutego gazeta „Akşam” informowała, że niektóre fragmenty szczątków znalezionych w Diyarbakır mogą mieć nawet około 50 lat. Jeśli wiadomość ta potwierdziłaby się, mogłaby być poważnym ciosem w śledztwo. Doniesienia te skrytykował poseł Republikańskiej Partii Ludowej (CHP) Mesut Değer. Jego zdanie jest niezwykle istotne, ponieważ pracował jako prawnik w Diyarbakır w latach, kiedy obowiązywał tam stan wyjątkowy. Değer w wywiadzie dla „Zaman” powiedział, że „takie historie są próbą powstrzymania śledztwa przed dalszym rozwinięciem”. Zdradził również, że według jego wiedzy JİTEM na tym obszarze posługiwało się czterema katami. Za egzekucję tych, którzy trafili za kraty, odpowiedzialni byli panowie o wdzięcznych pseudonimach: Yeşil („Zielony”), Şerif, „Terminator” i Yokedici („Niszczyciel”). Najgorszy z nich był podobno „Terminator”. Değer twierdzi, że na sam dźwięk jego imienia ludzi przechodziły ciarki. Głównym mordercą miał być jednak Yeşil. Değer, choć podaje jego prawdziwe imię i nazwisko, przyznaje, że nie wie, gdzie może przybywać. Nie jest nawet w stanie stwierdzić, czy kat żyje czy nie. Pod pseudonimem Şerifa kryje się wielokrotnie wspominany w tym artykule Abdülkadir Aygan. Polityk docenia jego pomoc przy śledztwie. Dodaje jednak, że kluczem do tego, aby rzucić jak najwięcej światła na tę mroczną sprawę mogą być „Terminator” i „Niszczyciel”. W przeciwieństwie do dwóch poprzednich członków tej krwawej jednostki, personalia dwóch ostatnich katów nie są mu znane. Mesut Değer twierdzi, że wymienione osoby są odpowiedzialne za śmierć setek ludzi. Na potwierdzenie tego, że znalezione kości należą do ofiar JİTEM mówi: „ludzie, których bliscy zostali zatrzymani czekali całymi dniami przed tym budynkiem. Każdy jednak kto do niego wszedł, nigdy z niego nie wyszedł”.
Podwójne ofiary
W tej całej historii nie można zapominać o chyba najbardziej poszkodowanych – rodzinach ofiar. Pewnego dnia ich bliscy wyszli z domu lub zostali z niego wyciągnięci siłą i już nigdy nie wrócili. Słuch po nich zaginął. Na tragedię rodzin zwraca uwagę w swoim artykule Aziz İstegün. W tekście cytuje wypowiedź dziekana wydziału psychologii jednego z tureckich uniwersytetów Fuata Tanhana. Naukowiec mówi, że rodziny w takich przypadkach potrzebują pewnego rodzaju zamknięcia. Przez długi okres znajdują się w stanie zawieszenia, ponieważ nie wiedzą, czy ich bliscy żyją, czy też nie. To powoduje, że żałoba osób, których bliscy padli ofiarą jednego z niewyjaśnionych morderstw, może zamienić się w traumę. Tę opinię zdają się potwierdzać słowa cytowanej przez İstegüna Besnay Üçok, której mąż zniknął 17 lat temu. Wspominając dzień, w którym odebrano jej małżonka, nie mogąc powstrzymać łez mówi: „Czekam na jego kości, aby wreszcie miał swój grób. Chociaż maleńki kawałek kości, abym mogła powiedzieć swoim dzieciom, że to jest miejsce, gdzie leży Wasz ojciec”.
Trauma rodzin potęgowana jest przez jeszcze jeden fakt. Rzadko zdarza się, aby szczątki ludzkie były odnajdywane w takiej formie, jak miało to miejsce w Şırnak. Zazwyczaj znajduje się pojedyncze fragmenty kości, co powoduje, że do identyfikacji ofiar potrzebne są testy DNA. W takich wypadkach rodziny raz po raz muszą udawać się do biur odpowiednich instytucji w celu przeprowadzenia badań. Biorąc pod uwagę fakt, że w ciągu ostatnich kilku lat na terenie południowo-wschodniej Turcji odkryto blisko tysiąc kości (około połowa została rozpoznana jako szczątki zwierząt), można zrozumieć, że takie „wycieczki” mogą przyczyniać się do znacznego pogorszenia ich kondycji psychicznej. Jeden z prawników, który reprezentuje wiele rodzin ofiar niewyjaśnionych zaginięć wskazuje, że poważnym ułatwieniem byłoby stworzenie odpowiedniej bazy DNA.
Zbrodnia bez kary?
Wiele problemów rodzi kwestia ewentualnego osądzenia morderców. Jak nietrudno się zorientować, dokonane przez nich zbrodnie mogą wkrótce ulec przedawnieniu. Organizacje międzyrządowe wskazują, że aby do tego nie dopuścić, potrzebna jest dobra wola polityków. Zaznaczają, że instrumentów na rozwiązanie problemów dostarcza prawo międzynarodowe. Powołują się przy tym na Międzynarodową Konwencję o Ochronie Wszystkich Osób przed Wymuszonymi Zaginięciami. W art. 2. dokumentu wymuszone zaginięcie definiowane jest jako „aresztowanie, zatrzymanie, uprowadzenie albo każda inna forma pozbawienia wolności przez funkcjonariuszy publicznych lub ludzi, albo grupę ludzi, którzy działają na podstawie upoważnienia, przy poparciu lub zgodzie państwa, po którym następuje odmowa przyznania się do pozbawienia wolności lub ukrywanie wiadomości co do losu albo miejsca pobytu zaginionej osoby, co powoduje, że dana osoba pozbawiona została ochrony prawnej”. Wydaje się, że działania, o które podejrzewa się JİTEM doskonale pasują do konwencyjnej definicji. Art. 5. dokumentu podkreśla natomiast, że wymuszone zaginięcia, które mają charakter „systematycznej praktyki” stanowią zbrodnię przeciwko ludzkości. Istotny jest również pkt 2. art. 6., który mówi, że przyczynienie się do zbrodni wymuszonego zaginięcia nie może być usprawiedliwione żadnym rozkazem. Ratyfikacja konwencji mogłaby rzeczywiście wzmocnić wizerunek Turcji jako państwa, które walczy z własnymi problemami. Podkreślić należy jednak, że w przypadku wyjaśnienia ewentualnych zbrodni JİTEM, ważniejsza niż wszelkie instrumenty międzynarodowe jest dobra wola polityków, osób, które mogą posiadać wiedzę na temat działalności jednostki oraz skuteczne działanie organów śledczych. Dotychczasowa obserwacja problemów, jakie niesie ze sobą sprawa JİTEM, pokazuje, że może to być niezwykle trudne. Dowodem na to może być chociażby raport z badań kości z Diyarbakır, który opublikowała Rada Medycyny Sądowej. Pod koniec lutego w tureckiej prasie ukazała się informacja, że wynika z niego, że niektóre ze szczątków mogą mieć nawet 100 lat. Rada stwierdziła także, że wiele odnalezionych kości należy do różnych zwierząt. Co najważniejsze, nie udało się odnaleźć na nich żadnych śladów, dzięki którym można byłoby przypuszczać, że śmierć ofiar nastąpiła na skutek użycia broni lub innych ostrych narzędzi. Już sam argument wieku szczątków pozwala obalić tezę, że odnalezione kości należą do ofiar JİTEM. To jednak z pewnością nie spowoduje tego, że Turcy przestaną wierzyć, że to ona dokonała zabójstw. Zbyt wiele osób wyparowało po tym, jak zostali zatrzymani przez żandarmerię. Ich dokładną liczbę trudno jednak ustalić. Nie wiadomo bowiem ile osób zostało zamordowanych przez JİTEM, a ile poległo z rąk Partii Pracujących Kurdystanu, która mogła mścić się za jej zdradzenie lub nie wystarczające jej popieranie. Fala tekstów, które sugerowały, że część ofiar mogła zginąć właśnie z ramienia terrorystów została zapoczątkowana po słowach tureckiego premiera. Komentując sprawę kości z południowo-wschodniej Turcji, Recep Tayyip Erdoğan powiedział, że przy badaniu sprawy „jedna strona może wskazywać na Ergenekon, podczas gdy druga będzie wskazywała na PKK”.
Sprawę JİTEM z pewnością można zaliczyć do jednej z najbardziej krwawych tajemnic Turcji. Choć trudno mieć wątpliwości co do tego, że jednostka istniała, odpowiedź na wszelkie pytania z nią związane zajmie wiele czasu. Jak powstała, kto wiedział o jej istnieniu, za ile morderstw jest odpowiedzialna, kiedy zakończyła swoją działalność? A może wcale jej nie zakończyła? W lutym zadecydowano o ekshumacji pułkownika Rıdvana Özdena, który według oficjalnych informacji poległ w walce z terrorystami w grudniu 1995 r. Obecnie twierdzi się, że ta wersja wydarzeń może nie być prawdziwa, a śmierć pułkownika wiąże się z działalnością JİTEM. Wdowa po Özdenie, która przybyła na cmentarz przed wydobyciem trumny stwierdziła, że płyty nagrobne są naruszone i ułożone w inny sposób. Zasugerowała tym samym, że ktoś mógł wcześniej otworzyć grób jej zmarłego męża. Być może to tylko paranoja zestresowanej wdowy. Może jednak komuś zależy na tym, aby prawda o śmierci pułkownika nie wyszła na jaw? Z JİTEM wiąże się zdecydowanie zbyt wiele pytań. Być może kiedyś Turcy poznają prawdę o jej działalności. Doświadczenie pokazuje jednak, że niektóre sprawy pozostają tajemnicami na zawsze.
Tekst w zmienionej formie ukaże się również w najnowszym numerze Przeglądu Spraw Międzynarodowych Notabene