Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Krzysztof Głowacki: Rosja na haju


11 listopad 2008
A A A

Gros międzynarodowych analityków uważa, że obecnie najważniejszymi problemami Kremla są tarcza antyrakietowa, nowa umowa z Unią Europejską i rozszerzenie NATO na Wschód. Tymczasem coraz bardziej palącym problemem jest narkomania. Jekaterynburg nazywają rosyjskim Chicago, bo żyją tu bogaci ludzie i działa najprężniejsza w kraju mafia narkotykowa. W mieście heroiny jest pod dostatkiem, podobnie jak narkomanów. W ciągu ostatnich lat ich liczba wzrosła 40-krotnie, osiągając prawie 200 tys. Lokalna mafia osiągnęła już główny cel - stworzenie stałego zapotrzebowania na swój towar. W czasie niedługiego życia przeciętny konsument heroiny zdąży nakłonić do nałogu od 10 do 15 innych osób. Zazwyczaj są to ludzie młodzi w wieku 16-30 lat.

Epidemia zaczęła się w połowie lat 90. Sytuację panującą wtedy w stolicy Uralu określano mianem „katastrofy narkotykowej”. Kurierzy narkotykowi korzystali z licznych pociągów z Azji Środkowej, które przejeżdżają przez Jekaterynburg. Głównym ośrodkiem handlu heroiną stało się osiedle domków jednorodzinnych w dzielnicy Leninowskiej, którą zamieszkiwały klany Cyganów z Krymu. Pod koniec lat 90. na niektórych osiedlach Jekaterynburga połowa młodzieży była uzależniona od narkotyków. Karetki pogotowia codziennie zabierały sprzed klatek schodowych, bram lub wprost z ulicy ciała zaćpanych na śmierć.

Dziś nie jest lepiej. Centrum odwykowe w położonej na skraju miasta dzielnicy Izoplit wypełnione jest do granic możliwości. Na piętrowych pryczach leżą młodzi ludzie, wielu jest przykutych kajdankami. Niektórzy śpią, inni z przestrachem rozglądają się na boki albo ospale kartkują poniszczone książki. W centrum rehabilitacyjnym narkomanom nie podaje się żadnych lekarstw. Tu uważa się, że „odwyk bez znieczulenia” przynosi lepsze rezultaty. Przez pierwszy miesiąc - tylko chleb, woda, cebula i czosnek. W oknach kraty. Od pryczy odwiązują tylko na wyjście do toalety i raz na tydzień, żeby się umyć. Mało który narkoman trafia tu z własnej woli. Przeważnie przywożą ich zrozpaczeni rodzice - czasami zupełnie nieprzytomnych, w bagażnikach samochodów.

Zły przykład idzie także z góry. W organach ścigania pracuje wielu narkomanów. Trafiają się naćpani funkcjonariusze milicji i drogówki, śledczy na haju. Jednak dużo bardziej niebezpieczni od narkomanów w mundurach są wysoko postawieni funkcjonariusze miejscowych struktur siłowych, którzy ochraniają biznes handlarzy narkotyków. We wrześniu 2006 roku zatrzymano podpułkownika Anatolija Wieligurę kierującego jednym z wydziałów Federalnej Służby ds. Kontroli nad Obrotem Narkotyków (UFSKON) w obwodzie swierdłowskim. Stało się to po dokonaniu u niego kontrolowanego zakupu 200 gramów heroiny. Wspólnikiem Wieligury okazał się Oleg Jerochin, emerytowany podpułkownik, dawny kierownik wydziału. W lutym 2007 roku odwołano szefa UFSKON - Wiktora Diemientjewa. Dochodzenie wykazało związki grupy oficerów tego urzędu ze środowiskiem handlarzy narkotyków. Uralscy bossowie mafii narkotykowej mają i wyżej postawionych protektorów. W osadzie cygańskiej przez dłuższy czas mieszkał baron narkotykowy Nikołaj Rieszetnikow. Wszystkie próby ujęcia go spełzały na niczym po telefonach tajemniczego wysoko postawionego urzędnika. W końcu ustalono, że był nim generał-lejtnant Jan Siergunin, w latach 2001-2002 wicepremier Czeczenii.

To dopiero początek

W 2007 roku w kraju oficjalnie zarejestrowano 350 tys. uzależnionych od narkotyków. „Oficjalnie” to w tym wypadku słowo kluczowe, ponieważ większość narkomanów nie podlega rejestracji. Specjaliści uznają, że w chwili obecnej w Rosji jest około 6 mln narkomanów. Tę ocenę potwierdza Aleksandr Janiewski, szef wydziału współpracy międzyresortowej ds. profilaktyki Federalnej Służby ds. Kontroli nad Obrotem Narkotyków. Oznacza to, że w ciągu ostatnich 17 lat liczba narkomanów w Rosji wzrosła sześciokrotnie!

To jednak dopiero zapowiedź nadchodzącego kataklizmu. Trucizna z Afganistanu i Pakistanu, która docierała do Rosji przez Kazachstan i Turkmenię, została niedawno „wzmocniona” nowym państwem eksportowym. Kirgizja - bo o niej mowa - stała się jednym z głównych ogniw w łańcuchu biznesu narkotykowego. Republika jest już nie tylko miejscem tranzytu afgańskiej heroiny lecz również eldorado haszyszu i marihuany. Tylko w obwodzie issyk-kulskim dziko rosnące konopie zajmują powierzchnię kilkunastu tysięcy hektarów! Podobnie jest w Dolinie Czujskiej.

O ile jeszcze 10 lat temu głównymi konsumentami opium i haszyszu w Rosji byli przybysze z Kaukazu i Azji Środkowej, to obecnie „ziele” w większości zażywają Rosjanie. Pośrednicy kupują towar na pniu u „plantatorów”, często jeszcze zanim dojrzeje. Potem po zakontraktowany haszysz przyjeżdżają kurierzy. Sytuację jeszcze bardziej komplikuje masowa migracja: tylko od początku tego roku obywatelstwo rosyjskie otrzymało 20 tys. Kirgizów. Funkcjonariusze FSB uważają, że wielu emigrantów pracuje na rzecz przestępczych grup zorganizowanych. „Trawka” jest ogólnodostępna. Pudełeczko czystego haszyszu waży mniej więcej 15 gramów, a to co najmniej 20 „działek” po 10 dolarów za sztukę co w Moskwie nie jest wygórowaną ceną. Marihuana jest jeszcze tańsza.

Rosyjski rynek narkotyków rozrasta się w przerażającym tempie i nic nie wskazuje na to, żeby tendencja ta miała zostać zahamowana. Rosja powinna być żywo zainteresowana zwalczaniem produkcji narkotyków w Azji Środkowej. Należałoby stworzyć finansowany przez Rosję system miejscowych służb kontroli narkotyków. Chodzi na przykład o dotowanie służb patrolowych i wyposażenie ich w śmigłowce monitorujące tereny, na których mogą znajdować się plantacje. Obecnie źle wyposażone służby nie są w stanie dotrzeć nie tylko do trudno dostępnych rejonów, ale także do wielu plantacji położonych w bezpośrednim sąsiedztwie szos. Kirgiska agencja zwalczająca biznes narkotykowy powstała dzięki funduszom ONZ, ale pieniędzy wystarcza tylko na wynagrodzenia dla funkcjonariuszy i obowiązkowe testy roczne wszystkich agentów na wykrywaczu kłamstw.

Totalna bezradność

Władze w Moskwie są zupełnie nieprzygotowane do walki z narkotykową plagą. W Rosji jest jedynie 14 dużych oddziałów szpitalnych dla uzależnionych od narkotyków. Rejonowych lekarzy toksykologów specjalizujących się w leczeniu narkomanii nie ma w żadnej rosyjskiej przychodni. A jeśli liczyć konkretne łóżka szpitalne, to można uznać, że rosyjskie lecznictwo odwykowe stacza się po równi pochyłej: jest ich z każdym rokiem coraz mniej. Według stanu z końca 2006 roku, w całym kraju pozostało 28 tys. łóżek. Co więcej, specyfika uzależnienia od narkotyków polega na tym, że w ciągu dwóch tygodni, które według norm przypadają na leczenie jednego uzależnionego, można najwyżej uśmierzyć objawy głodu narkotykowego, ale nie wyleczyć z uzależnienia. Potrzebna jest co najmniej roczna lub dwuletnia terapia odwykowa, a programu terapeutycznego w Rosji nie ma, mimo setek milionów rubli przekazywanych corocznie na walkę z narkotykami.

Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża jedynie prywatne poglądy autora.