Łukasz Bardziński: Postpolityka czy polityka medialna?
Postpolityka jako określenie czegoś co zastąpiło klasyczną politykę wydaje się jak najbardziej trafne dla współczesności. W pewnym sensie polityka wróciła jednak do korzeni, sięgających jeszcze greckich polis.
Przedefiniowanie postpolityki
Postpolityka, jako określenie głoszące koniec wielkich sporów ideologicznych, staje się hasłem coraz częściej spotykanym we współczesnym dyskursie. Czy jednak tak jest rzeczywiście, czy brakuje nam już wielkich idei? Czy też może należało by przedefiniować znaczenie słowa postpolityka?
Wbrew temu co głosił Francis Fukuyama, koniec historii nie nastąpił po upadku Związku Socjalistycznych Republik Sowieckich, a przed światem pojawiły się nowe wyzwania – miejsce „imperium zła”, zajęła „oś zła”, terroryzm, głównie poprzez media stał się czymś co dotykało niemal każdego człowieka. Tak więc świat stanął przed nowymi wyzwaniami. Komunizm jako ideologia, zaczął ponownie przybierać na sile pod postacią, ekologów podnoszących larum nad globalnym oziębieniem, czy kapłanów nowej świeckiej religii zwanej poprawnością polityczną i powszechną tolerancją do wszelkich odmienności.
Zatem falsyfikacja tezy, że czas wielkich dyskusji ideologicznych odchodzi już do lamusa historii, wydaje się całkiem słuszna. Wobec tego, czy możemy mówić o postpolityce?
Polityka medialna
Postpolityka jako określenie czegoś co zastąpiło klasyczną politykę mimo wszystko wydaje się jak najbardziej trafne dla współczesności. Do lamusa bowiem, odchodzą tradycyjne debaty polityków, wraz z rozpowszechnieniem mediów i ich coraz większym oddziaływaniem na rzeczywistość konieczna stała się zmiana przekazu wysyłanego przez ludzi, którzy zajmują się polityką.
Kiedyś jedynym źródłem informacji o polityce była gazeta, z czasem dochodzi do tego radio i telewizja. Obecnie mamy również Internet w którym funkcjonują nawet strony plotkarskie poświecone tylko i wyłącznie osobą rządzącym lub do władzy aspirującym.
Polityk aby być skuteczny, musiał mieć charyzmę, musiał również być świetnym retorykiem, aby komentatorzy nie mieli złudzeń kto w sporze ma racje, tylko, że obecnie komentatorzy i dziennikarze tracą tradycyjną rolę, w przekazywaniu społeczeństwu informacji o politycznych wydarzeniach, bo każdy może 24 godziny na dobę śledzić najważniejsze wydarzenia w polityce. Rozwija się również dziennikarstwo obywatelskie, które pozwala każdemu wcielić się w rolę dziennikarza, czy publicysty.
W pewnym sensie polityka wróciła do korzeni, kiedy to całe rzesze obywateli greckich polis, mogły na żywo obcować z „wielką polityką”, która ograniczała się do jednego miasta. Tyle, że starożytni, nie mieli takiego dostępu do rozrywki jak człowiek współczesny.
Obecnie obywatel, śledzący wydarzenia polityczne jednocześnie ma dostęp do całej masy programów rozrywkowych, które dla również oddziaływają na widza, szczególnie na tego młodego. W demokracji polityk, aby funkcjonować potrzebuje jak największej ilości odbiorców, którzy wsłuchają się w jego słowa, jednak jak dotrzeć do słuchacza, widza, który jednocześnie kuszony, jest przez lekkostrawną rozrywkę spod znaku popkultury?
Najskuteczniejszym wydaje się przyjęcie samemu stylu pop, bo pop- polityk ma obecnie największe szanse w zdobyciu elektoratu za pośrednictwem mediów.
Pop-polityk
Za ikonę współczesnej polityki może uchodzić prezydent USA – Barrack Obama. Wśród wielu pochlebstw jakie w czasie kampanii wyborczej wypowiadano na temat kandydata Demokratów, często powtarzało się stwierdzenie, że to polityk nowoczesny, nowa jakość.
Na czym ta nowoczesność polegała? Czy na rekordowej ilości obietnic? Myślę, że nie, bo każdy człowiek przy zdrowych zmysłach powinien dostrzec, że zwyczajnie ktoś wciska jemu kit. Fenomen Obamy polegał, co również część komentatorów powtarzała, na perfekcyjnej umiejętności wykorzystania mediów, a w szczególności Internetu, jako najmłodszego, ale i najskuteczniejszego przez swoją powszechność i globalny zasięg środka komunikacji z masami.
Profil Obamy funkcjonuje na najpopularniejszych portalach społecznościowych, a filmiki i teledyski z jego udziałem podbiły stronę youtube, atrakcyjna piosenkarka śpiewająca o kandydacie Demokratów, gwiazdy popkultury popierające „zmianę”, to wszystko pomogło zbudować obraz polityka nowoczesnego, który skutecznie zaczął konkurować z celebrytami o rząd dusz nad młodym pokoleniem i nie tylko. Globalny zasięg tych działań był szczególnie widoczny podczas tourne Baracka Obamy po Europie, kiedy ubiegał się o miano 44. prezydenta USA, w wówczas przyciągał tłum „europejczyków”, który marzyły o tym aby był on również ich prezydentem.
Fenomen Obamy polegał właśnie na przyjęciu idealnym wtopieniu się w potrzeby użytkowników Internetu i innych mediów, wyróżnił się z grona „drętwych” polityków, siedzących i debatujących, Obama, był dostępny dla społeczeństwa w sferze w której dotąd nie było polityków - w branży rozrywkowej („Yes, we can”, „Obama girl” etc.).
Czym więc jest postpolityka?
Postpolityka, jawi mi się zatem jako nie tyle, porzucenie sporów ideologicznych, co zmiana przekazu, na bok idą filozoficzne rozważania, - język musi być prosty, a przekaz dynamiczny, by trafić do współczesnego odbiorcy. Media jako pośrednik w dostępie do mas społecznych, zaczynają kreować kształt polityki. Dziennikarze w większości mediów mając poglądy lewicowe kreują rzeczywistość polityczną, poprzez sugerowanie co jest „correct”, a co nie.
Częściowo zmusza to polityków konserwatywnych do łagodzenia stanowiska, swoistego wycofania i stąd bierze się postpolityka jako koniec ideologii. Myślę, że jednak na to za wcześnie. Głosy o niedorzecznościach związanych z hasłami ekolegów są coraz głośniejsze, toczy się dyskusja nad Traktatem Lizbońskim, przez co i nad kształtem UE, póki, są głosy sprzeciwu, będziemy mieli starcia ideologii. I bardzo dobrze. Jednak kształt tych starć zmieni się w porównaniu do tego co można było oglądać jeszcze 20 lat temu diametralnie. Politycy muszą dostosować swój przekaz do mas. Czy jest to dobre? - z pewnością nie, spłyca poziom dyskusji, prymitywizuje ją, bo obelgi są czasem bardziej zrozumiałe niż argumenty, upada sztuka retoryki, ale taki jest wymóg współczesności. Media dają nieograniczony dostęp do elektoratu, do mas społecznych, każdy obywatel czeka przed ekranem telewizora lub komputera na sygnał, przekaz który go zainteresuje. Przekaz ten nie może odbiegać od tego co oferują swoim widzą media przez całą dobę, najszybszym i najprostszym przekazem wydaje się więc formuła teledysku, krótko, dynamicznie, ciekawie.
Czy można wymagania przekazu medialnego zbagatelizować? W demokracji to masy dają władze, media docierają do mas, więc czy istnieje inna droga niż przyjęcie „dyskursu medialnego”?
Przecież polityka, jako swój podstawowy cel ma osiągnięcie władzy, bo tylko ona gwarantuje realizację idei. Idee zatem zostają, ale czy w tym całym medialnym galimatiasie, nie dostosowują się częściowo do potrzeb przekazu i nie są spłycane, upraszczane?....
Reasumując i odpowiadając na pytanie w podtytule - postpolityka, to uproszczenie ideologii, spory pozostają, ale ich wymiar staje się ograniczony, wszystko dostosowuje się realiów przekazu medialnego, który wymaga prostoty i dynamiki aby przyciągnąć widza, w ten sposób długie dysputy polityków, merytoryczne wymiany zdań, odchodzą do historii.
Funkcjonowanie mediów, może się wydawać, prymitywizuje politykę. Ale jest i druga strona tej sytuacji. Internet pozwala, na tworzenie nieograniczonej ilości źródeł informacji, w nim jest również miejsce, na te niezależne, od dominujących mediów, ośrodki dyskusji, gdzie znajduje się miejsce na merytoryczne dyskusje, bez potrzeby upraszczania.
Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.