Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Polityka Maciej Konarski: Wypadek przy pracy czy początek zmian w Afryce ?

Maciej Konarski: Wypadek przy pracy czy początek zmian w Afryce ?


02 kwiecień 2005
A A A

Ludność kontynentu afrykańskiego trapią dziś na ogromną skalę wszystkie te bolączki, jakie od wieków dręczyły ludzkość. Głód, epidemie, krwawe konflikty, rządy tyranii, korupcja, niewolnictwo – to wszystko jest niestety nieodłącznym elementem afrykańskiego krajobrazu. Nic więc dziwnego, że w powszechnej opinii Afryka pełni rolę swoistego jądra ciemności - kontynentu, który wg słów jednego z bohaterów filmów akcji „Bóg opuścił”. Często w prywatnych rozmowach, gdy tematem dyskusji staje się Afryka, słyszę nutkę pewnej zgrozy połączonej z politowaniem – „tam się nigdy nic nie zmieni i ci biedni ludzie zawsze będą tkwić w tym bagnie” – taka była najczęściej wypowiedziana bądź niewypowiedziana konkluzja tych rozmów.

Rzeczywiście, rozwiązanie niektórych z afrykańskich problemów będzie niewyobrażalnie trudno, jeśli w ogóle możliwe. Myślę tu zwłaszcza o ekonomicznej zapaści i epidemii AIDS. Czy jednak wszystko jest już stracone ? Czy w żadnej dziedzinie Afryka nie jest w stanie pomóc sobie sama ? Wydarzenia ostatnich miesięcy przyniosły pewne światełko w tunelu. Warto więc rzucić na nie okiem by zastanowić się czy był to jedynie wypadek przy pracy czy może początek głębszych zmian w Afryce ?

5 lutego w Togo zmarł na atak serca prezydent Gnassingbe Eyadema, który od zamachu stanu w 1967 roku, przez 38 lat rządził niepodzielnie w tym zachodnioafrykańskim państwie. Po jego śmierci wspierająca go Armia w ekspresowym tempie mianowała p.o. prezydenta jego syna - Faure Gnassingbe. Mianowanie odbyło się jednak z pogwałceniem konstytucji, która przewiduje, że w takiej sytuacji funkcję tą powinien objąć przewodniczący parlamentu. Co więcej, parlament zatwierdził błyskawicznie poprawki do konstytucji, które w praktyce umożliwiały Gnassingbe sprawowanie władzy do 2008 r. bez przeprowadzania wyborów.
Ot, kolejny afrykański zamach stanu, gdzie jeden despota zastąpi drugiego, chciałoby się pomyśleć. Tym razem jednak wydarzenia potoczyły się w innym kierunku niż zazwyczaj. Najpierw na ulice wyszli protestować obywatele Togo, a następnie działania Gnassingbe potępiła społeczność międzynarodowa. Protesty nie wywarły początkowo wrażenia na nowym przywódcy, który nakazał policji brutalnie stłumić demonstracje. Wtedy jednak rolę głównego rozgrywającego przejęła regionalna „Wspólnota Ekonomiczna Państw Zachodniej Afryki” („ECOWAS”). Zawiesiła ona Togo w prawach członkowskich, ogłosiła embargo na handel bronią z tym państwem, oraz zabroniła jego liderom podróżowania po swym terytorium. Sankcje te poparły USA i Unia Europejska. Wkrótce afrykańskie państwa poszły dalej - przystąpienie do sankcji ogłoszonych przez „ECOWAS” zapowiedziała również Unia Afrykańska. Pod wpływem tych nacisków Faure Gnassingbe skapitulował. Ustąpił ze stanowiska p.o. prezydenta rzecz przewodniczącego parlamentu Abassa Bonfoha. Na 24 kwietnia zapowiedziano wolne wybory prezydenckie, na których pojawią się obserwatorzy z „ECOWAS”.

Trudno dziś powiedzieć czy demokracja zatriumfuje w Togo, te przewidywania nie są zresztą celem tego artykułu. Istotny jest raczej fakt, że po zakończeniu kryzysu w Togo, wielu polityków nie kryło entuzjazmu, widząc w nim początek procesu głębszych zmian w Afryce. W tym duchu wypowiadali się Kofi Annan i przywódcy państw zachodniej Afryki, widząc w szybkiej i udanej reakcji na kryzys dowód na to, że Afrykanie są w stanie rozwiązywać samodzielnie swe problemy.

Czy był to jedynie wypadek przy pracy czy może początek głębszych zmian w Afryce ? Niewątpliwie akcja przeciw zamachowi Gnassingbego jest wydarzeniem niecodziennym. Dotychczas zamachy stanu i rządy dyktatorskie były w Afryce traktowane jako coś oczywistego. Walkę o demokrację rozumiano jako bojkotowanie państw takich jak Rodezja Pd. czy RPA, gdzie biała mniejszość uciskała czarną większość. Jeśli obalano gdzieś czarnego dyktatora, to zazwyczaj w wyniku międzynarodowego konfliktu, w którym państwa sąsiednie rozgrywały swoje interesy. Próby gaszenia konfliktów albo nie dochodziły do skutku albo zmieniały się w farsę, jak chociażby w Czadzie, gdzie afrykańskie siły pokojowe zamiast rozdzielać walczące strony angażowały się w konflikt, realizując interesy swych państw. Współpraca regionalna w ramach OJA pozostawała też raczej w sferze deklaracji niż rzeczywistości.

Tym razem jednak państwa afrykańskie zareagowały w Togo twardo i skutecznie. Nie sposób też nie wspomnieć przy tej okazji o innych napawających optymizmem działaniach i inicjatywach państw kontynentu. W grudniu ubiegłego roku mediacja Unii Afrykańskiej, a dokładnie reprezentującego ją prezydenta RPA Thabo Mbekiego, zapobiegła wznowieniu wojny domowej na Wybrzeżu Kości Słoniowej. Mniej więcej w tym samym czasie - 20 listopada 2004 roku podpisano deklarację z Dar es Salam. Przewiduje ona podjęcie szeregu działań w celu zaprowadzenia pokoju, stabilności i demokracji w regionie Wielkich Jezior - od 1994 roku pogrążonym w permanentnym chaosie i konfliktach. Odnośnie tego samego konfliktu, Unia Afrykańska rozważa też radykalny plan rozbrojenia blisko 10 tys. rebeliantów z plemienia Hutu, którzy po przegranej wojnie domowej w Rwandzie schronili się na terytorium Demokratycznej Republiki Konga i od 10 lat stanowią najbardziej destabilizujący czynnik w regionie. Coraz częściej siły pokojowe organizowane przez państwa afrykańskie są wysyłane do ogarniętych konfliktami regionów kontynentu. Od momentu zintensyfikowania współpracy regionalnej w Afryce (zarówno w ramach Unii Afrykańskiej jak i regionalnych ugrupowań jak „ECOWAS”) takich działań jest coraz więcej.
Jest to świetny prognostyk dla przyszłości Afryki. Państwa kontynentu nie są w stanie samodzielnie uporać się z ekonomiczną zapaścią, epidemiami czy zadłużeniem, lecz może rozwiązywanie regionalnych konfliktów i skuteczna promocja zasad demokracji i praw człowieka są w zasięgu ich możliwości ? Podane wyżej przykłady wskazują, że jest to w dłuższej perspektywie całkiem realne.

W tej beczce miodu musi być jednak łyżka dziegciu. Togo jest małym niewiele znaczącym krajem, gdzie potępienie dyktatora nie było dla nikogo ani niewygodne ani ryzykowne. Tymczasem w kwestii wspierania demokracji państwa afrykańskie nadal są zadziwiająco wybiórcze. W chwili gdy pisze te słowa, ogłaszane są wyniki wyborów parlamentarnych w Zimbabwe, gdzie prezydent Mugabe po raz kolejny zapewnił sobie zwycięstwo dzięki terrorowi i fałszerstwom wyborczym. Reakcją prezydenta RPA – państwa najpotężniejszego w regionie i bezpośrednio graniczącego z Zimbabwe były słowa, że „należy uszanować wolę ludu Zimbabwe”. Nie jest to zresztą pierwszy taki wypadek, RPA wielokrotnie broniło Zimbabwe przed krytyką za łamanie praw człowieka, chociażby na forum Komisji Praw Człowieka ONZ.
Wiele z tych napawających optymizmem działań i inicjatyw, które wymieniłem wyżej, jest wciąż w fazie planowania lub wymaga zaangażowania poważnych sił i środków. Z kolei skoro mówimy o zakończonych sukcesem inicjatywach pokojowych to nie można nie wspomnieć o całkowitej bezsilności państw afrykańskich wobec chociażby dramatu w Darfurze.

Czy w związku z powyższym początkowy optymizm był uzasadniony ? Wydaje mi się jednak, że tak. „Nie od razu Rzym zbudowano”, jak głosi stare przysłowie, a poza tym poprawa sytuacji Afryki jest zadaniem nawet nie na lata, lecz dziesięciolecia. Czy państwa Afryki wykażą odpowiednio dużo konsekwencji i wysiłku by utrzymać te pozytywne trendy o jakich pisałem wyżej ? trudno powiedzieć. Jedno jednak jest pewne – nie ważne ile pieniędzy wpompujemy w Afrykę, ile długów jej umorzymy, ilu wolontariuszy wyślemy. Afryce nie pomoże nikt, jeśli jej mieszkańcy nie zdecydują wpierw pomóc sobie sami. Miejmy więc nadzieje, że właśnie to zaczynają.