Magdalena Górnicka: Dzieci kwiaty czy dzieci chwasty? Spór o muzeum Woodstock
Hillary Clinton zapowiedziała, że przeznaczy milion dolarów z budżetu federalnego na budowę muzeum festiwalu Woodstock. Gdzie tu patriotyzm? - pytają Republikanie z Johnem McCainem na czele. Pacyfizm, dzieci-kwiaty, wolna miłość - festiwal w Woodstock stał się ich symbolem. Przez trzy sierpniowe dni 1969 roku ponad pół miliona amerykańskiej młodzieży dawało wyraz sprzeciwowi wobec brudnej - ich zdaniem - polityce, wojnie i zgniłemu kapitalizmowi. Tak zapamiętała to wydarzenie opinia publiczna. Ale starzy hippisi mówią, że jeśli pamięta się Woodstock, to tak naprawdę się na nim nie było.
Nie była też Hillary Rodham. W tym czasie skłaniała się jeszcze raczej ku Republikanom.
Nie było tam też Johna McCaine'a, który od 1967 roku przez sześć lat przebywał w wietnamskiej niewoli. Mógł rzucić Wietnam i pojechać słuchać Jimmy'ego Hendrixa - jako synowi admirała proponowano mu opuszczenie tego kraju w drodze wymiany jeńców. McCaine odmówił jednak, nie chcąc opuszczać w niedoli swych towarzyszy broni.
Woodstock dla weteranów Wietnamu to wyraz głupoty, braku patriotyzmu i zepsucia. Podczas gdy oni narażali swoje życie dla ojczyzny, dzieciom-kwiatom w głowie był tylko seks, narkotyki i alkohol.
Czym w takim razie był festiwal Woodstock? Prościej odpowiedzieć na to pytanie przyglądając się projektowi muzeum: Już od progu towarzyszyć nam będzie muzyka największych gwiazd festiwalu. Każdy będzie mógł zapoznać się z ideologią, kontekstem politycznym towarzyszącym Woodstockowi: baby boomem, zimną wojną, rock'n'rollem, ruchem praw człowieka. Muzeum będzie stawiać na multimedialność i interaktywność - wszędzie będą ekrany, na których przedstawiane będą najbardziej pamiętne chwile festiwalu. Będzie można też przejechać się jednym z kolorowych autobusów, jakimi dzieci - kwiaty zjeżdżały na Woodstock.
Pytanie tylko, czemu ma służyć powstanie muzeum? Czy nie jest ono podyktowane zmęczeniem społeczeństwa wojną w Iraku, która nasuwa tyle skojarzeń z Wietnamem? Czy nie ma być to jakiś protest przeciwko prezydentowi Bushowi? Przeciwko beznadziejnemu patriotyzmowi - oddawaniu życia za nie swoją sprawę? Jeśli tak, lepiej żeby muzeum nie powstało. Bo zamaże tylko obraz rzeczywistości. Festiwal w Woodstock to na pewno część amerykańskiej historii i kultury. Podobnie jak jest nią wojna w Wietnamie.
Oba te fakty są nierozerwalnie ze sobą złączone. Warto, by przedstawić tamten czas z dwóch perspektyw, powstrzymując się od ostatecznego sądu. I niekoniecznie za publiczne pieniądze - zabawa w politykę historyczną bywa niebezpieczna.