Magdalena Górnicka: Ubezpieczenie ważniejsze od Iraku
Licytacje dotyczące terminu wycofania amerykańskich wojsk z Iraku nie zapewnią tym razem prezydenckiego fotela. Do wyborców bardziej przemawiają postulaty polityki wewnętrznej. Badania przeprowadzone przez Rasmussen Reports, czołową firmę badania opinii publicznej, pokazują, że priorytetowymi sprawami dla przeciętnych Amerykanów są przede wszystkim: edukacja, opieka zdrowotna i etyka rządzących. Wojna z terroryzmem, całkowicie oddzielona od kwestii irackiej, to jedyny wysoko notowany postulat dotyczący polityki zagranicznej. Od Iraku ważniejsza jest też gospodarka.
Oczywiście, poglądy zależą od sympatii partyjnych. Aż 82% demokratów za najbardziej palący problem uważa powszechną służbę zdrowia i właśnie tym według nich powinien zająć się w pierwszej kolejności nowy prezydent. Równie ważną kwestią jest stan amerykańskiej gospodarki i reformy edukacyjne, które mają otworzyć drogę do wykształcenia jak największej liczbie młodzieży, niezależnie od rasy, pochodzenia i zasobności portfela.
Ośmiu na dziesięciu republikanów jako priorytet wymienia bezpieczeństwo narodowe i kontynuowanie wojny z terrorem. Jednak następuje tu wyraźne rozgraniczenie między wojną z Al-Kaidą a działaniami w Iraku – w Europie te dwie kwestie najczęściej wrzuca się do jednego worka. Podczas ostatnich wyborów właśnie postrzeganie Iraku jako kolejnego etapu rozprawy z terrorystami dało zwycięstwo George’owi Bushowi.
W ciągu ostatnich trzech lat jednak sporo się zmieniło. Opublikowane sprawozdania speckomisji czarno na białym zaznaczały, że broni masowego rażenia w Iraku nie było. Schwytano też i stracono Saddama Hussajna, „szatana numer dwa” po Osamie ibn Ladenie.
Natomiast media przedstawiły byłego dyktatora Iraku jako wrak człowieka: brudnego, zarośniętego i zaszczutego. Rozpowszechnione przez Internet nagranie egzekucji Hussajna tylko pogłębiło ów obraz. Głos zabrali przedstawiciele organizacji humanitarnych, przeciwnicy kary śmierci i alterglobaliści. Wszyscy oni kwestionowali słuszność amerykańskiej inwazji na Irak.
Dopóki na Bliskim Wschodzie rządził Hussajn, światowa opinia publiczna niewiele wiedziała o życiu Irakijczyków. Dopiero dziennikarze, który podążyli do Iraku w ślad za armią, pokazali tamtejszą rzeczywistość. Media nieprzychylne administracji Busha, zwłaszcza z państw, które sprzeciwiały się inwazji, ukazały amerykańskich żołnierzy wcale nie jako oswobodzicieli, lecz kolejnych zaborców, winnych cierpień ludności cywilnej.
Od chwili stracenia Hussajna temat Iraku spowszedniał, a w czołówkach wiadomości pojawia się on tylko przy okazji śmierci żołnierzy. I to tylko wtedy, gdy zginie ich kilkunastu, najlepiej w zamachu albo w pościgu za terrorystami. Inaczej newsa nie ma.
Amerykanie w telewizji częściej oglądają zatem ludzi zadłużonych na całe życie, bo nie mieli z czego sfinansować pobytu w szpitalu (video „Sicko” Michaela Moore’a), niż ich chłopców ginących w Iraku. Bo to ciekawsze. Bardziej tragiczne. Śmierć człowieka, którego nie stać na opłacenie leczenia jest bardziej widowiskowa niż śmierć żołnierza, który najechał na minę. Poza tym społeczeństwo jest już Irakiem znudzone, tak jak znudzone jest przeciągającą się operą mydlaną. Politycy doskonale to rozumieją i dlatego Irakowi nie poświęcają wiele miejsca w swych wystąpieniach. Skupiają się za to na polityce wewnętrznej jak demokraci, czy na bezpieczeństwie narodowym (bez Iraku!) jak republikanie.
Do wyborów pozostał jeszcze rok. Możliwe zatem, że Amerykanie znudzą się ciągłymi debatami o powszechnej opiece medycznej. Wtedy z niebytu wypłynie Irak jako dyżurny podgrzewacz nastrojów wyborczych.