Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Magdalena Górnicka: W co wierzy Obama


22 sierpień 2010
A A A

Co piąty Amerykanin myśli, że Barack Obama jest muzułmaninem.  Wierzy w to aż jedna trzecia Republikanów. Po raz pierwszy od czasów Johna F. Kennedy’ego, sprawa prezydenckiego wyznania stała się przedmiotem narodowej debaty.
Teoretycznie USA są przykładem wzorcowego rozdziału państwa i religii. W rzeczywistości jednak – kwestia religii budzi ciągle publiczne kontrowersje. A zwłaszcza kwestia religii prezydenta.
Od oskarżeń o bycie muzułmaninem mogą być tylko oskarżenia o bycie ateistą – przynajmniej w przypadku przywódcy „one nation under God”.

O ateizm oskarżano Thomasa Jeffersona. O dodatkowego pośrednika – między „God” i „nation”  w osobie papieża – Johna F. Kennedy’ego.
Wydawało się, że dzisiaj, w czasach multikulturalizmu,  nie tylko po przełomie „prezydenta-katolika”, po przełomie „prezydenta-Afroamerykanina”, sprawa religii nie będzie czymś istotnym w debacie publicznej.

W przypadku Obamy – oprócz jego rasy – religia grała dość ważną rolę już od czasów kampanii.  Z jednej strony – już wtedy oskarżano go o bycie „ukrytym muzułmaninem” i uczęszczanie do szkoły wyznaniowej podczas dzieciństwa spędzanego w Indonezji.

Tymczasem Obama w Indonezji chodził też do szkoły katolickiej, a jego matka – mająca na jego wychowanie największy wpływ – była ateistką. Dziadkowie z Hawajów – aktywnie uczestniczący w wychowaniu Obamy byli chrześcijanami, choć niezbyt gorliwymi. Ojciec – Barack Obama Senior – choć wychowany w islamie, nie był specjalnie wierzący. Już bardziej przywiązany do wiary wydawał się ojczym Obamy – Lolo Soetoro, który  - mieszkając w Dżakarcie – chodził w piątki do meczetu.
Wkrótce jednak obraz Obama-muzułmanin został zastąpiony przez kontrowersje związane z…chrześcijaństwem ówczesnego kandydata na prezydenta, a mianowicie – pastorem kościoła, do którego należał Obama. Jeremiah Wright, pastor Kościoła Świętej Trójcy, zasłynął radykalnymi opiniami wyrażanymi podczas kazań. Mówił m.in. że ataki 11 września to kara Boża dla Ameryki.
Obama – po odejściu z parafii pastora Wrighta – nie przyłączył się do nowej kongregacji. Nie wybrał na swoją nową parafię  żadnego kościoła w Waszyngtonie. Prezydent tłumaczył to tym, że obecność pierwszej pary – nie mówiąc już o agentach Secret Service – zbytnio zdezorganizowałaby przebieg nabożeństwa.

Zamiast tego – Obama dość regularnie uczestniczy w nabożeństwach w wojskowej kaplicy w Camp David.
Regularnie spotyka się z reprezentantami różnych religii, zwłaszcza  z liderami różnych chrześcijańskich denominacji.
 
Jednak sprawa z przekonaniem dużej grupy Amerykanów o tym, że Obama jest muzułmaninem, ma jeszcze drugie dno – nie dotyczące jedynie tolerancji religijnej. Otóż 60 proc. tych, których zdaniem prezydent jest wyznawcą islamu, stwierdziło, że dowiedzieli się o tym z mediów.
Konserwatywne media, a zwłaszcza – blogosfera -  publikują dość odważne sądy wymierzone w prezydenta Obamę.  Nie wahają się rzucać oskarżeń prezydenta USA o socjalizm, komunizm czy faszyzm. Dlaczego więc nie o bycie muzułmaniem?
24-godzinny cykl newsowy został wzmocniony przez internet, pozwalający nie tylko na śledzenie tego całodobowego cyklu, lecz także – uczestniczenie w nim – głównie dzięki blogom i Twitterowi. Pisane w real time komentarze do wypowiedzi niektórych radykalnych komentatorów zlewają się z ich rzeczywistymi wypowiedziami tak, że trudno odróżnić informację od opinii.
Zrzucanie winy jednak na media i blogerów jest zbytnim uproszczeniem. Warto jednak podkreślić stopień mediatyzowania amerykańskiego życia politycznego. Codzienne, mniej lub bardziej rutynowe decyzje prezydenta są dla przeciętnego odbiorcy mało istotne – choć mogą mieć bezpośredni wpływ na jego życie.  Natomiast sprawy podnoszone przez media, choć de facto oderwane od rzeczywistości amerykańskich wyborców – przynajmniej w wymiarze pragmatycznym – zyskują najczęściej szeroki rezonans społeczny.
 
Zamieszanie wokół kwestii religii Baracka Obamy najlepiej podsumował w komentarzu dla „Politico” Paul Begala: „Obama mógłby być nawet i Druidem, gdyby tylko jego rząd tworzył miejsca pracy. Tu ciągle obowiązuje hasło: gospodarka, głupcze!”.