Marek Ostrowski: Analiza ekonomiczna - odrobina teorii
Analizę z poprzedniego tygodnia podsumowaliśmy lapidarnie, acz bardzo znacząco: wszystko w górę. Aby jednak uświadomić sobie co takie sformułowanie znaczy na giełdzie, trzeba zrozumieć jakie mechanizmy rządzą wykresami. W praktyce czynniki kształtujące popyt na giełdach można podzielić na trzy części: analizę fundamentalną, analizę techniczną oraz „nastroje”, czyli psychiczne nastawienie inwestorów. Pierwsza analiza odnosi się do kondycji spółek, czy też stanu gospodarki – w zależności od tego, czy kupujemy akcje, czy np. waluty. Chodzi tutaj o szereg wskaźników makroekonomicznych często używanych w analizie PKB: stopy procentowe, inflacja etc.
Analiza druga odnosi się do wykresu. Jeżeli, dla przykładu, cena jakiegoś produktu rośnie i dochodzi np. do 100zł, po czym kilkakrotnie odbija się i spada, to mówimy, że 100 zł stanowi punkt oporu. Analogicznie, dolne odbicia nazywamy punktami wsparcia. Oczywiście są to tylko dwa wskaźniki. Ponadto wyznaczamy jeszcze korytarze trendu, średnie itp. Wszystko to jedynie w oparciu o wykres. Staramy się w ten sposób odnaleźć takie poziomy, przy których najlepiej kupować lub sprzedawać. Moim zdaniem najważniejszy jest jednak trzeci czynnik. Pamiętajmy bowiem, że to inwestorzy rządzą rynkami. Spójrzmy chociażby na wykres eur/usd. Przez ostatnie kilka tygodni bez przerwy piął się w górę. W rezultacie, kiedy teraz wszystkie wskaźniki techniczne wskazują, iż należy wyprzedawać euro i przychodzą dobre dane dla amerykańskiej gospodarki to… wszyscy dalej kupują euro. Dlaczego tak się dzieje? Inwestorzy po prostu boją się kupować dolara. Przyzwyczajeni do wzrostów euro nie chcą ryzykować tego, że sprzedadzą, po czym ceny pójdą w górę. Nikt nie chce wybić się przed szereg. Trzeba wiedzieć, że bycie nonkonformistą to najgorsza cecha gracza giełdowego. Zatem można sobie wyobrazić, że każdy inwestor posiada wewnętrzną wagę, na której szalach leżą po jednej stronie argumenty za tym, żeby sprzedać, po drugiej zaś, żeby kupić. Oczywiście argumenty te bardzo często mają niewiele wspólnego z racjonalnością, decyduje nastawienie, emocje itd. W rezultacie często zdarza się, że im wyżej wykresy poszybują w górę, tym szybciej później spadają w dół.
Dlatego, obserwując wydarzenia z ostatnich tygodni. możemy zadać sobie pytanie o to, czy wkrótce nastąpi jakaś drastyczna wyprzedaż na wszystkich zwyżkujących rynkach. Każdy wzrostowy trend przynosi ze sobą korekty – są to chwilowe spadki, wywołane często realizacją zysków. Przychodzi jednak moment, w którym korekty zamieniają się w przeciwny trend. Czy coś takiego będziemy obserwować w najbliższym czasie na warszawskim WIGu, parze eur/usd, eur/pln lub też cenach surowców? Przyjrzyjmy się wydarzeniom z tygodnia.
Akcje notowane na warszawskim parkiecie zwyżkują już od blisko dwóch miesięcy. Co więcej, zastrzyk w postaci przyznania Polsce i Ukrainie Euro 2012 spowodował, że zarówno WIG jak i WIG20 osiągnęły swoje nowe absolutne maksimum. Pierwszy z nich przekroczył poziom 60.000 punktów, drugi zaś 3.600 - w dodatku przy najwyższych obrotach w historii, które na całym rynku akcji sięgnęły 12 mld zł. w skali tygodnia. Z jednej strony znaczy to, że inwestorzy wciąż niemało zarabiają, z drugiej zaś, że narasta w nich presja oczekiwania na spadki. Podobna sytuację obserwowaliśmy rok temu i doprowadziła ona do blisko 20%. spadków. Oczywiście, jest to tylko domysł, ale zwróćmy uwagę czwartkowe wydarzenia w Chinach. Zachowania inwestorów wyraźnie pokazały, że czasem „im lepiej, tym gorzej”. Kiedy ogłoszono, że tempo wzrostu chińskiej gospodarki jest wyższe niż prognozowane, momentalnie pojawiły się obawy o swoiste „przegrzanie” gospodarki, które mogłoby doprowadzić do spadków. W wyniku tego akcjonariusze w Szanghaju zaczęli wyprzedaż i siłą rzeczy, doprowadzili do spadków o blisko 5%.
W pewnym stopniu analogicznie sytuacja wygląda na rynku Forex, gdzie wykresy EUR/USD i PLN/EUR osiągają swoje najwyższe poziomy. W piątek za jedno euro musieliśmy zapłacić aż 1,36 dolara i tylko 3,78 zł. Wskaźniki analizy technicznej stają się w tej sytuacji bezużyteczne, ponieważ trudno określić zachowanie wykresu w skrajnych sytuacjach. Co prawda, oczekując na podwyżkę stóp procentowych w najbliższym tygodniu, możemy spodziewać się dalszej aprecjacji złotego, wydaje się jednak, że wystarczy jeden istotny impuls, aby wszystko runęło w przeciwną stronę. Jak w Chinach – obawy przed spadkami, spowodują spadki.
Nieco inaczej prezentuje się rynek surowców. Przede wszystkim, z racji większej możliwości manipulacji podażą surowców, gwałtownie zmieniające się ceny nie są niczym nadzwyczajnym. W konsekwencji, wskaźniki analizy technicznej są o wiele mniej istotne, a rynki reagują raczej na sytuację gospodarczą. W dodatku, jeżeli założyć, że istnieje jakaś stała ilość wydobywanych surowców, która jest równa ich zużyciu, to cena musi rosnąć, chociażby ze względu na inflacje pieniądza.
W ciągu ostatniego tygodnia nie zaobserwowaliśmy nic nadzwyczajnego. Rosła cena ropy (patrz stacje benzynowe), a także złota, które z reguły porusza się w przeciwną stronę niż dolar. Co prawda, po wspomnianych już wydarzeniach w Chinach, miała miejsce dość znacząca korekta, jednakże szybki powrót do wartości z początku tygodnia może świadczyć o kontynuacji trendu wzrostowego.
Wiadomo, że giełdy rządzą się prawami, których nikomu nie udało się odgadnąć, a pojawiały się nawet próby analiz w oparciu o fazy księżyca i plamy na słońcu. Większość inwestorów kieruje się emocjami i w konsekwencji, czasami jest tak, że „im gorzej, tym lepiej”, a czasami odwrotnie. Dlatego obserwując wykresy WIG czy EUR/PLN rozważmy, czy nie nadchodzi właśnie to gorzej.
Na podstawie:
http://www.marketwatch.com/
http://www.waluty.com.pl/
http://www.forexfactory.com/
http://www.money.pl/
Poglądy te jak i inne treści analiz są wyłącznie wyrazem osobistych poglądów autora i nie stanowią "rekomendacji" lub "doradztwa" w rozumieniu ustawy z dnia 29 lipca 2005 o obrocie instrumentami finansowymi.