Marek Ostrowski: Chiński papier i angielscy żołnierze
Spoglądając na wykresy światowych rynków kapitałowych można by dojść do wniosku, że w minionym tygodniu zbyt wiele się nie wydarzyło. Inwestorzy raczej leniwie reagowali na napływające dane makroekonomiczne, czego obrazem są wykresy par walutowych. Największe giełdy zakończyły tydzień nieco poniżej poniedziałkowego punktu otwarcia, nie były to jednak zmiany fundamentalne. Podobnie rzecz się miała z cenami złotówki, która nieznacznie umocniła się do walut o największej sile nabywczej, czyli euro i dolara. Przyglądając się bliżej, zauważymy jednak, że pewne istotne wydarzenia ostatnich dni kryją się za rosnącymi cenami surowców i metali szlachetnych. Nie trzeba czytać gazet, aby doświadczyć podrożenia ropy czy miedzi, a te drożeją z uwagi na szereg zdarzeń o charakterze międzynarodowym. Zanim jednak o tym powiemy, rzućmy okiem na ostatnie wydarzenia makro.
Z rynków zagranicznych nie napłynęło wiele istotnych informacji - PKB w Stanach Zjednoczonych wzrósł w IV kwartale o 2,5 proc., zaś wydatki i dochody Amerykanów o 0,6 proc. - nie miało to jednak istotnego przełożenia na kondycje dolara. Jedyną gwałtowną reakcję na rynku Forex zanotowaliśmy w piątek popołudniu, kiedy nastąpił nagły spadek wartości „zielonego”, w związku z… nałożeniem ceł na papier powlekany importowany z Chin! Dość powiedzieć, że prędkość zmian, jakie były konsekwencją tej informacji przypominała co najmniej nieoczekiwaną obniżkę stóp procentowych. Dlaczego jednak chiński papier miał takie znaczenie? Oczywiście nie jest to związane z kondycją amerykańskiego rynku papierniczego, a jedynie z decyzją o nałożeniu ceł na chińskie produkty. Tym samym bowiem USA zrywa z polityką niestosowania ceł na rynku Państwa Środka. Naturalnie ma to być impuls dla poprawy rozwoju gospodarki amerykańskiej, wydaje się jednak, że skutki mogą być dokładnie odwrotne. Przede wszystkim, taki zabieg może doprowadzić do wzrostu inflacji, a tym samym stóp procentowych, co wywołałoby raczej recesję niż wzrost Obserwujemy zatem coś na kształt tzw. efektu afrykańskiego motyla [1]. Poza tymi wydarzeniami nie odnotowaliśmy za granicą istotniejszych zmian.
Sytuacja na rynku polskim może być również przykładem pewnych paradoksów, jakie obserwujemy we współczesnej ekonomii. Zasadniczo, ostatni tydzień upłynął pod znakiem obrad Rady Polityki Pieniężnej, która miała zdecydować o podwyżce stop procentowych. Ponieważ jednak uznano presję inflacyjną (przypomnijmy, że Polska stara się nie przekroczyć 2,5 proc.) za niezbyt silną jak na ten moment, stopy pozostawiono bez zmian. Reakcje na te decyzję, były w zasadzie niezauważalne, a wykres EUR/PLN praktycznie nie zareagował. Inaczej stało się dzień później, kiedy to agencja S&P zdecydowała o podwyżce ratingu dla polskiego zadłużenia z poziomu BBB+ do A-. Tym samym uznając naszą gospodarkę za bardziej atrakcyjną do inwestowania. W konsekwencji, złotówka umocniła się o ponad dwa grosze w stosunku do euro i dolara. Widać zatem, że wydarzenia makroekonomiczne nie zawsze są najistotniejszym czynnikiem kształtującym sytuację rynkową, a opinie i komentarze mogą czasem wywołać zmiany o poważnym znaczeniu.
W ostatnim tygodniu najbardziej interesująco rysowała się jednak kwestia surowcowa. Ponieważ w piątek wieczorem w Iranie zatrzymano 15 brytyjskich żołnierzy, którzy podobno nielegalnie przekraczali irańską granicę, od początku tygodnia ceny zarówno złota jak i ropy szły w górę. Jest to oczywiste ze względu na fakt, że jakikolwiek poważniejszy konflikt w tym rejonie wywoła natychmiastowy spadek podaży tych surowców, a zatem wzrost ich cen. Kiedy sytuacja zaczęła się nieco stabilizować, rosyjski wywiad podał, iż Amerykanie kończą już swoje przygotowania do inwazji na Iran, a jej termin zaplanowano na 6. kwietnia. Naturalnie wykresy ropy wystrzeliły w górę. Można w tej sytuacji zabawić się w pewną spekulację. Otóż wyobraźmy sobie, że pewien wysokiej rangi oficer rosyjskiego wywiadu ulokował sporą część swoich oszczędności na platformie oferującej możliwość obrotu kapitałem na rynkach międzynarodowych. Powiedzmy, ze inwestuje on poprzez standardową dźwignię 200:1. Mając 10 tys. dolarów kupuje w rzeczywistości za 2 mln. Robi zatem transakcję na kilka godzin przed podaniem do publicznej wiadomości informacji o rzekomych ustaleniach wywiadu, w wyniku czego kupuje ropę po 65 dolarów. Następnie czeka aż rynek zdyskontuje plotki o inwazji i sprzedaje swoje baryłki 3 dolary drożej niż kupił (taka zmiana miała miejsce w ciągu jednego dnia). W konsekwencji zarabia, po odliczeniu prowizji i swap, około 90 tys. dolarów – czyli ma stopę zwrotu w okolicach 900 proc. Oczywiście taki scenariusz jest mało prawdopodobny i pozostaje w kręgu luźnej spekulacji, warto jednak uzmysłowić sobie wartość jaką w dzisiejszych czasach ma dostęp do informacji.
Podsumowując dzisiejszą analizę warto zauważyć, że współcześnie, coraz bardziej niezwykłe wydarzenia decydują o sytuacjach rynkowych. Jest to konsekwencją rosnącego wpływu lęków, nadziei i stereotypów, jakie rządzą inwestorami. Dlatego należy pamiętać, iż do pewnego stopnia to plotki i pogłoski, a nie stopy procentowe i wskaźniki PKB, rządzą sytuacją na rynku.
Na podstawie:
http://www.waluty.com.pl/
http://www.marketwatch.com/
http://www.marketwatch.com/
http://www.marketwatch.com/
Przypisy:
[1] Jest to nazwa wzięta od pewnej teorii w meteorologii, która mówi, iż masy powietrza reagują czasami tak nieprzewidywalnie, że trzepot skrzydełek motyla w Afryce może nasilić azjatyckie monsuny.