Marta Widy-Behiesse: Katolicy i muzułmanie znaleźli wspólny język?
Cykliczne spotkania katolików z muzułmanami nie muszą przynosić wymiernych efektów, ani prowadzić do konsensusu. Takt, że się odbywają świadczy o poszanowaniu różnorodności i może być kontrargumentem dla przekonania o zbliżającym się konflikcie między cywilizacji.
W Rzymie przez trzy dni obradowali dostojnicy Kościoła Katolickiego i intelektualiści muzułmańscy. I Forum Katolicko-muzułmańskie jest efektem listu 138 podpisanego przez wiele autorytetów moralnych i religijnych świata islamu, adresowanego do przedstawicieli chrześcijaństwa na całym świecie. We wrześniu 2006 roku, po wykładzie w Ratyzbonie, w którym papież Benedykt XVI uraził wyznawców islamu, przywołując cytat wskazujący, że islam utożsamia się z przemocą, wśród muzułmanów zawrzało. Odbyło się wiele demonstracji, w krajach muzułmańskich doszło nawet do prześladowania chrześcijan. Okazało się jednak, że cywilizacja muzułmańska nie jest monolitem, a ludzie religii potrafią zaproponować dialog. W efekcie doszło do powołania organu złożonego z katolików i muzułmanów, który ma się spotykać co dwa lata, by wspólnie podkreślać to, co łączy a nie dzieli obie religie. Tegoroczne spotkanie odbywa się pod hasłem: „Miłość Boga, miłość bliźniego”.
Czy dialog między dwoma wyznaniami może być owocny? Zdaje się, że podstawą wiary są jej dogmaty, więc przekonywanie muzułmanów do koncepcji Trójcy Świętej, a katolików do poglądu, że Mahomet był „pieczęcią proroków”, a Jezus jedynie kolejnym wysłannikiem bożym raczej konsensusu nie przyniesie.
Po co więc takie spotkania? Wbrew popularnemu ostatnio przeświadczeniu chrześcijaństwo i islam mają ze sobą wiele wspólnego. Pomijając kwestie doktrynalne obu religii, stają one w obliczu globalizacji oraz zmian w kodeksie moralnym i etycznym społeczeństw, w których religia schodzi na dalszy plan. Idealistyczne byłoby jednak myślenie, że uczestnicy Forum zjednoczą wysiłki, by wspólnie utrwalać czy też przywracać kodeks etyczno-moralny albo chociaż pozycję religii na liście priorytetów dzisiejszych społeczeństw czy też opracują wspólną strategię zmian i reform, jakim musi poddać się religia, by dostosować się do rzeczywistości.
Zdaje się więc, że oprócz symbolicznego gestu, za jaki poczytać można wolę dialogu wymiernych efektów rzymskie Forum nie przyniesie. Nawet ten aspekt spotkania nie do końca napawa optymizmem, gdyż zachodnia islamofobia i muzułmańska niechęć pomieszana z fascynacją Zachodem są zagadnieniami dużo bardziej złożonymi i wymagającymi „pracy u podstaw”, nie zaś spotkań na szczycie, w dodatku raz na dwa lata. Nie wspominając nawet o tym, że wiadomość o nim, nie dotrze do szerokiego grona odbiorców na całym świecie, szczególnie, że uwaga wszystkich zwrócona jest ku Stanom Zjednoczonym i tamtejszym wyborom prezydenckim.
Dodatkowym elementem przekonującym do sceptycyzmu jest fakt, że w islamie nie ma odpowiednika hierarchii kościelnej ani żadnej innej struktury, która miałaby prawo podejmować decyzje czy chociaż wypowiadać się w imieniu wszystkich wiernych. 24- osobowa delegacja nie ma zatem żadnego statusu, oficjalnie, każdy z muzułmańskich uczestników Forum reprezentuje samego siebie, ewentualnie jakiś pogląd czy organizację i tylko na tym szczeblu może gwarantować wprowadzanie w życie postanowień.
Najlepszym przykładem jest Tariq Ramadan, uczestnik delegacji muzułmańskiej, który jako badacz islamu, ale i zaangażowany wierny propaguje pełne uczestnictwo muzułmanów mieszkających na Zachodzie w życie społeczne, podkreślając, że nakazy islamu i obywatelskość się uzupełniają. Ten intelektualista muzułmański budzi wiele kontrowersji wśród muzułmanów zachodnich, których stara się reprezentować, a w świecie muzułmańskim jest postacią w zasadzie nieznaną.
Cóż, idea Forum, chociaż piękna, chyba nie przyniesie konkretnych efektów, ale lepszy pseudo dialog religii niż otwarta wojna, jaką proponują światu fundamentaliści z obu stron.
Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża jedynie prywatne poglądy autora.