Michał Jarocki: Czy szczyt rozwiąże górę problemów?
Dobiega końca szczyt G-8 we włoskim L’Aquila. Tegoroczne spotkanie przebiegało pod znakiem ogromnych nadziei, jakie wiąże z nim świat. Nadziei związanych z siła, jaką dysponują uczestnicy szczytu, gdy działają wspólnie.
Tysiące umundurowanych włoskich mężczyzn, nadzwyczajne środki bezpieczeństwa, miasto zamienione w twierdzę i wielkie wyczekiwanie na głównych bohaterów mającego się odbyć wydarzenia. Czy to napięcie przed walką gladiatorów? Nie, oto właśnie miał się zacząć kolejny szczyt najbogatszych państw świata. Liderzy debatowali we włoskim mieście L’Aquila nad aktualnymi problemami trapiącymi społeczność międzynarodową, a lud wyczekiwał i wsłuchiwał się w ich słowa i decyzje.
Szczyt G8, który odbywa raz do roku jest pomyślany jako miejsce rozmów i debat nad problemami trapiącymi społeczeństwa na całym świecie. Stanowi zarazem pole do konfrontacji stanowisk tych ośmiu najpotężniejszych gospodarczo państw na świecie (ktoś może zadać pytanie „gdzie w takim razie są Chiny?”). Kraje wchodzące w skład „ósemki” są w posiadaniu ponad połowy dóbr produkowanych na świecie. Stąd też wynika duża waga, jaka jest przykładana do tych spotkań, a także nadzieje z nimi związane. Nadzieje, iż przywódcy Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Niemiec, Francji, Włoch, Japonii, Kanady oraz Rosji przemówią jednym głosem i wspólnie podejmą decyzję, która pomoże rozwiązać problemy, których w pojedynkę nawet oni nie są w stanie pokonać.
Założeniem tegorocznego szczytu, które zgodnie z harmonogramem tym razem odbywa się we Włoszech, jest omówienie problemów związanych z ogólnoświatowym kryzysem ekonomicznym, który już dawno został ogłoszonym największym kryzysem od czasu zapaści finansowej lat trzydziestych minionego wieku. Jest więc nad czym dyskutować. Trwający już prawie rok kryzys odbił się negatywnie na gospodarkach i społeczeństwach zdecydowanej większości państw świata. Nie ominął, a nawet więcej – swój początek miał i najgłośniejszy przebieg ma w państwach, których liderzy spotkali się w tym tygodniu we Włoszech.
Każde z ośmiu państw szczytu wypracowało i wcieliło w życie własne sposoby radzenia sobie z zapaścią swoich gospodarek. Jedne, wzorem dawnych przywódców, postanowiły wpompować ogromne sumy pieniędzy w rynek, tak aby pobudzony, sam zaczął się znowu napędzać i wychodzić z ekonomicznego dołka. Inne z kolei szukały remedium na finansową bolączkę w drastycznych oszczędnościach. Sposobów wyjścia z kryzysu jest tak wiele, jak państw biorących udział w szczycie. Każdy z ośmiu liderów ma własne pomysły na pobudzenie swoich gospodarek, podczas szczytu muszą przemówić jednym głosem i wspólnie ustalić plan działania.
A czekają na to wszyscy. Rynki finansowe, giełdy papierów wartościowych, pracodawcy i pracownicy, a wreszcie – zwykli ludzie, którzy są najbardziej narażeni na negatywne skutki zastopowania światowej gospodarki.
Jednakże szczyt G8 jest miejscem, gdzie swój udział w dyskusji mogą zabrać przedstawiciele również i innych państw. Dopuszczeni do głosu są przywódcy takich wschodzących potęg, jak prezydenci i premierzy Brazylii, Chin, Egiptu, Indii, Meksyku czy Republiki Południowej Afryki. Bowiem tematem rozmów „włoskiego” szczytu nie są jedynie problemy (i sposoby ich rozwiązania) związane z ekonomiczną zapaścią. Wśród omawianych problemów znajdują się również tematy związane ze zmianami klimatu, międzynarodowym handlem, a także sytuacją najuboższych państw świata. Swoje „pięć minut” mają również liderzy państw afrykańskich. Warto tu wspomnieć o tym, iż kraje tego najbiedniejszego kontynentu na świecie w chwili obecnej cierpią najbardziej. W momencie, gdy wreszcie udało im się przezwyciężyć marazm trapiący ich gospodarki od czasu uzyskania niepodległości oraz przyciągnąć zagranicznych inwestorów, w momencie, gdy widać już było to małe światełko w tunelu, kryzys zrujnował wszystko to, co udało się do tej pory wypracować. Zagraniczni inwestorzy wycofali swój kapitał, w wraz z nimi minęła nadzieja na to, iż Afryka zacznie w końcu doganiać resztę świata. Przynajmniej na razie.
Kwestią, która budzi spore zainteresowanie społeczeństw świata jest klimat. A mianowicie próba wypracowania wspólnego stanowiska członków szczytu odnośnie obowiązku walki ze zmianami środowiskowymi, które są powodem wielu tragicznych w skutkach anomalii pogodowych, mających swe odbicie także i w gospodarkach państw, gdzie te anomalie mają miejsce. Jest to więc odpowiednie miejsce do przedyskutowania obecnego stanu środowiska.
I na tym polu można stwierdzić, iż został odniesiony pewien sukces. Otóż przywódcy państw biorących udział w szczycie zgodzili się co do tego, iż zmiany klimatyczne są zagrożeniem na miarę XXI wieku i że zagrożenia te pozostawione samym sobie, będą skutkowały jeszcze większymi katastrofami niż to, co do tej pory świat mógł doświadczyć. Pod przywództwem prezydenta Stanów Zjednoczonych, Bracka Obamy, liderzy najbogatszych państw świata oznajmili, iż przyjmują plan ograniczenia emisji gazów cieplarnianych aż o 80% do roku 2050. Ma to na celu niedopuszczenie do znacznego podniesienie się temperatury na świecie, a także zmniejszenie negatywnych skutków rozwoju gospodarczego świata. Warto tu zaznaczyć, iż to właśnie członkowie opisywanego szczytu nalezą do grupy największych trucicieli środowiska na świecie. Brak jakiejkolwiek wspólnej deklaracji i planu ratowania środowiska naturalnego na świecie byłby w tym przypadku negatywnie odbierany przez wiele grup, które zajmują się propagowaniem bardziej ekologicznego podejścia do gospodarki, a także, co najważniejsze, z negatywnym odbiorem wyborców.
To światłe zobowiązanie zostało jednak skrytykowane przez Sekretarza Generalnego ONZ, Ban Ki Muna, który stwierdził, iż brak średnioterminowych planów walki ze zmianami klimatycznymi na świecie może znacznie utrudnić walkę z ociepleniem się klimatu. Takie średnioterminowe cele mogą być również pomocne w realizacji założeń dotyczących 2050 roku, będąc swego rodzaju miernikiem postępów w realizacji tego planu. Niemniej jednak wartym uznania za sukces jest fakt, iż w ogóle doszło do uzyskania swego rodzaju konsensusu i podjęcia wspólnych wysiłków w celu ratowania środowiska na Ziemi.
Tegoroczny szczyt przejdzie do historii z co najmniej kilku powodów. Pierwszym z nich i jednocześnie najważniejszych jest fakt, iż nigdy dotąd przywódcy najpotężniejszych gospodarczo państw świata (ktoś może tutaj znowu zapytać o Chiny) debatują nad sposobami wyjścia z kryzysu ekonomicznego, jakiego świat nie doświadczył już od blisko osiemdziesięciu lat. Innym powodem, dla którego ten szczyt można nazwać historycznym, jest miejsce jego przebiegu. Najważniejsi światowi przywódcy obradują w miejscu, które jeszcze do niedawna doświadczyło ogromnych zniszczeń i cierpień w wyniku trzęsienia ziemi, jakiego już dawno nie było w tej części świata. Premier Włoch, Silvio Berlusconi, zdecydował się na przeniesienie miejsca organizacji szczytu z wyspy La Maddalena niedaleko Sardynii, aby goszcząc światowych przywódców w mieście L’Aquila, dać wyraz solidarności z ofiarami kwietniowej katastrofy. Wreszcie, trzecim powodem historyczności tegorocznego szczytu są ogromne nadzieje społeczności międzynarodowej, czy to kręgów światowej finansjery, czy zwykłych ludzi. Nadzieje związane z poprawą ich obecnego stanu, nadzieje związane z siła, jaką dysponują uczestnicy szczytu, gdy działają wspólnie, nadzieje na to, że grupa ludzi, którzy są zaliczani do najważniejszych na świecie, jest w stanie wypracować i wcielić w życie jakiś skuteczny sposób rozwiązania problemów obecnie trapiących społeczność międzynarodową. W końcu, czy nie do takich właśnie zadań zostali wybrani?