Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Polityka Mikołaj Haich: Syryjska opozycja - ewolucja w rewolucji

Mikołaj Haich: Syryjska opozycja - ewolucja w rewolucji


09 styczeń 2014
A A A

Ugrupowania działające w Syrii pokazują podstawową trudność złożonych i wielowymiarowych konfliktów na Bliskim Wschodzie - klasyczny czarno biały podział na naszych i ich zaciera się, a walczące strony rzadko są wymarzonym partnerem do współpracy dla krajów Zachodu.

Gdy w latach 30 XX wieku w Nikaragui partyzantka Augusto Calderon Sandino walczyła z dominacją Stanów Zjednoczonych w regionie, USA przeprowadziło zamach stanu, umieszczając u władzy autorytarnie nastawionego Anastasio Somozę Garcia. Nowy lider nie różnił się od poprzedniego w zapędach dyktatorskich, ale, jak podobno zauważył prezydent Roosevelt, "może i jest sukinsynem, ale jest naszym sukinsynem."

Przed wybuchem wojny domowej w Syrii, ponad 3 lata i 120,000 istnień ludzkich temu, Baszar al-Asad tolerowany był jako mało demokratyczny, ale stabilny i przewidywalny władca trudnego kraju w trudnym regionie. Zachodnia prasa zachwycała się europejskością jego manier i otwartością jego żony.

W momencie wybuchu konfliktu, surowo zwalczanego przez siły rządowe, Zachód mało entuzjastycznie, ale wsparł opozycję, której mieszankę próbował zorganizować w przyjaznej dla siebie postaci - stąd nacisk na powstanie nadrzędnej organizacji, przyjmującej pomoc Zachodu i koordynującej walkę z dyktatorem.

Szukanie godnego kandydata

W 2011 roku trwało scalanie i cementowanie współpracy między różnymi partiami opozycyjnymi w Syrii. Ponieważ odróżniało ich zabarwienie ideologiczne, etniczne, oraz obszar działania (kilka z nich, ze względu na represje w kraju ze strony familii Asadów, działało praktycznie wyłącznie na emigracji), podjęto próby zinstytucjonalizowania sił opozycyjnych. W połowie 2011 roku powstała Narodowa Rada Syryjska (NRS), zrzeszająca wiele, ale nie wszystkie liczące się ugrupowania. Spory wewnętrzne doprowadziły do rezygnacji przewodniczącego Burhana Ghajluna w połowie 2012 roku. Nie polepszyło to jednak sytuacji, bowiem następny przewodniczący był Kurdem, co szykowało kolejny konflikt – bowiem tureccy Kurdowie zjednoczeni pod szyldem Partii Pracujących Kurdystanu nie dość, że od dziesięcioleci walczą z rządem tureckim o szerszą autonomię, to jeszcze w wojnie syryjskiej stoją po stronie Baszara al-Asada – a to właśnie Ankara wspierała od początku zawiązanie NRS.

Szukanie idealnego partnera trwało dalej. Po spotkaniu na konferencji w Ad-Dausze w listopadzie 2012 roku, doszło do przeistoczenia organizacji, i powstania Syryjskiej Koalicji Narodowej na rzecz Opozycji i Sił Rewolucyjnych. Siedziba organizacji została przeniesiona do pozornie bezpieczniejszego politycznie Kairu. Organizacja wydłużyła nie tylko nazwę, ale i liczbę ugrupowań syryjskich, które z nią sympatyzowały. Zachód nie wahał się więc wesprzeć tego kroku.

Zawiązana również w połowie 2011 roku i powiązana z powyżej wymienionymi podmiotami, Wolna Armia Syryjska (Free Syrian Army, FSA) przyjęła z kolei rolę walki zbrojnej, choć od początku nie zachwycała. Znane były przypadki nadmiernego okrucieństwa jej członków, którzy w traktowaniu przeciwnika nie byli lepsi od żołnierzy Asada. Jej paliwo szybko się też wyczerpało. Niemrawe wsparcie z zachodu i niewielkie dostawy broni spowodowały odpływ poparcia w kraju i przechodzenie rebeliantów do innych ugrupowań, w dużej części islamistycznych. Jednym z bardziej umiarkowanych stał się powstały w październiku 2013 roku Front Islamski, który mimo zabarwienia religijnego daleki był od fundamentalizmu.

Zachód dość negatywnie reaguje na partie i organizacje, które wśród podstawowej ideologii wymieniają przywiązanie do Islamu. Nieufność względem Frontu Islamskiego nie jest wyjątkiem, bowiem Zachód większe nadzieje dalej chciał pokładać w organizacji świeckiej. Wobec przewagi logistycznej, liczebnej i organizacyjnej, Front Islamski zaczyna być jednak traktowany jako poważny partner rozmów i możliwy przyszły "przyjaciel" Zachodu.

Mimo luzowania standardów względem przyszłej zwycięskiej koalicji, głównym wrogiem pozostały radykalne ugrupowania islamistyczne, z Dżabat al-Nusra, powiązaną z al-Kaidą organizacją na czele. Wśród zachodnich dyplomatów zaczęła pojawiać się obawa, nigdy oczywiście nie uzewnętrzniona w mediach, że ich zwycięstwo może być jeszcze gorsze niż utrzymanie u władzy dyktatora Asada.

Złe jest wrogiem gorszego?

Pojawienie się na scenie Islamskiego Państwa w Iraku i Lewancie (ISIL) przewartościowuje podejście zachodu na nowo. Nie dość, że ugrupowanie jest jeszcze ściślej związane z al-Kaidą, a walczące w jej szeregach bojówki poza nadzwyczajnym okrucieństwem wyróżniają się pochodzeniem z Iraku i innych krajów muzułmańskich, to jeszcze ich działania prowadzone są przeciwko dotychczasowym grupom opozycyjnym, czego głównym beneficjentem jest syryjski rząd.

Lider ISIL, Abu Abdullah al-Bagdadi, chciałby zjednoczyć wszystkich sunnitów pod jedną banderą, przekraczając granice państwowe. Stąd do międzynarodowego dżihadu już niedaleko, co oznacza, że rywalizację o miano najgorszego scenariusza dla wojny domowej w Syrii ISIL chwilowo wygrywa w cuglach.

Zachodni dyplomaci mają trudny orzech do zgryzienia. Dominacja na arenie walk organizacji, z którymi zachód dogadywać się nie chce lub nie może niweluje wpływ na bieg wydarzeń. W obliczu postaw antyamerykańskich i antyimperialistycznych wśród miejscowej ludności, zgoda na przyjazd na rozmowy do Genewy byłaby samobójstwem dla dowolnego ugrupowania walczącego w tej wojnie.

Szukanie Somozy w stogu siana

Wskazanie, który z liderów jest Somozą, człowiekiem, któremu można "zaufać" mimo świadomości jego dyktatorskich i rewolucyjnych poglądów, to zadanie graniczące z cudem, zważywszy że sami Syryczycy nie nadążają już za zmianami w sojuszach. Wynik wojny jest bardziej nieprzewidywalny, a Zachód bardziej bezradny niż kiedykolwiek.

Jedno wydaje się pewne - wspieranie na upór świeckich bojówek, którym brakuje poparcia w terenie i uzbrojenia, było taktyką pozbawioną świadomości realiów. Czas na nową strategię, w której mniej będzie genewskich rozmów na szczycie, a więcej praktycznego działania i odbudowy zaufania pośród cierpiących obywateli państwa Syryjskiego. Może trudno to sobie teraz wyobrazić, ale ISIL też może zostać kiedyś zastąpiony przez jeszcze mniej akceptowalnego gracza. Jak pokazał Afganistan w latach 80. długotrwała wojna potrafi wykreować najsilniejsze i najtrwalsze radykalizmy, których rozbrojenie może zająć kilka następnych dziesięcioleci.