Niemcy: Czy Rosja wpłynie na wybory do Bundestagu?
Jesienią 2017 roku w Niemczech odbędą się wybory do Bundestagu, podczas których ważyć się będą losy kanclerstwa Angeli Merkel. Alternatywą dla jej czwartej kadencji jest centrolewicowa koalicja, o wiele bardziej przychylna Moskwie niż obecna pod kierownictwem liderki chadecji. W Niemczech rosną obawy, że Rosja przy pomocy cyberataków, dezinformacji i propagandy będzie próbowała wpłynąć na wyniki wyborów. Jeśli tak, to po to, żeby odsunąć Merkel od władzy.
W ostatnich tygodniach niemieckie agencje wywiadu i kontrwywiadu ostrzegły przed próbami wpłynięcia przez Rosję na wynik przyszłorocznych wyborów parlamentarnych w Niemczech. Bruno Kahl, szef Federalnej Służby Wywiadowczej (BND), wskazał zwłaszcza na ryzyko cyberataków, których celem miałaby być kradzież wrażliwych danych oraz prawdopodobieństwo kampanii dezinformacyjnych przed wyborami do Bundestagu. Szefujący Urzędowi ds. Ochrony Konstytucji (niemieckiemu kontrwywiadowi) Hans-Georg Maaßen dodał, że od wybuchu kryzysu na Ukrainie jego służba odnotowała ogromny wzrost akcji propagandowych i dezinformacyjnych przy użyciu ogromnych nakładów finansowych z Rosji. Podkreślił też, że próby wpływania przez Rosję na wybory do Bundestagu w przyszłym roku są coraz bardziej widoczne.
Nie tylko niemieckie służby dostrzegają takie zagrożenie ze strony Rosji. Na początku listopada, czyli na krótko przed wyborami prezydenckimi w USA, szef brytyjskiego wywiadu MI5 Andrew Parker mówił, że Rosja „przy użyciu wszystkich sił i pełni organów państwowych w coraz bardziej agresywny sposób próbuje forsować swoje zewnętrzne interesy”. O próbę wpłynięcia na wynik wyborów w USA na korzyść Donalda Trumpa oskarżyła Rosję amerykańska Centralna Agencja Wywiadowcza (CIA), wskazując na kradzież maili Partii Demokratycznej dotyczących Hilary Clinton i ujawnienie ich tuż przed wyborami na platformie WikiLeaks, co osłabiło kandydatkę Demokratów w decydującej fazie kampanii. Wybory minimalnie wygrał ostatecznie Donald Trump.
Cyberataki
Podobny scenariusz mógł mieć już miejsce w Niemczech. Wiosną 2015 roku dokonano cyberataku na Bundestag, o którego przeprowadzenie niemieckie służby oskarżyły powiązaną z Kremlem rosyjską grupę hakerską Sofacy. Wiele poszlak wskazuje na to, że opublikowane na stronie WikiLeaks blisko 2400 tajnych akt komisji śledczej badającej tzw. „aferę NSA”, dotyczącą szpiegowania przez Amerykanów przy pomocy BND m.in. polityków i urzędów sojuszniczych państw europejskich, pochodzą właśnie z tamtego ataku.
W Niemczech rośnie obawa, że próby przeprowadzania cyberataków w celu kradzieży danych, korespondencji urzędniczej lub prywatnej posłów, członków rządu czy przedstawicieli instytucji publicznych, będą się w najbliższym czasie powtarzać. Zdobyte w ten sposób materiały mogą być następnie wybiórczo publikowane w Internecie, aby wykrzywić postrzeganie rzeczywistości i wywołać u możliwie szerokiej grupy odbiorców pożądaną reakcję. Najczęściej chodzi zaś o dyskredytację konkretnych polityków czy partii. W maju tego roku celem cyberataku była np. partia Angeli Merkel, CDU, a w sierpniu – ponownie posłowie różnych frakcji Bundestagu. Również w przypadku tych prób ślady prowadzą do Rosji.
Propaganda i dezinformacja
Ujawnianie zdobytych za pośrednictwem cyberataków informacji to tylko jeden z potencjalnych sposobów wpływania przez Rosję na niemiecką opinię publiczną. Innym narzędziem jest medialna propaganda i związana z nią dezinformacja za pomocą niemieckojęzycznych środków masowego przekazu. W tym przypadku na plan pierwszy wysuwają się agencja informacyjna Sputnik oraz telewizja RT (wcześniej Russia Today) Deutsch. Obie pojawiły się w niemieckiej wersji językowej jesienią 2014 roku, czyli ponad pół roku po aneksji Krymu i wybuchu wspieranej przez Rosję rebelii we wschodniej Ukrainie. W obu przypadkach chodzi o media dotowane bezpośrednio z rosyjskiego budżetu państwa i kontrolowane przez Kreml.
Telewizja RT (wcześniej Russia Today) jest dostępna w języjach rosyjskim, angielskim, arabskim, hiszpańskim, niemieckim i francuskim. Zdjęcie: Wikimedia Commons/Kremlin.ru
Rosyjskie kanały w Niemczech reklamują się jako pokazujące to, czego mainstreamowe media nie chcą pokazać, jako brakujący element krajobrazu medialnego („Der fehlende Part” – niem. „Brakująca część” – to zresztą nazwa flagowego programu telewizji RT Deutsch). W ten sposób tłumaczy się odbiorcom skrajnie wybiórczy i odmienny w stosunku do pozostałych ogólnodostępnych mediów przekaz. Dominują zaś treści antyamerykańskie i antynatowskie, a od pewnego czasu także antyunijne. Próżno szukać natomiast jakiejkolwiek krytyki pod adresem Kremla. Od czasu zaostrzenia kryzysu migracyjnego coraz częściej pojawiać zaczęły się treści antyimigranckie i antyislamskie, a codziennej krytyce poddawana była polityka rządu Angeli Merkel wobec uchodźców.
Instrumentalizacja kryzysu migracyjnego
Kryzys migracyjny nieprzypadkowo został w tym kontekście wybrany jako temat, na którym można zbić kapitał polityczny. Polityka rządu Angeli Merkel wobec uchodźców uchodzi w Niemczech za bardzo kontrowersyjną i kosztowała ją (i jej ugrupowanie) wyraźny spadek poparcia. Niemiecka opinia publiczna uległa przez ostatni rok wyraźnej polaryzacji, dzieląc się na przeciwników i zwolenników polityki „otwartych drzwi”, a szerzej – imigracji i społeczeństwa wielokulturowego. Rosyjskie media w Niemczech dostosowały przekaz do tej pierwszej grupy, dostarczając jej przedstawicielom informacji potwierdzających lub wręcz potęgujących ich obawy i przekonania. Niemcy przedstawiano jako kraj pogrążony w chaosie w wyniku działań rządu, wstrząśnięty i zagrożony przez uchodźców, a zwłaszcza przez islam. Notorycznie posuwano się przy tym do publikowania półprawd i niesprawdzonych informacji, powołując się przy tym na niszowych komentatorów o skrajnych poglądach, występujących w programach w roli wiarygodnych ekspertów. Celem tych zabiegów jest wykrzywienie obrazu rzeczywistości na własne potrzeby.
Sprawa Lisy
Koronnym przykładem przeprowadzonej przez rosyjskie media w Niemczech akcji dezinformacyjnej jest historia Lisy, pochodzącej z Rosji trzynastoletniej dziewczynki z Berlina, która miała zostać porwana i zgwałcona przez trzech mężczyzn południowego pochodzenia. Policja miała pozostać wobec całej sytuacji bezczynna ze względu na polityczną poprawność. Plotkę tę szybko rozpowszechniły rosyjskie media. Trafiła ona nawet do głównego wydania pierwszego kanału rosyjskiej telewizji. Informacji na temat „naszej Lisy” od niemieckich służb zażądał sam minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow, obawiając się zamiatania sprawy pod dywan (wszystko działo się wkrótce po wyjściu na jaw przypadków molestowania kobiet przez imigrantów podczas zabawy sylwestrowej w Kolonii, o których poinformowano dopiero parę dni po zajściach). Historia wywołała burzę w liczącym blisko trzy miliony osób środowisku pochodzących z Rosji Niemców. W wielu miastach odbyły się antyrządowe protesty, które zgromadziły nawet kilka tysięcy osób. Ostatecznie okazało się, że dziewczynka uciekła z domu z powodu problemów w szkole, przenocowała u znajomych, a historię zmyśliła.
„Sprawa Lisy” pokazała, jak łatwo można zinstrumentalizować emocje określonej grupy społecznej na własne potrzeby i stała się przyczynkiem do ożywionej debaty na temat wpływu rosyjskich mediów w Niemczech i zagrożeń z niego wynikających dla niemieckiej opinii publicznej. Rząd zlecił wówczas zbadanie zagadnienia niemieckim służbom. Raport ma być znany na początku przyszłego roku. Od jego wyników uzależnione mają być ewentualne środki zapobiegawcze.
Wspieranie wybranych ugrupowań
Działania rosyjskich mediów nie ograniczają się przy tym do podgrzewania nastrojów społecznych i wzmagania polaryzacji opinii publicznej wokół kwestii uchodźców. Istotną częścią ich działalności jest promowanie tych ugrupowań i środowisk (zarówno prawicowych, jak i lewicowych), które podzielają generalnie promowany przez rosyjskie media punkt widzenia, tj. są krytyczne wobec Unii Europejskiej, NATO i wobec współpracy ze Stanami Zjednoczonymi, a opowiadają się za zbliżeniem z Rosją. Na niemieckiej scenie politycznej do tych partii należą zwłaszcza prawicowa Alternatywa dla Niemiec (AfD) oraz zasiadająca w Bundestagu Lewica. U rosyjskich nadawców ich przedstawiciele znajdują platformę medialną do promowania swoich poglądów bez obaw o krytyczną dociekliwość dziennikarzy.
Innym zauważalnym elementem przekazu rosyjskich nadawców w Niemczech jest krytyka tamtejszych mediów jako stronniczych, kłamliwych i ukrywających przed społeczeństwem fakty niewygodne dla rządzących polityków. Politolog Stefan Meister z renomowanego Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej (DGAP), który zajmuje się Rosją, tłumaczy, że zadaniem rosyjskich nadawców jest „zaatakowanie i zakwestionowanie pluralistycznego systemu medialnego i wzbudzenie przekonania, że wszystkie media kłamią”. W tym celu specjalnie wybierane są tematy, które podkopują zaufanie nie tylko do samych mediów, ale także do zachodniego systemu demokratycznego jako takiego.
Spotkanie Angeli Merkel i Władimira Putina w Moskwie w maju 2015 roku. Zdjęcie: Wikimedia Commons/Press Service of the President of Russia
Merkel i CDU niewygodne dla Rosji
Ostatecznym celem rosyjskich mediów niekoniecznie jest zatem przekonanie Niemców do rosyjskiego punktu widzenia, lecz raczej wzbudzenie nieufności do niemieckich elit politycznych i do mediów mainstreamowych. W demokratycznym systemie utrata zaufania przez elektorat może przecież skutkować utratą władzy. Tego właśnie obawia się znaczna część niemieckich polityków, zwłaszcza rządzącej chadecji. „Rosja ma interes w tym, aby podzielić i zdezorientować nasze społeczeństwo” – mówił szef komisji spraw wewnętrznych Bundestagu Ansgar Heveling (CDU).
Szczególnie w zbliżonych do niemieckiej chadecji środowiskach wskazuje się, że rosyjskie władze mogą próbować tak wpłynąć na wynik wyborów parlamentarnych w Niemczech, aby uniemożliwić ponowny wybór Angeli Merkel (CDU) na kanclerza. Przemawia za tym zwłaszcza konsekwentna postawa szefowej niemieckiego rządu w sprawie wymierzonych w Rosję sankcji za jej politykę wobec Ukrainy. Merkel uzależnia ich zniesienie od wypełnienia przez Kreml postanowień porozumienia mińskiego z lutego 2015 roku ws. deeskalacji konfliktu we wschodniej Ukrainie oraz dba o zachowanie kruchej jednomyślności UE w tej sprawie. Bez stanowczego stanowiska Berlina i Paryża nie byłaby ona możliwa. Ostatnio zaś szefowa CDU nie wykluczała nawet ewentualnych sankcji wobec Rosji za jej interwencję zbrojną w Syrii.
Frakcja CDU w Bundestagu jednoznacznie zajęła stanowisko w sprawie działań Rosji na Ukrainie i przyszłości polityki wobec Moskwy. „Działania militarne Rosji na Ukrainie są nie do zaakceptowania. Nie akceptujemy niezgodnej z prawem międzynarodowym aneksji Krymu” – można przeczytać w oświadczeniu prasowym. „Frakcja CDU/CSU opowiada się za partnerską współpracą z Rosją. Dlatego chcemy w miarę możliwości poprawić nasze stosunki bilateralne. To może się jednak udać tylko wtedy, kiedy także rosyjskie przywództwo będzie tego chciało i będzie gotowe odbudować utracone zaufanie” – czytamy dalej – „Kluczowym warunkiem powrotu do opartej na zaufaniu relacji z Rosją jest zakończenie agresji przeciw Ukrainie”.
„Wymarzona koalicja Putina”
„Utrącenie Merkel byłoby dla Putina sukcesem” – zauważył jeden z czołowych polityków CDU Michael Grosse-Brömer – „Koalicja czerwono-czerwono-zielona” (SPD – Lewica – Zieloni) byłaby dla niego z pewnością wymarzoną opcją” – dorzucił. Zarówno SPD, jak i Lewica od dawna opowiadają się za normalizacją stosunków z Rosją. Potencjalny kanclerz na czele złożonego z przedstawicieli tych partii rządu, Sigmar Gabriel (SPD), wielokrotnie opowiadał się za stopniowym znoszeniem unijnych sankcji wobec Rosji oraz uchodzi za politycznego patrona kontrowersyjnego wśród polityków chadecji projektu rozbudowy gazociągu Nord Stream. Podczas wrześniowej wizyty polityka SPD w Moskwie prezydent Rosji zaliczył go do grona „przyjaciół Rosji w Niemczech”.
Warto zauważyć, że wspomniany czerwono-czerwono-zielony sojusz pod przywództwem SPD jest jedyną możliwą koalicją bez udziału CDU i co za tym idzie – bez Angeli Merkel w roli kanclerza. Obecne sondaże nie dają wprawdzie tej centrolewicowej koalicji większości, ale strata jest niewielka, a do wrześniowych wyborów pozostało jeszcze wystarczająco dużo czasu, by nastroje i preferencje wyborców mogły się zmienić. Hilary Clinton przed wyborami także długo prowadziła wysoko w sondażach. Czy w Niemczech za sprawą Rosji powtórzy się „amerykański scenariusz”?
Michał Kędzierski
Tekst ukazał się pierwotnie na stronie Centrum Inicjatyw Międzynarodowych.