Nowy rząd Izraela zaprzysiężony po burzliwej debacie
Wczoraj wieczorem (czwartek) zaprzysiężono nowy rząd Benjamina Netanjahu. Powołanie nowego rządu Izraela udało się mimo wcześniejszy sporów, bowiem konflikt dotyczył obsadzenia stanowisk ministerialnych.
Dziennik „Haarec” zwraca uwagę, że największym zaskoczeniem jest brak nominacji ministerialnej dla byłego już szefa resortu spraw wewnętrznych i człowieka numer dwa w Likudzie - Gilada Erdana. Zresztą był on też nieobecny podczas zaprzysiężenia nowego rządu. Izraelskie media informowały wcześniej tego dnia, że biuro premiera Netanjahu poprosiło o odroczenie prezentacji rządu w parlamencie i zaprzysiężenia ze względu na ciągnące się negocjacje wewnątrz partii Likud, na której czele stoi sam szef gabinetu.
Netanjahu wygłosił krótkie przemówienie w parlamencie wyszczególniające cele rządu, w tym wysiłki na rzecz pokoju z Palestyńczykami. Jednak wobec składu koalicji, zdominowanej przez przeciwników ustępstw na rzecz Palestyńczyków, słowa premiera wywołały drwiny i kłopotliwe pytania ze strony arabskich deputowanych. Ostatecznie trzech deputowanych wyprowadzono z sali, a inni opuścili ją w proteście.
6 maja Netanjahu tuż przed upływem ostatecznego terminu zdołał porozumieć się w sprawie koalicji złożonej z partii prawicowych i ortodoksyjnie religijnych, umożliwiającej powołanie nowego rządu po wyborach z 17 marca. Zapewnił sobie minimalną większość - 61 mandatów w 120-miejscowym Knesecie.
Wątła większość
Niewielka i do tego wątła przewaga w parlamencie z pewnością spowoduje, że Netanjahu stanie się zakładnikiem żądań nawet najmniejszych ugrupowań koalicyjnych. To z kolei oznacza kontynuację tradycji niestabilnej sytuacji na izraelskiej scenie politycznej. „Bibi” Netanjahu zapowiadał, że "pozostawia otwarte drzwi" dla innych ugrupowań chcących poszerzyć koalicję.
W nowym rządzie, poza kierowaniem jego pracami, Netanjahu będzie pełnił także obowiązki ministra spraw zagranicznych i łączności. Natomiast nowym ministrem spraw wewnętrznych ma zostać Silwan Szalom - były szef resortu infrastruktury narodowej. Swe stanowisko zachowa natomiast poprzedni minister obrony - Mosze Ja'alon.
Ajelet Szaked wzbudziła emocje
Zanim Netanjahu oficjalnie ogłosił, że 39-letnia Ajelet Szaked będzie szefową ministerstwa sprawiedliwości, stała się przedmiotem ataków mających charakter seksistowski. Posłanka nacjonalistycznej i religijnej partii Żydowski Dom, wzbudza bardzo negatywne emocje wśród arabskich obywateli Izraela oraz lewicowych partii. Przeciwnicy zarzucają, że uważa, iż „dobry Palestyńczyk to martwy Palestyńczyk”.
Opinia centrolewicowego polityka i prawnika, byłego ministra infrastruktury Josefa Parickiego zebrała najwięcej komentarzy na portalu społecznościowym, gdzie napisał: „Po raz pierwszy ministrem sprawiedliwości jest ktoś, kto może występować w sesjach zdjęciowych do kalendarzy, które wiesza się w warsztatach samochodowych". Natomiast w telewizji żartował, że jako prawnik cieszy się, że mógł coś pozytywnego dostrzec w kandydatce na szefa resortu sprawiedliwości.
Lewicowe izraelskie media podkreślają jednak, że problemem nie jest to, czy pani minister atrakcyjnie wygląda, ale jakie ma poglądy na temat Palestyńczyków i rozwiązania konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Trzeba podkreślić, że Parickiego za „szowinizm" krytykowały nawet posłanki lewicy.
Ajelet Szaked zasłynęła rok temu wpisem internetowym, w którym doszukano się apelu o eksterminację Palestyńczyków w Strefie Gazy. Miały tam też paść słowa o dzieciach palestyńskich jako „małych wężach". Oburzona Szaked odpowiedziała wówczas na łamach „Jerusalem Post", że jej wpisu nie zrozumiano, gdyż był on poświęcony zmarłemu właśnie dziennikarzowi Uriemu Elicurowi i przypominał jego wypowiedzi. Jej wpis stał się bardzo popularny na całym świecie i spotkał się z krytyką czołowych polityków w regionie. Ówczesny premier Turcji Recep Tayyip Erdogan porównał ją nawet do Adolfa Hitlera.
Szaked jest traktowana przez lewicę jako zagrożenie także dlatego, że chce ograniczyć władzę wpływowego i ważnego dla izraelskiej demokracji Sądu Najwyższego. Zdaniem prawicowego dziennikarza Ari Soffera, to jest prawdziwa przyczyna wściekłości lewicy. Jego zdaniem sędziowie Sądu Najwyższego (jest ich 15) reprezentują jedną opcję (lewicową), a nikt ich nie wybierał, w przeciwieństwie do posłanki Szaked.
Szaked nie jest pierwszą kobietą na stanowisku ministra sprawiedliwości. Jeszcze niedawno zajmowała je centrolewicowa polityk Cipi Liwni. Była szefowa MSZ w poprzednim rządzie Netanjahu miała jednocześnie obowiązki głównego negocjatora w rozmowach z Palestyńczykami. Trudno sobie wyobrazić w tej roli Ajelet Szaked.
Żydowski Dom niezbędny dla większości w Knesecie
Żydowski Dom ma osiem mandatów w Knesecie, które były niezbędne do uzyskania większości w Knesecie. Partia reprezentuje głównie interesy żydowskich osadników i wywodzi się z Narodowej Partii Religijnej. Na czele tej partii stoi Naftali Bennet, charyzmatyczny polityk i multimilioner.
Partia Żydowski Dom jest jednak wyjątkowo antypalestyńska. Gdyby jej pomysły weszły w życie, o powstaniu państwa palestyńskiego nie mogłoby być mowy. Proponuje między innymi wcielenie do Izraela dodatkowych części Zachodniego Brzegu Jordanu i rozdania izraelskiego obywatelstwa mieszkającym tam Arabom.
Źródło: Haaretz, Jerusalem Post, CNN, Al-Jazeera