Piotr Wołejko: Kwiatki doniczkowe z Ameryki
- Piotr Wołejko
Tak się jakoś dziwnie składa, że nasze, polskie układy z Amerykanami nie przynoszą nam zbyt wielkich korzyści. Amerykanie zdają się wyceniać naszą pomoc na miarę kwiatków doniczkowych. Smutna rzeczywistość.
Od radości do desperacji. W ciągu kilkudziesięciu godzin dowiedzieliśmy się, że - owszem - powinniśmy otrzymać baterię rakiet Patriot do końca bieżącego roku, ale (zawsze jest jakieś ale), nie będą one pełnowartościowe. Anonimowe źródła w amerykańskim Departamencie Stanu podały, że bateria rakiet nie będzie wyposażona we wszystkie systemy elektroniczne. Wuj Sam przesyła nam uzbrojenie w celach szkoleniowych.
Administracja Baracka Obamy robi wiele, aby wykręcić się od zobowiązań podjętych przez dogorywającą ekipę Busha. Obama próbował przehandlować system obrony przeciwrakietowej w zamian za Iran, proponując geszeft prezydentowi Miedwiediewowi. Teraz sekretarz obrony Gates, ten sam, który za Busha promował obronę rakietową, broni cięć w wydatkach na ukochane dziecko neokonów. Lekka schizofrenia? W każdym razie Gates nie jest partyjnym sekretarzem, tylko uznanym specjalistą. Z drugiej strony, jest słaby politycznie, skoro w krótkim czasie potrafi z uśmiechem na ustach zmienić swoje poglądy o 180 stopni. Nie o nim jednak ten wpis.
Tak się jakoś dziwnie składa, że nasze, polskie układy z Amerykanami nie przynoszą nam zbyt wielkich korzyści. Przetarg stulecia, w którym jako samolot wielozadaniowy wybraliśmy amerykański F-16 to przedsięwzięcie dalekie od sukcesu. Problemy z offsetem, brak zrozumienia obu stron, a wreszcie wadliwość dostarczonych maszyn - wszystko to pozostawiło wielki niesmak, a przynajmniej nieprzyjemną suchość w gardle, niczym o poranku po dobrej imprezie.
Całkiem niedawno pojawiły się informacje stwierdzające, że kolejny samolot, tym razem transportowiec C-130 Hercules, to kupa złomu wymagająca poważnych napraw, aby w ogóle wzbić się w powietrze. Co prawda darowanemu Herculesowi nie wypada zaglądać w zęby - jest to pierwsza z pięciu sztuk, które mamy otrzymać za darmo od USA - ale ponowny zgrzyt jest faktem.
Teraz zaś mamy do czynienia z "kwiatkami doniczkowymi", jak był to łaskaw określić wiceszef MON S. Komorowski. Polska nie chce kwiatków, zapewnił minister. Chcemy czy nie, obawiam się, że nie mamy wiele do gadania. O ile cokolwiek dostaniemy, będzie to dokładnie to, co Amerykanie zechcą nam dać. Zresztą sformułowanie dać okazuje się nie do końca fortunne, gdyż Wuj Sam chce zainkasować pieniądze za rakiety, wchodzące w skład baterii. Jest to, bagatela, min. 3 miliardy dolarów.
Dylemat jest taki, brać nawet kwiatki, choć swoich mamy pod dostatkiem, czy unieść się honorem i postawić sprawę twardo. Jedno wydaje się niezmienne, mimo zmiany administracji, Polska jest traktowana nie do końca poważnie. I jest to niezależne od aktualnej sytuacji gospodarczej oraz naszego zaangażowania u boku Ameryki. Polityka zagraniczna to w żadnym wypadku handel na zasadzie: ja tobie A, a ty mnie B. To mechanizm bardziej skomplikowany, bliższy oddawaniu przysług i przekonaniu, że kiedyś zostaną odwzajemnione; w końcu jesteśmy partnerami.
Amerykanie zdają się wyceniać naszą pomoc na miarę kwiatków doniczkowych. Smutna rzeczywistość.
Artykuł ukazał się pierwotnie na blogu Piotra Wołejki. Przedruk za zgodą autora.
Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.