Rafał Rozmus: Irak staje na nogi czy Amerykanie ulegają?
Irak jest dziś krajem dużo mniej nieprzewidywalnym i bardziej stabilnym aniżeli jeszcze dwa lata temu. Iracka armia nie jest jednak w stanie zwalczać samodzielnie domowej partyzantki i musi wciąż polegać na Amerykanach. Pod koniec sierpnia 2008 roku premier Iraku, Nouri Al Maliki, zażądał od administracji Busha zawarcia konkretnego porozumienia na temat wycofania wojsk amerykańskich z Iraku do 2011 roku.
Pertraktacje toczyły się między amerykańską sekretarz stanu Condoleezzą Rice i jej irackim odpowiednikiem, ministrem spraw zagranicznych Hoshyarem Zebari. Porozumienie zostało podpisane 21 sierpnia i przewiduje wycofanie się wojsk do 2011 roku, a więc nieznacznie później niż propozycja Obamy (do maja 2010) i wcześniej niż postulował McCain (do 2013).
Powyższa ugoda pokazuje, że Irak czuje się silniejszy i pomimo licznych problemów wewnętrznych zaczyna wierzyć w możliwość objęcia kontroli nad krajem bez pomocy z zewnątrz. Dowodem na to może być przekazanie przez Amerykanów w ręce irackie prowincji Anbar, największej i zarazem najbardziej niebezpiecznej. Anbar był świadkiem najdramatyczniejszych walk powstańczych, jest także główną siedzibą sunnitów, z których wywodził się Saddam Husajn. Niemniej jednak, iracko-amerykańskie porozumienie przewiduje pozostawienie w tej prowincji około 5000 tys. amerykańskich żołnierzy. Będą oni głównie szkolić wojsko irackie, a także wykonywać bliżej nieokreślone misje specjalne.
Niezaprzeczalnym jest fakt, że Irak to kraj dużo mniej nieprzewidywalny i bardziej stabilny aniżeli dwa lata temu. Sytuacja taka wynika z szeregu czynników – zwiększenia liczby żołnierzy amerykańskich w tym dwuletnim okresie, serii zawieszeń broni, łącznie z kontynuowaną przez Amerykanów praktyką przekupywania wrogich klanów sunnickich oraz bojówek szyickich. Wpływ na poprawę sytuacji miała także zwyżkująca cena ropy, co za tym idzie większe dochody z eksportu i renegocjonowana umowa z Chinami ( dokładnie z Chinese National Petroleum Company) na 55 miliardów dolarów. Ustabilizowanie się sytuacji w Iraku to także zasługa generała Davida Petraeusa. W wyniku jego strategii w prowincji Anbar ilość ataków zmalała ze 180 dziennie w lutym 2007 roku do 25 obecnie.
Bez niepotrzebnych spekulacji można stwierdzić, że na dzień dzisiejszy iracka armia nie jest w stanie zwalczać samodzielnie domowej partyzantki i musi wciąż polegać na Amerykanach. Prawdopodobne jest zatem renegocjonowanie porozumienia z sierpnia. Pytanie tylko czy misja żołnierzy amerykańskich zostanie przedłużona na wystarczająco długi okres? Decyzja będzie należeć już jednak do nowego prezydenta.


Rewolucja, która może niczego nie zmienić
Somalijskie paliwo dla Donalda Trumpa
Twoja skłócona lewica
Arabia Saudyjska wraca do amerykańskich łask