Alicja Tomaszczyk: Serbowie przepraszają za Srebrenicę
Zgromadzenie Narodowe Serbii liczy 250 parlamentarzystów. W czasie debaty na sali obecnych było 173. Jednak z czasem miejsce obrad pustoszało, głównie nacjonaliści opuszczali salę, uważając, że przyjęcie rezolucji hańbi serbskie władze. W decydującym momencie, tj. w czasie głosowania było 147 osób, z czego 126 opowiedziało się za przyjęciem rezolucji, a 21 było przeciwnych. Głosowanie było prawdziwym majstersztykiem. Do tego, aby było ważne była potrzebna połowa głosów Zgromadzenia. Czyli udało się osiągnąć cel jednym głosem. Rezolucja wyraźnie potępiła dokonaną w 1995 roku zbrodnię, jednak była zbyt łagodna w swojej wymowie, gdyż nie nazwano rzeczy po imieniu.
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że przyjęcie tego dokumentu nikomu nie przyniosło niczego dobrego, nic też nie zmieniło. Na Serbów z Bośni została zrzucona odpowiedzialność za dokonanie tej zbrodni. Muzułmanów rezolucja nie satysfakcjonuje, tym bardziej, że masakra w Srebrenicy, gdzie zginęli ich ziomkowie nie została uznana za „ludobójstwo”. Puste polityczne deklaracje nie zrekompensują im krzywd, których doznali członkowie ich rodzin.
Korzyść dostrzec można jedną. Było to zagranie typowo polityczne. Serbia, która puka do drzwi zjednoczonej Europy, chce pozyskać jej przychylność. Pokajanie się i spowiedź mogą być w Unii Europejskiej dobrze przyjęte i serbski Parlament dobrze o tym wie. Rezolucja mimo, że o wiele za późno trafiła jednak na dobry czas. Należy pamiętać, że stosunkowo niedawno odbył się proces jednego z ludobójców, Radovana Karadżicia. Unia już od kilku lat naciskała bowiem na Serbię w sprawie rozliczenia się ze zbrodniami wojennymi. Miał to być warunek do podjęcia rozmów o ewentualnym członkostwie.
Jak serbskiemu Parlamentowi udało się zjeść ciastko i mieć ciastko? Przyjęcie rezolucji w zaproponowanym kształcie daje złudzenie Unii, że politycy zdecydowanie potępiają zbrodniczą przeszłość i za nią przepraszają. Miało to również pomóc uregulować napięte stosunki z Bośnią. Jednocześnie władze ułożyły tekst rezolucji w tak przebiegły sposób, żeby każde z ugrupowań w Skupsztinie było usatysfakcjonowane. Czy to rzeczywiście tylko pusty gest, a politykom ze Zgromadzenia Narodowego brakuje odwagi, aby nazwać rzeczy po imieniu? O tym społeczność międzynarodowa przekona się już wkrótce, kiedy będzie miała okazję obserwować reakcję Unii na ten gest, a także nastroje wśród Bośniaków i Serbów.
Za jedną rzecz należy jednak „pochwalić” władze Serbii. Przyznanie się do winy nie jest rzeczą łatwą i wiąże się z pewnością z ryzykiem politycznym. Parlamentarzyści zaryzykowali, licząc na profity ze strony Unii Europejskiej. Przyznanie się do tego, że Belgrad mógł zapobiec tej tragedii, ale niewiele wówczas robił, jest na pewno znaczącym krokiem naprzód.