Anna Mróz: Niemiecka droga bez atomu
- Anna Mróz
Polityka energetyczna jest jednym z centralnych tematów debaty w Unii Europejskiej. Katastrofa w Fukushimie wyciągnęła jednak na światło dzienne niepokoje, które od dawna przeżywa Europa, i wznieciła dyskusję o kontrowersyjności elektrowni atomowych.
Z drugiej jednak strony ze względu na to, że elektrownie te przy swojej wysokiej efektywności nie emitują dwutlenku węgla do atmosfery, z którym to problemem zmaga się świat, energia nuklearna dla wielu krajów stała się znowu atrakcyjna. W skali globalnej można zaobserwować wzrastające zainteresowanie tym sposobem pozyskiwania energii. USA, Chiny i Indie chcą nie tylko pozostawić swoje działające elektrownie, lecz także je rozbudowywać. Niemcy natomiast – ku ogólnemu zaskoczeniu – podjęły decyzję o wyjściu z atomu.
Konflikt interesów
Decyzja niemieckiego rządu federalnego wzbudziła na arenie międzynarodowej wiele kontrowersji. Nic dziwnego, podjęte przez Niemcy kroki mają wpływ na całą Europę. Francja i Szwecja ostro skrytykowały plany niemieckie, Austria przeciwnie – wyraziła swoje pełne poparcie dla decyzji gabinetu Angeli Merkel. Francja potępiła przełom energetyczny i jako odbiorca energii z Niemiec wyraziła swoje zaniepokojenie o przyszłość zaopatrzenia swojego kraju w prąd i utrzymanie równowagi energetycznej w regionie. Można by oczekiwać, że Szwecja – jako jeden z najbardziej ekologicznych krajów europejskich – poprze projekt Niemiec. Ale w tle stoją interesy szwedzkiego koncernu energetycznego Vattenfall, który może mocno ucierpieć na niemieckich zmianach w sektorze energetycznym. Austria wspiera Niemcy i wskazuje je jako wzór dla pozostałych krajów członkowskich. Sama jednak nie posiada elektrowni nuklearnych, ale czerpie prąd z ośrodków atomowych położonych w innych krajach. Z polskiej perspektywy wyjście zaodrzańskiego sąsiada z programów atomowych jest pozytywnym sygnałem, bowiem przywraca unijną debatę o węglu. Warszawa widzi szansę dla swoich elektrowni węglowych, które mogłyby zapełnić ewentualne luki w niemieckich dostawach energii.
Ta nadzieja jest chyba jednak przedwczesna i polski optymizm szybko może rozbić się o skały rzeczywistości. Wydaje się, że Polska zapomniała o potencjale swojego wschodniego sąsiada. Rosja już zaciera ręce i szykuje się do ofensywy. Oczywiście rosyjski Gazprom jako producent gazu ma większe szanse wejść na niemiecki rynek niż Polska ze swoją ofertą energii pozyskiwanej z węgla. Elektrownie gazowe są bardziej efektywne (proces spalania gazu jest szybszy niż pyłu węglowego i generuje mniej strat) niż węglowe i emitują mniej dwutlenku węgla do atmosfery, co dla Niemiec jest priorytetem. Ewentualną konkurencją dla rosyjskiego potentata byłby może gaz łupkowy, którego złoża niedawno odkryto w Polsce. Jest to jednak na razie sprawa zupełnie nowa, brakuje jeszcze odpowiedniej infrastruktury, by nasz kraj mógł rzeczywiście stać się dostawcą gazu do Niemiec na szeroką skalę. Jeśli jednak optymistyczne zapowiedzi o rentowności wydobycia gazu łupkowego się spełnią, to może stanie się to wyzwaniem następnych lat.
Spory wewnętrzne
Niemiecki parlament uchwalił ustawę przeważającą większością głosów (na 600 głosujących posłów tylko 79 było przeciw, a 8 wstrzymało się od głosu) – taka zgodność ponadpartyjna jest zupełnie wyjątkowa. Nowe przepisy mówią o tym, że elektrownie atomowe będą stopniowo wyłączane i ostatecznie wszystkie zostaną zamknięte najpóźniej w 2022 roku. Niemcy rezygnują również z budowy nowych elektrowni nuklearnych. Ta pośpieszna decyzja – w obliczu wzrastających kosztów energii i problemów ochrony środowiska – wywołała także w Niemczech bardzo gorącą dyskusję. Biorą w niej udział przedstawiciele różnych środowisk – po jednej stronie stanął Greenpeace, który oczywiście silnie popiera przejście Niemiec na zasilanie prądem ekologicznym, po drugiej stronie – nuklearnego bastionu broni koncern RWE. Niemiecka firma wniosła już do sądu skargę na decyzję niemieckiego rządu i żąda miliardów euro odszkodowania ze względu na poniesione straty spowodowane wymuszonym na nim wyłączeniem reaktora w Hesji. Przedstawiciele RWE wskazują również, że w przypadku całkowitego zrezygnowania z energii atomowej istnieje ryzyko przerw w dostawach prądu. Koncern ostrzega też przed finansowymi konsekwencjami decyzji niemieckiego rządu i już zapowiada podwyżki cen energii, które odbiją się oczywiście na społeczeństwie. Greenpeace jest przeciwnego zdania i twierdzi, że proces wyjścia z atomu należałoby przyspieszyć. Niemieckie spółki węglowe mają natomiast nadzieję, że zanim krajowi uda się przestawić na elektrownie gazowe i te zasilane siłami natury, zostanie wykorzystany niemiecki potencjał węglowy.
Konsekwencje gospodarcze
Wielu analityków twierdzi, że tak szybkie wyjście z sektora atomowego doprowadzi do kłopotów w branży przemysłowej. Problemem może się również okazać spadająca konkurencyjność zarówno Niemiec, jak i Unii Europejskiej, w której Niemcy do tej pory były jednym z największych eksporterów energii. USA, Chiny i Indie, które są największymi producentami dwutlenku węgla i nie mają zamiaru zmieniać tej sytuacji, nie zrezygnują również w najbliższym czasie z energii atomowej. A te dwa czynniki są przecież niezwykle istotne dla konkurencyjności przemysłu krajowego na rynkach światowych. Ekonomiści widzą również ryzyko ucieczki inwestorów z Niemiec do innych krajów.
Przełom energetyczny wymaga ogromnych nakładów inwestycyjnych na budowę nowoczesnych elektrowni solarnych i napędzanych siłą wiatru, jak również na założenie sieci przesyłowych, które połączą północ z południem Niemiec i zapewnią stabilność energetyczną w całym kraju. Nasuwa się pytanie, czy moment tak radykalnej zmiany został dobrze wybrany, kiedy ogólna sytuacja finansowa Unii Europejskiej – mówiąc eufemistycznie – nie wygląda zbyt dobrze. Wątpliwość budzi również to, że decyzja została podjęta bardzo szybko i nieco impulsywnie – na skutek protestów ludności przeciwko energii atomowej, wywołanych katastrofą w Fukushimie. Miejmy nadzieję, że nie była to tylko polityczna kalkulacja.
Pytanie o przyszłość
Według wielu ekspertów zamknięcie wszystkich elektrowni nuklearnych będzie możliwe już w 2014, a najpóźniej w 2018 roku, i to bez ryzyka przerw w dostawach prądu – zatem data wyłączenia ostatniego reaktora do 2022 roku została wyznaczona dosyć ostrożnie. Wyjście Niemiec z atomu jest zatem bardziej pytaniem o cenę, którą będzie musiało ponieść społeczeństwo niemieckie, niż o możliwości techniczne. Można by powiedzieć, że Niemcy w swym przełomie atomowym pokazali Europie dobry przykład, a niemieckie społeczeństwo może być dumne ze swojego kraju, że jest nowoczesny, ekologiczny, innowacyjny, a przede wszystkim odpowiedzialny społecznie. Nie można jednak zapomnieć, że wszystko ma swoje konsekwencje finansowe. Niestety nie do uniknięcia jest przeniesienie tych ogromnych kosztów na społeczeństwo. Pozostaje tylko nadzieja, że następna tak brzemienna w skutki decyzja rządu federalnego nie będzie podyktowana protestami przeciwko wzrostowi cen. Przyszłość pokaże, czy Niemcy już dzisiaj mogą sobie pozwolić na luksus ekologii.
* Niemieckojęzyczna wersja artykułu ukazała się wcześniej w portalu The European Circle pod tytułem "Deutschlands Sonderweg"