Cezary Kowanda: Bilans wyborów lokalnych w Niemczech
26 marca w Niemczech odbyły się wybory do parlamentów trzech krajów związkowych (landów): Badenii-Wirtembergii, Nadrenii-Palatynatu oraz Saksonii-Anhalt. Federalny ustrój Niemiec znacznie zwiększa znaczenie wyborów lokalnych w porównaniu z krajami jednolitymi jak Polska czy Francja. Stosunkowo szerokie kompetencje krajów związkowych oraz częsta droga awansu z pełnienia ważnych funkcji w poszczególnych landach do obejmowania tek w rządzie federalnym dodatkowo wzmagają zainteresowanie tego typu wyborami. Wreszcie był to również pierwszy poważny test dla rządu Angeli Merkel i "Wielkiej Koalicji" CDU/CSU-SPD, która jest u władzy od listopada 2005 r. Z drugiej strony wyniki wyborów lokalnych, jakkolwiek niejednokrotnie dobrze oddają ogólne nastroje, są wypadkową nie tylko oceny działalności rządu federalnego, ale także licznych czynników regionalnych. Wielu głosujących kieruje się w mniejszym stopniu ich ogólnymi sympatiami politycznymi, a zwraca raczej uwagę na dotychczasowe osiągnięcia lokalnego rządu oraz osobowość lokalnych kandydatów.
Badenia-Wirtembergia
W tym południowym landzie, cieszącym się opinią jednego z najbogatszych w całym Niemczech o stosunkowo niskiej stopie bezrobocia, zwyciężyła bezapelacyjnie chadecja. Nie jest to zaskoczeniem, gdyż Badenia-Wirtembergia od kilkudziesięciu lat pozostaje bastionem CDU. Tym razem zdobyła ona ponad 44% głosów i zabrakło jej bardzo niewiele do absolutnej większości. Wybory były testem dla Günthera Oettingera, który po raz pierwszy stał na czele chadecji. W ubiegłym roku w fotelu premiera landu Oettinger zastąpił Erwina Teufla. O ile zatem CDU może cieszyć się ze znakomitego wyniku, klęskę podniosła socjaldemokracja. Choć zawsze stosunkowo słaba, tym razem zdobyła tylko 25% głosów, znacznie mniej niż w poprzednich wyborach. Bardzo dobre, dwucyfrowe wyniki osiągnęły FDP i Zieloni. Wybory nie przynoszą większych zmian - przedłużeniu ulega dotychczasowa koalicja CDU-FDP, pozostająca u władzy już od 1992 r.
Nadrenia-Palatynat
Niegdyś ten kraj związkowy również określany był jako bastion chadecji. To właśnie z Palatynatu pochodzi Helmut Kohl, który rządził tu w latach siedemdziesiątych. Dziś z dawnej świetności chadecji nic już nie pozostało, co potwierdziły także te wybory. Zdecydowane zwycięstwo odniosła SPD, zdobywając ponad 45% głosów, co zaowocowała absolutną większością. Landem rządzi od 1994 r. niezmiernie popularny Kurt Beck, którego popierają nie tylko tradycyjni zwolennicy lewicy, ale również wielu wyborców, którzy w wyborach federalnych głosują na chadecję. Beck stworzył przez lata wizerunek prawdziwego "ojca landu", co praktycznie od początku przekreślało szanse CDU na dobry wynik. Tak też się stało - chadecy osiągnęli fatalny wynik 32% głosów. Do parlamentu weszła też z 8%-owym poparciem FDP, rządząca w koalicji z SPD. Ten alians jest dziś w Niemczech rzadkością, choć w latach 1969-1982 tworzył rząd federalny w ówczesnej stolicy RFN, Bonn. Teraz SPD i FDP wiele różni, ale akurat w tym kraju związkowym stosunkowo dobrze ze sobą współpracują. SPD twierdzi, że mimo osiągnięcia absolutnej większości, będzie chciała przedłużyć koalicję z liberałami. Klęskę ponieśli natomiast Zieloni, spadając minimalnie poniżej próg 5% głosów i znikając z lokalnego parlamentu w Moguncji.
Saksonia-Anhalt
Ten kraj związkowy, niegdyś część NRD, uważany był dotąd za najbardziej niestabilny politycznie - kolejne wybory przynosiły często zaskakujące wyniki. Tym razem wyborcy okazali się zdecydowanie bardziej przewidywalni. CDU zdołała praktycznie powtórzyć wynik sprzed czterech lat, uzyskując ponad 36% głosów. Sztuka ta nie udała się jednak współrządzącym dotąd z chadecją liberałom, którzy uzyskali ledwie 7%, czyli aż dwa razy mniej niż poprzednio. Tradycyjnie dobrze wypadła postkomunistyczna Partia Lewicy-PDS (24%), wyprzedzając swego bezpośrednio konkurenta, SPD. Jednak socjaldemokracja, mimo niezbyt imponującego wyniku ok. 21% głosów, może mówić o największym sukcesie. Prawdopodobnie wejdzie bowiem do nowej koalicji, gdyż dotychczasowa konstelacja CDU-FDP na skutek słabego wyniku liberałów straciła większość. Wolfgang Böhmer, dotychczasowy premier i szef chadeków, zapewne zdecyduje się zatem na "Wielką Koalicję" z SPD. Socjaldemokraci są gotowi do negocjacji i wykluczają rozmowy z PDS. Zieloni i odnosząca tu niegdyś sukcesy skrajnie prawicowa DVU nie weszli do lokalnego parlamentu. Wybory te przejdą do historii jako te o bardzo niskiej frekwencji wyborczej, która nie przekroczyła 50%. W niemieckich warunkach wynik taki należy uznać za wręcz katastrofalny.
Bilans
Z punktu widzenia "Wielkiej Koalicji" rządzącej Niemcami wynik wyborów należy uznać za zadowalający. Chadecja może pochwalić się dobrymi wynikami w Badenii-Wirtembergii i Saksonii-Anhalt, dzięki którym jej dotychczasowi premierzy utrzymują w tych landach swoje posady. Na sukces w Nadrenii-Palatynacie i tak mało kto w CDU liczył. SPD natomiast może być dumna z Kurta Becka, który potwierdza tym samym swoją silną pozycję w partii oraz zdobywa dla socjaldemokracji absolutną większość, której nigdzie dawno ona nie miała. Ponadto socjaldemokracja prawdopodobnie wejdzie do rządu w Saksonii-Anhalt. Oznacza to kolejną konstelację CDU-SPD na poziomie landowym i wzmocnienie tej opcji także w Bundesracie, czyli drugiej izbie niemieckiego parlamentu. Obie partie mogą być zadowolone, co ułatwi dalsze rządzenie Angeli Merkel i pomoże w dokonywaniu bolesnych reform gospodarczych oraz w negocjacjach na temat reformy ochrony zdrowia, które właśnie się zaczynają. Jednocześnie, nie mając w najbliższym czasie w perspektywie kolejnych wyborów, nieco łatwiej będzie CDU/CSU i SPD podejmować mniej popularne decyzje.
O ile CDU i SPD mogą zatem odetchnąć z ulgą, to Zieloni i FDP nie mają wielu powodów do radości. Liberałowie utrzymują się u władzy w Badenii-Wirtembergii i być może Nadrenii-Palatynacie, ale przechodzą do opozycji w Saksonii-Anhalt. Niesie to za sobą osłabienie FDP w Bundesracie. W fatalnych nastrojach są Zieloni - dobry wynik w Badenii-Wirtembergii niewiele im daje, a wypadnięcie z lokalnego parlamentu w Nadrenii-Palatynacie jest bardzo dotkliwą porażką. Największym przegranym jest natomiast frekwencja. We wszystkich trzech landach do urn poszło wyraźnie mniej osób niż w poprzednich wyborach. Jest to kolejny sygnał rosnącego zniechęcenia politykami i polityką w kraju, który niegdyś słynął z bardzo wysokiej frekwencji. Wówczas uczestniczenie w wyborach uważane było za oczywistość, dziś wzbudza coraz mniejsze zainteresowanie. Kolejny test dla niemieckich partii nadejdzie we wrześniu - wówczas swoje lokalne parlamenty będą wybierać mieszkańcy Meklemburgii Pomorza-Przedniego oraz miasta-landu Berlin.