Daniel Formicki: Mirage kontra półksiężyc
- Daniel Formicki
Za zgodą Prezydenta Republiki Francuskiej Francois Hollande 11 stycznia 2013 r. rozpoczęła się „Operacja Serwal” na terytorium Republiki Mali byłej kolonii francuskiej. W zbrojnej interwencji jest zaangażowanych 4000 żołnierzy z armii „trójkolorowych”- jednostki lądowe są wspierane przez siły lotnicze (Armée de lair ). Minister Obrony Francji Jean-Yves Le Drian zapewniał, że akcja zbrojna potrwa kilka miesięcy, a jej celem jest całkowite rozbicie sił islamskich radykałów w Sahelu i Maghrebie. Do tej pory francuska armia pokazała swoją skuteczność, wypierając wroga ze strategicznych miast, kończąc główną ofensywę 30 stycznia, kiedy zdobyła miasto Kidal. Niewykluczone jednak, że to tylko połowiczny sukces dla Paryża, a droga do ostatecznego zwycięstwa jest daleka. Prawdopodobnie, prawdziwe ryzyko tej misji dopiero się zacznie, co jest spowodowane wycofaniem się „dżichadzistów” w teren saharyjski i górski, sprzyjający walce partyzanckiej. Na razie jednak sprawy idą pomyśli prezydenta Hollande, niegdyś przeciwnika zbrojnych działań i polityki interwencyjnej. Z pewnością jedną z przyczyn dla, której Hollande podjął decyzje o wysłaniu wojsk francuskich, jest możliwość stworzenia państwa terrorystów, wzorem rządów Talibów w Afganistanie. Ale czy tylko? Przecież nie można odrzucić innych czynników, choćby tych ekonomicznych.
Cały konflikt rozpoczął się od wybuchu powstania Tuaregów w styczniu 2012 r. w Azawadzie. Obecną okazję do rebelii stworzyła sytuacja w 2011 r., kiedy to w Libii, wielu z nich walczyło jako najemnicy dla Muammara al-Kaddafiego, a po upadku reżimu przechwycili spore zapasy libijskiej broni. Niedostateczne siły malijskiego wojska nie były w stanie sprostać powstańcom, przez co rząd powoli tracił kontrolę nad zajmowanym terytorium. Destabilizację kraju pogłębił też pucz 21 marca 2012 r. w Bamako. W wyniku buntu armii, od władzy został odsunięty prezydent Amadou Toumani Touré. Rebeliantom sprzyjała wewnętrzna sytuacja w Mali, co wykorzystali, poruszając ofensywę naprzód. Zdobyli główne miasta w północnej prowincji, Kidal, Gao, Timbuktu, obszar obejmujący trzykrotność powierzchni polskiego terytorium. Ostatecznie Narodowy Ruch Wyzwolenia Azawadu (MLNA) ogłosił niepodległość szóstego kwietnia wstrzymując dalsze działania militarne.
Najważniejszym czynnikiem, który wpłynął na obecną sytuację w Mali, był fakt wsparcia MLNA przez fanatyków islamskich z organizacji Ansar Dine (obrońcy wiary) mający powiązania z Al- Kaidą Islamskiego Maghrebu (AQIM). AQIM działa na tych terenach od 10 lat, w krajach takich jak Niger, Mali i Czad. Terroryści zajmowali się głównie handlem narkotykami i porwaniami, a zdobyte pieniądze przeznaczali na szkolenie bojowników w obozach ukrytych na saharyjskiej pustyni. W rebelii z 2012 r. brali także udział fundamentaliści islamscy z Ruchu na Rzecz Jedności i Dżihadu w Afryce Zachodniej (MUJAO). Gdy Tuaregowie wstrzymali dalszą akcję zbrojną, radykałowie się sprzeciwili, głosząc że dla nich celem nie jest niepodległość Azawadu, tylko dżihad. Doszło między Islamistami a MLNA do konfliktu na skutek, którego „dżihadziści” wypędzili Tuaregów ze zdobytych miast, a na przejętych terenach zaczęli wprowadzać szariat. Asnar Dine skierowali na nowo swoje siły przeciwko wojskom malijskim. W obawie przed klęską, Prezydent Republiki Mali Dioncounda Traoré 10 stycznia 2013 r., po zajęciu przez rebeliantów miasta Konna poprosił Francję o interwencję militarną. Zdradzeni Tuaregowie, są wstanie negocjować z rządem w Mali i z Francuzami, nawet nie wykluczają pomocy w „oczyszczaniu” tych ziem z bojowników islamskich. Prezydent Mali Dioncounda Traore wykluczył rozmowy z pokonanymi islamistami. Natomiast władze w Bamako gotowe są do podjęcia rokowań z MLNA.
Dla większości krajów zagrożenie jest realne i obecne zaangażowanie Francji jest odbierane jako uzasadnione. Interwencja została poparta na forum międzynarodowym, a na mocy rezolucji nr 2085 Rady Bezpieczeństwa ONZ, przyjęła fakt wysłania jednostek francuskich do Afryki, zgodnie z prawem międzynarodowym.
Ta sama rezolucja dała mandat Wspólnocie Gospodarczej Państw Afryki Zachodniej do utworzenia zbrojnego ramienia pod nazwą Misja Wsparcia dla Mali (AFISIMA), mająca docelowo liczyć 3300 żołnierzy, w tym 2000 żołnierzy będzie pochodziło z ościennej Republiki Czadu. Właśnie ci żołnierze po zakończeniu wojny będą tworzyć misję stabilizacyjną. Niektóre państwa Unii Europejskiej tj. Wielka Brytania, Dania, Belgia oraz Niemcy zaangażowały się w konflikt poprzez wsparcie logistyczne dla francuskiej armii. Pomocy nie odmówiły też Stany Zjednoczone oraz Kanada - oferując, głównie transport lotniczy. USA zaproponowało również użyczenie samolotów bezzałogowych. Nie bez znaczenia jest też wsparcie finansowe dla tego typu przedsięwzięcia - Komisja europejska w 2012 przeznaczyła 733 mln euro na pomoc dla Mali. Następnie kraje UE przeznaczyły na ten cel 28 mln, a w styczniu 2013 r. kwota ta została zwiększona o dodatkowe 20 milionów euro. Poza tym UE planuje wysłać 200 instruktorów wojskowych dla armii malijskiej. Przez brak militarnego zaangażowania sojuszników Paryża, Europie zarzuca się niesolidarność. Szefowa unijnej dyplomacji Catherine Ashton odpiera ten zarzut zapewniając, że nie ma mowy o pozostawieniu Francji samej sobie. Nie można bagatelizować znaczenia wsparcia logistycznego, bez którego żadna operacja wojskowa nie może być wstanie przeprowadzona. Francja ma silną armię oraz mocną pozycję członka UE oraz NATO, powinna sprostać wyzwaniu tak samo jak jej sojusznicy.
Dla prezydenta Hollande czas trwania interwencji w Afryce będzie możliwością pokazania swoim obywatelom, że ich kraj jest znaczącym graczem na arenie międzynarodowej, o czym zmęczone kryzysem społeczeństwo zapomniało. Nad Loarą od kilku lat panuje recesja, co objawia się rosnącym bezrobociem, obecnie na poziomie 10%, najwyższym od 13 lat. Koncerny przemysłowe uważane za wizytówkę tego kraju, jak chodźmy PSA Peugeot Citroën, pogrążają się w problemach finansowych. Lewicowy prezydent tak jak jego poprzednik Nicolas Sarkozy, nie ma wizji naprawy finansów publicznych - ostatnio udowodniając to przez propozycję podatku dochodowego dla najbogatszych na poziomie 75%. Kontrowersyjne opodatkowanie zostało w końcu odrzucone przez Trybunał Konstytucyjny. Wreszcie pojawia się problem z nieasymilującą się mniejszością narodową - głównie z przyczyn uwarunkowanych z silnym przywiązaniem do tradycji religijnej, chodzi tu o muzułmanów stanowiących we Francji 10% wśród pozostałych religii. Dzisiejszy obraz Republiki Francuskiej jest mocno nadszarpany i poziom zadowolenia obywateli też jest niski. Co do samej interwencji opinia publiczna jest przychylna, uważając ją za zło konieczne, a prasa głosi pogląd, że zaangażowanie militarne było nieuniknione z racji niebezpieczeństwa stworzenia ponownego zalążka dla terrorystów jak w Afganistanie i Somalii. Obecnie szacuje się ,że 75% Francuzów wyraża poparcie dla działań zbrojnych w Mali. Wszyscy solidarnie uznają, że nie ma zgody dla nowego przyczółka islamistów w tej części regionu, w sąsiedztwie Europy. Niewątpliwie ciężko obalić ten argument, niepowstrzymani islamiści mogli by przecież, swoją świętą wojnę przenieść do krajów ościennych. Blisko jest do Maroka, Libii czy Algierii, która od lat powstrzymuje zapędy radykałów. Nie tak dawno byliśmy świadkami jak w Algierii na polu gazowym Ajn Amnas, terroryści przetrzymywali zakładników, dopiero komandosi algierscy po trzech dramatycznych dniach odbili uprowadzonych z rąk fundamentalistów religijnych, przy czym nie udało się uratować 25 osób.
Konsekwentne i szybkie rozwiązanie konfliktu pomoże odżegnać ewentualne zagrożenia terrorystyczne. Paryż, który raz już przeżył zamachy bombowe w metrze w roku 1995, zdaje sobie sprawę, że przeniknięcie do ich kraju zamachowców nie byłoby trudne przy licznej muzułmańskiej mniejszości zamieszkującej republikę. Niewykluczone, że wywołana wojna z radykałami spowoduje nasilenie ataków terrorystycznych w tej części Afryki, przypominające wydarzenie jak te ostatnio w Algierii. Islamscy rebelianci już grożą i zapowiadają zemstę, nie jest też wykluczone, że Paryż nie odżyje wspomnieniami z 1995 r.
Komentując konflikt w Mali ciężko nie pokusić się o przypuszczenia nacechowane gospodarczym aspektem, który ostatecznie mógł zadecydować o francuskiej misji wojskowej. Pomimo biedy afrykańskich krajów i niestabilnych rządów, państwa te posiadają znaczące zasoby surowcowe, istotne dla gospodarki nie tylko francuskiej. Mali jest trzecim eksporterem złota na czarnym kontynencie, a Algieria oraz Libia posiada cenne zasoby ropy naftowej, od niedawna też Mauretania eksportuje ten surowiec. Kolejny sąsiad Mali - Gwinea, posiada 30% złóż boksytu ze światowych zasobów. Natomiast Niger jest trzecim światowym dostawcom uranu, którego złoża w 75% wykorzystuje przemysł energetyczny we Francji. Maghreb to też symbol dominacji kultury frankofońskiej, poczucie dumy i bycia mocarstwem.
Co może zagrozić misji i bezpieczeństwu Francji - z pewnością Hollande i francuscy politycy nie zdecydowali by się na ten krok, gdyby ryzyko niepowodzenia było zbyt duże. Pomimo braku zaangażowania członków NATO i UE, nie wydaje się by Francja była osamotniona w Mali. Od początku konfliktu Francuzi są przewożeni przez amerykańskie C-17 oraz Herculesy, należące głównie do sił państw NATO. Wydaje się też, że Francja potrzebuje sukcesu i nie bez przypadku stoi na czele tego przedsięwzięcia w swojej historycznej sferze wpływów.
Dla powodzenia działań militarnych sporym utrudnieniem będzie niekorzystny teren, głównie pustynny, dlatego pojawiają się spekulacje o trudności misji i o jej niezaplanowanym wydłużeniu. Francja mobilizuje nowych żołnierzy – z 750 żołnierzy do chwili obecnej kontyngent wzrósł już do 4000 żołnierzy. Mobilizowane są też siły państw afrykańskich. Poza tym nad operacją lądową czuwają jednostki powietrzne wyposażone wielozadaniowe samoloty typu Miraże 2000 oraz Rafale. Nie można też zapomnieć o siłach malijskich liczących 4000 żołnierzy. Jest też 1400 żołnierzy z Czadu.
Z pewnością obecny przebieg kampanii jest przeprowadzony w dobrym tempie, od 26 stycznia jesteśmy świadkami jak wojska francuskie wspierane przez siły afrykańskie zajęły kolejne najważniejsze miasta w północnym regionie kraju. Tym samym siły wroga zostały wyparte z terenów poprzednio przez niego zajętych, z miast Gao, Timbuktu i Kidal. Jednak to tylko pierwszy etap, więc z pewnością pałac elizejski jeszcze nie będzie świętował.
Można przypuszczać, że kolejne walki przeniosą się na otwarty teren miej kontrolowany i prowokujący do działań zaczepnych sprzyjający rebeliantom. Wielu bojowników bez walki wycofywało się z zajmowanych pozycji co może świadczyć o przysposabianiu się do walki partyzanckiej w miejskim podziemiu czy na terenach trudno dostępnych.
Na korzyść pozycji Francji w Mali, może przemawiać fakt poparcia republik afrykańskich oraz miejscowej ludności, czemu dała dowód witając Hollande jak wybawcę, gdy był drugiego lutego z wizytą w Timbuktu i Bamako. Również sami Tuaregowie nie są zachwyceni z przebywania w Azawadzie dawnych islamskich sojuszników.
W ocenie końcowej nie powinniśmy się sugerować rzekomymi podobieństwami konfliktu w Afganistanie, ponieważ jest to zupełnie inny kraj, inna struktura społeczna oraz odmienne terytorium.