Diana Kruczkowska: Europejska Służba Działań Zewnętrznych - w poszukiwaniu równowagi
Europejska Służba Działań Zewnętrznych (ESDZ) powinna być reprezentacją interesów całej Unii Europejskiej poza jej granicami. Jednak powstanie wspólnej profesjonalnej służby dyplomatycznej, nie jest jednoznaczne ze stworzeniem zgodnej unijnej polityki zagranicznej – do tego, potrzeba wyselekcjonowanej reprezentacji o ściśle określonych priorytetach. To niezwykle trudne zadanie jest jedyną gwarancją sukcesu dla nowokształtującej się instytucji.
Decyzja o powstaniu ESDZ została już przyjęta przez Parlament Europejski, sama Służba formalnie powstanie 1 grudnia 2010 roku – w rocznicę wejścia w życie Traktatu z Lizbony, na mocy którego została utworzona. Według jedynego traktującego o ESDZ artykułu w tym dokumencie, ma ona wspierać Wysokiego Przedstawiciela Unii do Spraw Zagranicznych i Polityki Bezpieczeństwa. Funkcja ta powierzona została przez Radę Europejską baronessie Catherine Ashton. To właśnie ona ma decydujący wpływ na obsadzenie stanowisk w unijnej dyplomacji.
ESDZ funkcjonować będzie jako autonomiczny organ Unii Europejskiej, politycznie i finansowo odpowiedzialny przed Parlamentem Europejskim. Jej głównym celem jest usprawnienie niedostatecznie dotychczas realizowanego przez instytucje unijne zadania
- prowadzenia Wspólnej Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa. Pomocą w realizacji założeń mają służyć Ashton: sekretarz generalny, dwóch podlegających mu zastępców oraz dyrektorzy generalni - obecnie najbardziej pożądane stanowiska unijne. W siedzibie, usytuowanej w samym sercu UE, miejsce znajdzie się również dla komórki odpowiedzialnej za kwestie praw człowieka. Natomiast w poszczególnych państwach członkowskich ESDZ reprezentować będą delegacje, a na całym świecie planowanych jest około sto trzydzieści siedem unijnych ambasad. Stanowisk do obsadzenia jest wiele, zarówno w Brukseli, jak i delegaturach państwowych, jednak chętnych na posady - jeszcze więcej.
Najważniejszym kryterium Catherine Ashtone przy doborze współpracowników to bez wątpienia odpowiednie kompetencje. To jednak nie wystarczy w tak skomplikowanej strukturze jak Unia Europejska. Chociaż każdy przedstawiciel unijnej dyplomacji powinien zabiegać o interesy wspólnoty, niezależnie od polityki w swoim kraju, wątpliwe jest, aby sprawy państwowe nie miały wpływu na dyplomatów. Stąd wymóg równowagi geograficznej i parytetu płci oraz mechanizm ich kontroli – od corocznych sprawozdań Komisarza dotyczący obsady ESDZ, po jej audyt w 2013 roku. Innym rozwiązaniem mającym na celu ułatwienie dyplomatom prowadzenie polityki ponadnarodowej jest zasada mówiąca o tym, że ambasador unijny w danym państwie nie powinien pochodzić z kraju, który jest z nim szczególnie powiązany. Do tego wszystkiego zachowana musi być również zasada rotacji personelu, niezbędna do wymiany doświadczeń i wiedzy. Można zadać sobie pytanie, czy te skomplikowane mechanizmy pozwolą prowadzić jedną, unijną politykę? Tego nie może zagwarantować nikt, a obawy przed urzeczywistnieniem się Europy dwóch prędkości w polityce zagranicznej są ogromne.
Największym wyzwaniem stojącym przed Catherine Ashton to niedopuszczenie do dominacji w ESDZ interesów największych państw członkowskich, tak jak ma to miejsce w Komisji Europejskiej. Tu najbardziej prestiżowe stanowiska obejmują Belgowie, Francuzi, Niemcy i Brytyjczycy. Jednak współodpowiedzialność za politykę strategiczną, która jest najważniejszym celem tworzenia wspólnej reprezentacji międzynarodowej, nie może być realizowana bez odpowiedniej liczby dyplomatów z nowych państw członkowskich. Problem ten wydaje się być jeszcze bardziej istotny, biorąc po uwagę dającą się coraz częściej zauważyć samodzielną polityką zagraniczną Niemiec i Francji chociażby w stosunku do Rosji, czy niechęć Wielkiej Brytanii do samego nazywania ESDZ Służbą Dyplomatyczną Unii Europejskiej. Ponieważ jeszcze w sierpniu na tysiąc siedemset pracowników Służby, Polskę reprezentowało jedynie trzydzieści sześć osób, a Węgry i Litwę dwie – wprowadzenie odpowiednich regulacji wydaje się niezbędne.
Ostatnie decyzje o obsadzeniu najważniejszych funkcji podjęte przez Ashton były niezwykle dyplomatyczne. Sekretarzem generalnym został Pierre Vimont – szanowany, doświadczony Francuz, w środowisku nazywany „dyplomatą dyplomatów”. Były ambasador Francji w Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii oraz przy Unii Europejskiej od początku był zdecydowanym faworytem wśród kandydatów na to prestiżowe stanowisko.
Odzwierciedleniem przyjętych przez Porozumienie z Madrytu regulacji jest wybór na zastępców Vimonta - kobiety i reprezentanta z Polski. Helga Schmid, pochodząca z Niemiec, wybitna specjalistka, pracowała niegdyś z Joschką Fischerem i Javierem Solaną. Wydaje się być idealnym partnerem dla Ashton. Maciej Popowski natomiast to wieloletni dyplomata w Brukseli, niezwykle kompetentny, znający biegle pięć języków, w dniu wyboru sprawował funkcję szefa gabinetu przewodniczącego Parlamentu Europejskiego Jerzego Buzka. Teraz, jako członek ESDZ, odpowiadał będzie za stosunki międzyinstytucjonalne.
Catherine Ashton zobowiązała się do wyboru kandydatów „najlepszych i najzdolniejszych”. Póki co, można również dodać - poprawnych politycznie. Jednak czy to wystarczy, aby stworzyć odpowiednie gremium dyplomatów dążące do realizacji europejskiej polityki? To niewątpliwie okaże się już w 2011 roku, gdy zaczną oni odgrywać swoje role nie tylko na papierze, ale i w środowisku międzynarodowym.