Jakub Woliński: Co musi się stać, żeby upadło euro
Lektura wydanej w 2008 roku (a więc u progu obecnego kryzysu finansowo-zadłużeniowego) książki „Polityka monetarna i fiskalna w okresie akcesji do strefy euro” pod red. Anny Krajewskiej i Michała Mackiewicza wywołała konsternację i lekkie dreszcze na plecach już od pierwszego rozdziału. W nim bowiem Andrzej Wojtyna, powołując się na badania M. Bordo i H. Jamesa podaje przyczyny utraty reputacji przez centralne instytucje różnych unii walutowych. To z kolei powodowało szybki rozpad tych ostatnich.
Cios pierwszy: poważne problemy fiskalne wywierające presję w kierunku monetyzacji długu publicznego.
Wypisz, wymaluj, główna choroba tocząca dzisiejszą strefę euro! Blisko 160% długu publicznego w stosunku do PKB w Grecji. Poważne zadłużenie Włoch, Portugalii, Irlandii i Belgii. Uparte lekceważenie zasad konwergencji przez najważniejsze kraje strefy. Wreszcie leczenie problemów banków i pobudzanie koniunktury poprzez wydawanie pieniędzy z kas państw. W efekcie kolejne kraje drżą o swój los i o rentowność obligacji, a udana sprzedaż długu narodowego podawana jest przez telewizje informacyjne jako „pilne wydarzenie”.
Jednym ze sposobów poradzenia sobie z problemem długu jest drukowanie pieniędzy (robią to obecnie np. Stany Zjednoczone). Napędza to inflację, powodując zmniejszenie realnej wartości zaciągniętych wcześniej długów. Skutkiem ubocznym wysokiej inflacji jest spadek przewidywalności wartości przyszłych przepływów pieniężnych, a także możliwe wymknięcie się wzrostu cen spod kontroli. Najtragiczniejszym scenariuszem jest zanik gospodarki opartej o pieniądzu i powrót do wymiany barterowej.
Dobra wiadomość jest taka, że Europejski Bank Centralny nie wydaje się być chętny do monetyzacji długu. Najważniejszym celem tej instytucji jest trzymanie inflacji w ryzach. Drukowanie pieniędzy byłoby więc posunięciem jawnie sprzecznym z tym założeniem. Gwałtowne zwiększenie podaży euro byłoby więc posunięciem świadczącym o totalnej panice i utracie kontroli nad sytuacją. Na szczęście taki scenariusz nie jest obecnie zbyt prawdopodobny.
Cios drugi: niskie tempo wzrostu i powstające w związku z tym naciski na bank centralny, aby zastosował bardziej ekspansywną politykę
Dane za drugi kwartał 2011 roku nie pozostawiają wątpliwości. Niemcy i Francja wchodzą w okres stagnacji. Pozostałe kraje Europy Zachodniej ledwie unikają recesji. Nie sprawdza się zakładana jeszcze w 2010 roku prognoza wzrostu założona dla Grecji, umożliwiająca spłatę zadłużenia zagranicznego. Polska, gdzie wg danych GUS-u wzrost PKB wyniósł 4,3% jest wyjątkiem na mapie europejskiego wzrostu gospodarczego. Kolejne prezydencje zapowiadają skoncentrowanie się na wyszukaniu nowych źródeł wzrostu w Europie. Czy oprą się pokusie rozwiązania najprostszego, tj. wywierania nacisku na Europejski Bank Centralny, aby ten obniżał stopy procentowe?
Cios trzeci: dysproporcje regionalne wywołujące żądania zastosowania zróżnicowanej polityki pieniężnej
Kryzys pokazał gospodarczą niespójność strefy euro. Jedna polityka monetarna nie mogła okazać się dobra jednocześnie dla wydajnych gospodarek tzw. Północy (Niemcy, Austria, Finlandia, Holandia, Szwecja) i wyluzowanych – a przecież biedniejszych! – państw Południa (Grecja, Portugalia, Włochy). W efekcie spełniły się scenariusze wyśmiewane do 2008 roku przez tzw. euroentuzjastów. Okazało się, że skutki przyjęcia wspólnej waluty są głębsze, niż tylko wygoda wynikająca z używania jednej waluty w większości miejsc wypoczynkowych na kontynencie. W sytuacji kryzysowej państwo pozbawione zostało jednego z podstawowych narzędzi pobudzania koniunktury w postaci obniżania wartości waluty i pobudzania konkurencyjności. Jednym ze skutków takiej sytuacji może być zjawisko spadku cen w kraju – mamy mniej pieniędzy, więc obniżamy płace. Zmniejsza się siła nabywcza, więc muszą spaść ceny. Deflacyjna spirala uważana jest przez większość ekonomistów za jeszcze bardziej apokaliptyczne zjawisko, niż hiperinflacja. Powoduje ono bowiem likwidację działalności gospodarczej w kraju (bo się nie opłaca, a stare – zwiększające swoją wartość - długi trzeba spłacać).
Cios czwarty: poważny kryzys systemu finansowego podważający reputację banków centralnych
Właściwie można pozostawić bez komentarza próbę poradzenia sobie z długiem publicznym w USA przez Rezerwę Federalną. Bezradny był Bank Szwajcarii wobec spekulantów windujących franka niemal do stosunku 1:1 względem euro. Na razie skupywanie (niebezpośrednie, fakt) przez Europejski Bank Centralny obligacji Włoch i Hiszpanii przyjmowane jest jako ratunek dla Unii Walutowej. Kiedyś jednak tzw. rynek uświadomi sobie, że oznacza to faktyczne obniżanie standardów funkcjonowania tej instytucji i wzrost jej ekspozycji na ryzyko. Kryzys finansowy i huśtawka nastrojów na giełdach jest faktem, a banki centralne są na pierwszej linii walki z nimi.
Cios piąty: sprzeczności między międzynarodową a krajową rolą waluty światowej.
Ta przyczyny powodowała spory związane z prowadzeniem polityki pieniężnej w Wielkiej Brytanii w latach 20-tych i w Stanach Zjednoczonych przed upadkiem systemu z Bretton Woods. Szczęśliwie konflikty wobec międzynarodowej roli euro nie grają decydującej roli w obecnym kryzysie. Głównie dlatego, że takaż rola europejskiej waluty nie jest zbyt wielka. Przez 12 lat swojego istnienia nie wyparła dolara jako głównej międzynarodowej jednostki rozliczeniowej.
Podsumowując:
Europa boryka się naraz z czteroma (4) spośród pięciu (5) najważniejszych przyczyn rozpadu unii i systemów walutowych. Kluczowi europejscy politycy próbują przedstawić rozwiązania systemowe likwidujące częściowo wymienione problemy. Ich wprowadzenie w życie zajmie jednak długi okres czasu, prawdopodobnie mierzony w latach.
Dwa pierwsze wyzwania (problemy w polityce fiskalnej i niskie tempo wzrostu) mają charakter strukturalny i ich usunięcie wymagać będzie trudnych reform, być może aż do stworzenia unii fiskalnej włącznie.
Trzeci problem (dysproporcje rozwojowe) wydaje się być refleksem niskiego wzrostu gospodarczego i pozwala mieć nadzieję, że pobudzenie tego wzrostu skutkujące wyrównaniem poziomu życia może rozwiązać problem.
Czwarty problem (kryzys finansowy) może – przynajmniej na jakiś czas – zniknąć wraz z odwróceniem cyklu koniunkturalnego. Kłopoty sprawić może podjęcie nieodwracalnych działań przez banki centralne, gdyby w trakcie kryzysu „puściły im nerwy” (np. gwałtowne zwiększenie podaży pieniądza).