Jakub Woliński: Pali się!
Krótko podsumujmy wydarzenia z ostatniego tygodnia: wprowadzenie przez Danię kontroli na granicach z Niemcami i Szwecją, potężna burza w Finlandii na temat wsparcia finansowego dla Portugalii, komisarz Olli Rehn przyznaje, że Grecja będzie potrzebować drugiego programu pomocy finansowej, Holandia chce wyrzucenia pewnych grup obywateli ze swojego terytorium, które zgodnie z obecnym reżimem Schengen swobodnie mogą osiedlać się na jej terytorium, Francja i Włochy postulują osłabienie tegoż systemu poprzez zwiększenie możliwości przeprowadzania kontroli na granicach krajów strefy Schengen. Na koniec, choć to już nie z międzynarodowego podwórka, do Komendy Głównej Policji wpływa wniosek o zamknięcie wszystkich stadionów w Polsce na wszystkich szczeblach rozgrywkowych (!) dla kibiców gości. Oj, dzieje się.
Powyższy spis powstał po krótkim przypomnieniu sobie informacji przeczytanych w ciągu ostatnich dni, być może coś pominąłem, ale jeśli tak, to tylko byłoby to potwierdzeniem tezy, jaka padnie w tym artykule. Nie będzie ona prawdopodobnie odkrywcza, ale sprowadza się do tego, że kryzysy gospodarcze wpływają na radykalizację nastrojów społecznych. Głębokie kryzysy gospodarcze zaś powodują upadki dotychczasowych systemów.
12 maja 2011 roku, w dniu pisania tego artykułu, Europa stoi na krawędzi katastrofy. Jeżeli nic niespodziewanego się nie zdarzy to jutro, w piątek trzynastego, Finowie podejmą decyzję o wsparciu – lub nie – programu pomocy finansowej dla Portugalii. Niestety, każda podjęta decyzja będzie zła. Jeżeli zdecydują się na udzielenie kredytu Lizbonie, przedłużą agonię systemu euro – lub, jak kto woli – dadzą peryferyjnej Portugalii kolejną szansę na utrzymanie się w elitarnym klubie najbogatszych państw świata. Jeżeli się na ten krok nie zdecydują, wywołają burzę w całej Europie. Po pierwsze sami staną się kozłem ofiarnym całego kontynentu, zostaną na długie lata obarczeni winą za niepowodzenie najambitniejszego europejskiego projektu, jakim jest Unia Gospodarcza i Walutowa. Po drugie, prawdopodobnie będą musieli poradzić sobie z kryzysem rządowym, jaki prawdopodobnie nastąpi w trudnym, powyborczym okresie. Nie zazdroszczę Jyrkiemu Katainenowi – osobie, która stoi obecnie faktycznie na czele kraju, wyboru, jakiego musi dokonać.
Finlandia jest o tyle ważnym przykładem, że w ostatnich wyborach bardzo zyskała populistyczna partia Prawdziwi Finowie. To nie jedyny taki przypadek w Europie. Znaczna część elektoratu austriackiego chce udziału skrajnej partii FPÖ w rządzie. Na Węgrzech skrajna prawica zmienia konstytucję i ogranicza wolność słowa. We Włoszech populista Berlusconi nie radzi sobie z kryzysem związanym z wojną, w jaką dał się wplątać. Próbuje przerzucić odpowiedzialność za los uchodźców z Afryki Północnej na całą Europę, a konkretnie na Francję, która jest naturalnym krajem docelowym dla uciekinierów z Tunezji czy Libii. Niestety, przerażony spadkiem słupków poparcia prawicowy prezydent Sarkozy nie wytrzymał napięcia związanego z tą sytuacją i swoim działaniem przyczynia się do zaostrzenia kryzysu, w perspektywie prowadzącego do zaprzepaszczenia, lub przynajmniej ograniczenia dorobku Schengen.
Do czego prowadzą rządy populistów najlepiej pokazuje świeża decyzja Danii o zamknięciu granic. Nie jest ona wynikiem autonomicznej woli rządu w Kopenhadze, lecz efektem umowy, jaką mniejszościowy gabinet zawarł z populistyczną Duńską Partią Ludową. Dzięki niej zdoła on zebrać większość do przeforsowania niektórych ustaw, w tym projektów oszczędności budżetowych i reformy emerytalnej. Co pokazuje przykład tego skandynawskiego kraju? Otóż w czasach kryzysu polityką międzynarodową silniej, niż kiedy indziej rządzą interesy wewnętrzne. Wszystkie partie populistyczne opierają swoją popularność na projektach z zakresu polityki wewnętrznej. Większość działań destabilizujących porządek międzynarodowy, jak „rozgrzebanie” wojny w Libii, czy podniesienie kwestii zwiększenia kontroli na granicach państw strefy Schengen, jest podyktowanych rationale polityki wewnętrznej.
Z łatwością przychodzi w czasach kryzysu odcinanie się od liberalizujących życie obywateli projektów. Przykładem Holandia, gdzie nagle okazało się, że niektórzy obywatele państw strefy Schengen to wrzody na zdrowym, rozkochanym w tulipanach społeczeństwie. Cóż, rachunek ekonomiczny pewnie nie kłamie i ja wierzę w to, że Holendrom się nie opłaca utrzymywać pewnej grupy imigrantów na państwowym garnuszku. Niemniej zaskakująca jest zbieżność czasu tego wydarzenia z innymi, wskazującymi na to, że Europa ma dość poszerzania wolności.
Na koniec ostatnia uwaga. Naturalnie polityka finansowa państwa rządzi się innymi prawami, niż polityka gospodarstwa domowego. Pomimo tego, zdrowe kraje potrafią poznać bezpieczną granicę zadłużania się tak, aby być w stanie poradzić sobie z deficytem. W sytuacji zaś, kiedy „przeszarżuje się” z długiem, naturalnym jest wprowadzenie cięć oszczędnościowych. Kiedy my – Europa – szczególnie ta południowa w dzisiejszych czasach – zdamy sobie w końcu sprawę z tego, że nie można żyć ponad stan? Jeżeli Grecy czy Portugalczycy nie uświadomią sobie, że nie mogą więcej konsumować, niż produkować, to Europie grożą potężne zawirowania. Przykładem lekkomyślności Południa niech będzie rok 2004. W obu krajach, które obecnie proszą o pomoc Europę odbywały się wtedy wielkie święta sportowe – w Grecji Igrzyska Olimpijskie, a w Portugalii Mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Dzisiaj areny tamtych wydarzeń popadają w ruinę, zaczyna mówić się o rozbiórce stadionów w Portugalii. Czy naprawdę tak trudno było przewidzieć, że 40-tysięczny stadion w 60-tysięcznym mieście nie będzie się zapełniać?
Świat się zmienia.